Gdy byłam dzieckiem rutyna życia codziennego wydawała mi się nudna. Od zawsze chciałam czegoś więcej, marzyłam o przeżyciu wielkich przygód, z dala od domu. Dopiero gdy musiałam uciekać, gdy błądziłam ulicami stanu Waszyngton zrozumiałam jaka byłam głupia. Przez ostatnie pięć lat mojego życia uciekałam, szukałam schronienia, błąkałam się, kradłam. Robiłam to wszystko w nadziei, że kiedyś będzie lepiej, że mam jeszcze szanse na lepsze życie.
Po śmierci mojej matki byłam całkowicie przerażona. Miałam dwanaście lat, gdy zalazłam ją konającą na podłodze w łazience. Podcięła sobie żyły, i mimo że gdzieś w głębi spodziewałam się tego kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Gdy weszłam do tego pomieszczenia i zobaczyłam ją leżącą na zakrwawionej podłodze zrozumiałam, że tak właśnie kończy się moje życie, moja rutyna. W tamtym momencie, po prostu upadłam na kolana i dławiąc się własnymi łzami błagałam by ze mną została, modliłam się, aby to wszystko okazało się snem. Objęłam ją prosząc by coś powiedziała, a ta wyszeptała, że to moja wina. To były jej ostatnie słowa, zaraz po tym umarła w moich ramionach, zostawiając mnie samą. Zostawiając mnie samą, bezradną i przerażoną.
Właśnie wtedy zrozumiałam, że to mój koniec i muszę uciekać. Poniekąd jeszcze łudziłam się, że dam radę przetrwać w tym domu, to gdy ojciec nie pozwolił mi pójść na jej pogrzeb wiedziałam, że ucieczka to jedyne rozwiązanie. Na czas pogrzebu zamknął mnie w pokoju na piętrze, bym nie zrobiła niczego głupiego. Wtedy podjęłam jedną z
najważniejszych decyzji w moim życiu. Spakowałam najcenniejsze i najpotrzebniejsze rzeczy i licząc na szczęście wyskoczyłam przez okno. Ból jaki czułam przy upadku towarzyszył mi przez następne pięć lat, nie opuszczając mnie nawet na chwile.
Często zastanawiałam się czy podjęłam dobrą decyzje, czy nie lepiej było gdybym z nim została, jednak za każdym razem powtarzałam sobie, że to była jego wina. Nie moja, jego. Powtarzałam, że był potworem, a od takich ludzi trzeba uciekać. Nie chciałam stać się taka jak on. Nie byłam dobrą osobą, robiłam różne rzeczy by przetrwać, ale nie byłam tak wyrachowana jak mój ojciec. Może i byłam zła, byłam złodziejką, ale na pewno nie byłam psychopatką.
- Jesteś dobrą osobą Crystal – usłyszałam głos zza pleców.
Podskoczyłam delikatnie z zaskoczenia, obracając się szybko, żeby zobaczyć idącego w moją stronę Edwarda. Zawstydzona przetarłam twarz dłońmi, w końcu nie wiedziałam, ile z moich rozmyślań zdążył usłyszeć.
- Co tu robisz? – zapytałam w nadziei, że nie nawiąże do moich myśli.
- Nie przyszłaś na stołówkę, zmartwiliśmy się – odpowiedział siadając obok mnie na ławce.
Faktem było, że zamiast na stołówkę przyszłam usiąść na ławkę znajdującą się przed szkołą. W czasie przerwy obiadowej zazwyczaj nikogo tu nie było, a wewnętrznie bardzo tego potrzebowałam. Nie miałam też ochoty na żadne zaczepki ze strony Jessici, która od rozmowy u pani Williams cały czas szukała zwady.
- Wy?
- Wszyscy zauważyli, że nie jesteś dziś w nastroju, gdy nie przyszłaś na stołówkę stwierdziliśmy, że ktoś powinien z tobą porozmawiać – wyjaśnił, na co zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego padło akurat na ciebie?
- Chyba, dlatego że czytam w myślach – powiedział, a ja zaśmiałam się cicho – Właściwie chciała iść Alice, ale koniec końców stwierdziliśmy, że to nie jest dobry pomysł.
- Zazwyczaj przysyłaliście Jaspera – rzuciłam patrząc w niebo.
Żałowałam, że nie było słońca, lubiłam czuć promienie słoneczne na swojej skórze, chociaż nawet jakby wyszło zza chmur nie mogłabym tak po prostu cieszyć się jego ciepłem. To był jeden z minusów bycia wampirem.
