XVII. "Rocznica śmierci"

778 27 2
                                    

Każdy człowiek, który choć raz zmierzył się ze stratą bliskiej osoby wie jak ciężko jest po prostu zapomnieć i żyć dalej. Nie każdy jest wstanie poradzić sobie z przytłaczającym żalem i wszechogarniającą pustką wypełniającą serce.

Na początku mówili, że czas leczy rany, że kiedyś zapomnę i będę żyć jak dawniej. Być może jako naiwne dziecko byłam w stanie uwierzyć w zapewnienia osób, które nawet mnie nie znały. Jednak po latach wiedziałam, że była to tylko nic niewarta formułka, wypowiadana przez ludzi, którzy po prostu nie wiedzieli co powiedzieć.

Czas nie jest wstanie wymazać bolesnych wspomnień z pamięci, wcale nie pomaga nam radzić sobie z problemem straty. Szybko się tego dowiedziałam, nie można było zapomnieć. Trzeba było to zaakceptować. Ja nie potrafiłam, ból straty każdego dnia rozrywał mnie od środka. By przetrwać musiałam po prostu wyprzeć fakt jego istnienia, udawać, że nic się nie stało. Tak też zrobiłam, zamknęłam wspomnienia ich śmierci głęboko w podświadomości. Jednak przez dwa dni w roku pozwalałam sobie na nowo przeżywać żałobę. Minęło 6 lat od pierwszej straty i 5 lat od drugiej, mimo to w te konkretne dwa dni za każdym razem czułam się jakbym przeżywała wszystko od nowa.
Dzisiejszy dzień dla większości osób był zwyczajnym wtorkiem, nic nieznaczącym dniem w naszej szarej rzeczywistości. Dla mnie jednak ten dzień był dniem, w którym przeżywałam na nowo stratę siostry, był rocznicą śmierci kompletnie niewinnego dziecka.

Na początku myślałam, że zamknę się w domu, odizoluje się od świata by cierpieć w samotności, tak jak robiłam to przez ostatnie lata. Jednak zrozumiałam, że nie jestem już tą samą osobą co kilka lat temu. Nie jestem już tą samą samotną, zostawioną na pastwę losu Crystal. Każdy mój dzień przestał być walką o przetrwanie, a ja sama przestałam być człowiekiem. Dlatego tym razem miałam zamiar żyć jak zwykle, zamierzałam tak jak codziennie iść do szkoły, spotkać się z Bellą i Cullenami. Zamierzałam wreszcie zacząć żyć od nowa, bez dręczącej mnie przeszłości, bez ciążącej na mnie od lat traumie. I mimo, że wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie, szczególnie że bolesne wspomnienia zalewały mój umysł jakby na zawołanie, nie zamierzałam się poddać. Nowa Crystal przecież się nie poddaje.

Dlatego właśnie od 3 lekcji próbowałam skupić się na tym co mówią nauczyciele, ale nie szło mi za dobrze. Co prawda starałam się nie myśleć i nie zagłębiać się we wspomnieniach atakujących moje myśli, ale moja podświadomość zdecydowanie nie chciała współpracować.

Zauważyłam też, że gdy jestem przepełniona psychicznym bólem ciężej mi się kontrolować, przez co jestem rozdrażniona. Zignorowałam to jednak i weszłam na stołówkę starając się zachować mój standardowy, dość radosny wyraz twarzy. Przeszłam szybko do stolika, przy którym zwyczajowo siedziałam.

- Cześć – rzuciłam do Belli, ignorując Edwarda.

- Hej.

- Nadal będziesz mnie ignorować? – zapytał z wyrzutem.

- Słyszałaś coś? – zwróciłam się do Belli – Tak jakby jakiś szum.

- Crystal... – westchnęła – wiem, że źle zrobili, ale przecież wygrałaś. Mogłabyś już sobie darować.

- Może i bym mogła, bo faktem jest, że wygrałam, ale nadal uważam, że jest zdrajcą.

- Ile razy mam ci powtarzać, że to nie był mój pomysł!

- Tyle ile będzie trzeba – mruknęłam, wreszcie zaszczycając go spojrzeniem – po drugie jakoś nie protestowałeś jak Emmett wcielił w życie swój świetny pomysł.

- A ty byś protestowała? – zapytał z niedowierzaniem.

- Tak – stwierdziłam jakby to było oczywiste, jednak wyobraziłam sobie podobną scenę i z bólem serca musiałam przyznać przed Edwardem, że to nie do końca prawda – okej, może masz racje, nie protestowałabym więc powiedzmy, tobie mogę wybaczyć.

- Widzisz, nie było tak trudno – powiedział uśmiechając się do mnie, tak jakby naprawdę mu zależało bym się z nim pogodziła.

- Ale Emmetta nadal uważam za podłą, zdradziecką gnidę – dodałam głośniej, tak by reszta rodziny zwróciła na mnie uwagę – i nic, kompletnie nic tego nie zmieni, a to że jeszcze żyje to akt mojej dobrej woli.

Usłyszałam prychnięcie Emmetta i coś o tym, że nie dałabym rady pozbawić go nieśmiertelności. Jasper jednak szybko sprowadził go na ziemie przypominając, że już raz z nim wygrałam. Potwierdziła to także Alice, a nawet Rose więc chcąc nie chcąc Emmett także musiał przyznać, że udałoby mi się go pokonać. Uśmiechnęłam się w stronę Edwarda, który także przysłuchiwał się wymianie zdań prowadzonej przez jego rodzinę. Trochę było mi szkoda, że Bella tego nie słyszy, ale dziewczyna była ewidentnie znudzona naszymi kłótniami więc może to i lepiej.