- Jaspera? – spojrzał na mnie zdziwiony – My nie...
- Nieważne – mruknęłam orientując się, że Edward nie ma pojęcia o czym mówię.
Wychodziło na to, że Jasper pomagał mi ze swojej dobrej woli. Właściwie nie byłam zdziwiona, jego dar jednoznacznie wskazywał, że wampir był empatyczną osobą. Silnie odczuwał emocje innych, a moje w tamtym czasie były wyjątkowo silne. Nie obchodziło mnie, dlaczego postanowił mi pomóc, byłam po prostu wdzięczna, że to zrobił.
- Rocznica? – zapytał ostrożnie, nawiązując do niedawnej sytuacji i moich dzisiejszych przemyśleń.
- Nie – zaprzeczyłam szybko – Tak po prostu myślę...
Edward zamilkł na chwile zawieszając wzrok na lesie rozciągającym się przed nami. Podążyłam jego śladem, więc przez chwile po prostu siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w przestrzeń. Cisza między nami nie była wcale niezręczna, można by nawet powiedzieć, że była uspokajająca.
- Dlaczego nigdy o tym nie mówiłaś? – zapytał znienacka wampir przenosząc na mnie swoje spojrzenie.
- O czym?
- O twojej mamie i siostrze – wyjaśnił łagodnie, tak jakby bał się mojej reakcji.
Westchnęłam obejmując się ramionami, nie do końca wiedziałam co powinnam powiedzieć. Na samo wspomnienie chciało mi się płakać, na szczęście mój organizm nie wytwarzał łez.
- Nie wiem czy w ogóle jestem w stanie o tym mówić – zaczęłam cicho – sama ledwo przyznaje przed sobą co się stało.
- Próbowałaś? – zapytał, choć pewnie znał odpowiedź.
- Nie – przyznałam – Nie miałam po co, ani komu.
- Nie myślisz, że gdybyś o tym z kimś porozmawiała byłoby ci łatwiej?
- Ja... Nie wiem.
Mówiłam prawdę, właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałam, głównie dlatego że nie miałam nigdy nikogo komu mogłabym się zwierzyć. W sumie to przez większość czasu starałam się nie dopuszczać do siebie wspomnień tej sytuacji.
- Przemyśl to – powiedział wstając – rozmowa z kimś dobrze ci zrobi.
Przetarłam twarz dłońmi łapczywie nabierając powietrza, do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymywałam i mimo że wcale nie potrzebowałam oddychać, poczułam się trochę lepiej. Edward zrobił kilka kroków w stronę szkoły, gdy podjęłam bardzo spontaniczną decyzje.
- Gdy dowiedziałam się, że moja mama jest w ciąży, byłam przeszczęśliwa. Sama nie wiem dlaczego tak bardzo ucieszyłam się na myśl o rodzeństwie – zaczęłam uśmiechając się delikatnie, to było jedno z niewielu szczęśliwych wspomnień z tamtego okresu. Edward odwrócił się zdziwiony i zawrócił by znów usiąść koło mnie – Myślałam, że gdy maleństwo przyjdzie na świat mój ojciec się zmieni.
- Kiedy mówiłem, że powinnaś komuś opowiedzieć nie miałem na myśli siebie – powiedział, ale ja go zignorowałam. Wzięłam tylko głęboki oddech i zaczęłam mówić dalej.
- Pewnego razu, po kolejnej kłótni z ojcem, roztrzęsiona matka przyznała, że Amber nie jest jego córką, że go zdradziła. Byłam zaskoczona, nawet bardzo, ale przysięgłam, że zatrzymam to w sekrecie. Ojciec mną gardził, od zawsze, ale z Amber było inaczej, kochał ją. Widziałam to w jego oczach, gdy na nią patrzył – zawiesiłam na chwile głos patrząc w przestrzeń. Tak bardzo ciężko było mi do tego wracać. – Zrobiłam głupotę, byłam idiotką, nie udało mi się dochować tajemnicy... Pamiętam jak na mnie wrzeszczał, jak mówił, że jestem nic nie warta... Miałam tylko jedenaście lat. Wykrzyczałam mu, że jego cudowna Amber nie jest jego córką... Chciałam po prostu, żeby przestał wrzeszczeć... Do dziś nie wiem, jak mogłam to zrobić, przecież ją kochałam. Byłam przerażona, myślałam, że coś jej zrobi... jednak on po prostu wyszedł, a ja zostałam sama. Nie przyznałam matce, że mu powiedziałam... Myślałam że jak nic nie powiem sprawa ucichnie, ale... ale...
Nie chciałam dalej mówić, głos mi się trząsł podobnie jak ręce, ale czułam się jak w transie i choć bardzo nie chciałam mówiłam dalej.
- On ją... ją... Wróciłam do domu i znalazłam ją... je... Trzymała ją przyciśniętą do piersi a wszędzie było pełno krwi... tak strasznie dużo krwi...
Znów ten sam obraz, znów ja i tak strasznie bolesne wspomnienie. Czułam, że płacze mimo że po mojej twarzy nie spłynęła żadna łza.
- Crystal – zaczął Edward, ale szybko mu przerwałam.
- Mówiła, płakała, przekonywała, że ona tylko śpi, ale ja wiedziałam... wiedziałam, że to moja wina, że przeze mnie nie żyje, że ją zabiłam...
- Crystal, przecież to nie ty...
Uniosłam drżącą dłoń w jego stronę, by przerwać jego próbę uspokojenia mnie. Słyszałam to zbyt wiele razy, by mogło mi jakkolwiek pomóc.
- Powinien gnić w więzieniu, ale... był wysoko postawiony, a śmierć Amber uznano za nieszczęśliwy wypadek. To nie był wypadek do cholery! To nie był wypadek...
- Tak strasznie mi przykro – powiedział, po czym złapał moją dłoń.
To na chwile wyrwało mnie z transu, spojrzałam na nasze dłonie próbując uspokoić oddech. Odchyliłam głowę do tyłu i głośno odetchnęłam, by wrócić do historii.
- Potem był pogrzeb i żałoba... nie moja, mojej matki... nie mogła się otrząsnąć. Zostałam sama, dźwigając na sobie odpowiedzialność za wszystko i ogromny ból straty – zacisnęłam kurczowo dłoń, tak jakby był to moja kotwica w rzeczywistości – Ja się starałam... na prawdę..., żeby wszystko było dobrze... ale byłam tylko dzieckiem.
Nienawidziłam tego jak bardzo łamał mi się głos, nienawidziłam tego, że byłam tak bardzo wrażliwa, że to wszystko wywoływało we mnie takie emocje. Powinnam sobie z tym radzić, jednak nie potrafiłam.
- Kiedyś, gdy wracałam do domu, zastałam ciszę... głuchą ciszę, a to nie mogło oznaczać nic dobrego. Zazwyczaj ktoś krzyczał albo płakał... albo... albo... a wtedy była tylko cisza. Wiedziałam, że coś jest nie tak... – zacisnęłam usta w wąską linię, gdy wydobył się z nich szloch – Znalazłam ją na podłodze w łazience, umierała... Podcięła sobie żyły i wykrwawiała się na zimnych kafelkach. Pamiętam, jak rzuciłam wszystko i próbując zatamować krwawienie, dzwoniłam na pogotowie. Pamiętam, jak krzyczałam... jak błagałam, żeby nie odchodziła... jak przepraszałam, krzyczałam, żeby się odezwała... Płakałam, wrzeszczałam, a ona wyszeptała, że wie... wie, że to moja wina... Przepraszałam, ale ona... ona... zasnęła...
To było tak bardzo bolesne, za każdym razem wspomnienia i emocje im towarzyszące wyżerały mnie od środka. Paliły mnie, czułam się tak jak w czasie przemiany, jakbym płonęła żywcem. Jednak tym razem było inaczej, mimo że bolało to zwerbalizowanie wspomnień sprawiło, że coś się zmieniło, jakbym zrobiła jakiś przełom, krok w stronę wyjścia z żałoby. Chciałam wspominać je bez płaczu i bólu jaki teraz mi towarzyszył i zrozumiałam, że Edward miał racje i choć na początku byłam sceptyczna, gdy skończyłam mówić, mimo że byłam roztrzęsiona poczułam ulgę. Nie musiałam już tego ukrywać, zrozumiałam że naprawdę mogę sobie z tym poradzić.
Edward już nic nie mówił, nie próbował mnie pocieszać, nie oceniał. Byłam mu wdzięczna, bo właśnie tego teraz potrzebowałam. W tym momencie, na tamtej ławce, obydwoje wiedzieliśmy, że milczenie naprawdę jest złotem.
CZYTASZ
Golden crystal | twilight
FanfictionCrystal Stone nigdy nie wierzyła w drugą szanse. Życie brutalnie nauczyło ją, że ludzie się nie zmieniają. Lecz gdy w momencie w którym pragnęła śmierci dostała nieśmiertelność i spotkała pewną niestandardową rodzinę, potraktowała to jak dar od losu...