- Mam teraz WF, także będę już szła – powiedziałam lekko się uśmiechając w stronę pary – do zobaczenia po lekcjach.

- Mamy jeszcze angielski razem – przypomniała mi moja przyjaciółka, jako iż dzisiaj ciężko było mi myśleć o planie lekcji.

- Fakt – przyznałam wstając – więc do zobaczenia na angielskim.
Odwróciłam się z zamiarem wyjścia ze stołówki, ale Edward mi przeszkodził.

- Crystal, poczekasz chwile? Mam do ciebie sprawę.

- Dopiero ci wybaczyłam, a ty już czegoś ode mnie chcesz – zaśmiałam się.

- Proszę – popatrzył na mnie tak jakby było to coś naprawdę ważnego.

- Dobrze. Masz dwie minuty – stwierdziłam powoli kierując się w stronę wyjścia – czekam na zewnątrz.

Gdy tylko wyszłam z budynku szkoły czułam jakby kamień spadł mi z serca. Nawet nie wiedziałam, że tak ciężko będzie mi normalnie funkcjonować. Od lat pozwalałam sobie wspominać je tylko w te dwa dni, przez całą resztę roku po prostu udawałam jakby nigdy się nic nie stało. Teraz żyjąc, tak jak zawsze czułam jakbym robiła coś nieodpowiedniego. Bałam się, że próbując iść na przód cały ten ból wróci do mnie ze zdwojoną siłą, ale musiałam spróbować. By w pełni cieszyć się nowym życiem musiałam pozbyć się dni bólu i rozpaczy, by w spokoju żyć wiecznie musiałam pogodzić się z ich śmiercią.

Z moich przemyśleń wyrwał mnie Edward wychodzący z budynku. Zaczęłam iść przed siebie, bo domyślałam się, że jego sprawa ma związek z naszą naturą. Oczywiste było, że ludzie nie powinni tego słyszeć, dlatego zamierzałam odejść na tyle daleko, by nie mieli takiej okazji. Kierowałam się w stronę lasu, gdyż wydawało mi się to najbezpieczniejsze miejsce na tego typu rozmowy.

- Kim jest Amber? – zapytał jeszcze zanim doszliśmy.

Na dźwięk tego imienia zatrzymałam się gwałtownie. Nie powinien o niej wiedzieć, tak bardzo starałam się ukryć przed nim te wszystkie wspomnienia. Byłam pewna, że się udało.

- Skąd wiesz? – zapytałam cicho nadal się nie odwracając.

Nie miałam odwagi by na niego spojrzeć, nie chciałam by widział mój ból.

- Twoje myśli... Nie rozumiem o co chodzi, słyszę to imię i ból jaki ci przynosi – powiedział spokojnie – ukrywasz to, ale te myśli są natrętne, próbują przedostać się do twojego umysłu.

- Przestań – poprosiłam szeptem.
Nie byłam w stanie znieść tego co mówił, ani tego w jaki sposób to mówił.

- Słyszę jak z tym walczysz, ale nie rozumiem, dlaczego i...

- Przestań! – krzyknęłam, odwracając się w jego stronę.

Przestało mi zależeć na tym by ukryć ból zapewne malujący się na mojej twarzy. Teraz chciałam tylko by przestał o niej mówić.

- Crystal to...

- Przestań! Po prostu zamilcz! – warknęłam wściekła. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego się wtrącał. – Nie powinieneś tego wiedzieć, nie waż się więcej wypowiadać jej imienia!

- Chcę tylko wiedzieć co się stało – powiedział łagodnie powoli do mnie podchodząc.

- To nie jest twoja sprawa – cofnęłam się odruchowo – Rozumiesz? Po prostu się odczep.

- Umarła – stwierdził szeptem.

Na początku spojrzałam na niego zaskoczona, kompletnie się tego nie spodziewałam. Poczułam się jakby ktoś wbił mi nóż prosto w serce i to zdecydowanie nie była metafora. Realnie odczułam ból przeszywający całe moje ciało. Zapewne była to sprawka mojej podświadomości, bo jako wampir nie odczuwałam bólu. Jednak położyłam rękę na klatce piersiowej w miejscu, które jak mi się wydawało było jego źródłem.

- Jak śmiesz... – pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Crystal, tak strasznie mi przykro – powiedział, jakby moja reakcja była potwierdzeniem jego teorii.

- Zamknij się do cholery! To nie jest twoja sprawa, więc przestań... – nabrałam gwałtownie powietrza, próbując się uspokoić, ale nie pomagało. Edward po prostu patrzył na mój wybuch, a jego wzrok był pełen współczucia – po prostu przestań.

- W porządku, nie będę się wtrącał – zaczął delikatnie – ale uważam, że powinnaś z kimś o tym porozmawiać. Jeżeli nie chcesz ze mną, porozmawiaj z Bellą.

- Nie będę z nikim rozmawiać na temat śmierci mojej siostry – powiedziałam drżącym głosem – I nie mów o tym nikomu. W szczególności Belli.

- Crystal...

- Nie! Po prostu nie... – westchnęłam przeczesując włosy palcami – A teraz idę na lekcje. I tak już jestem spóźniona.

Ominęłam Edwarda ostatkami sił i samokontroli trzymając emocje na wodzy. Naprawdę dobrze sobie radziłam, dopóki Edward nie zaczął zgrywać psychologa. Wiedziałam, że chciał pomóc i normalnie pewnie bym doceniła jego dobre intencje, ale nie dziś. Nie w dniu, w którym chciałam po prostu zapomnieć.

∆∆∆∆
Generalnie chciałabym tylko powiedzieć jak bardzo się cieszę z ponad 100 gwiazdek. Naprawdę dawno nie byłam tak szczęśliwa.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz