XLVI. "Plan ucieczki"

379 19 0
                                    

Wchodząc do domu przyjaciół napotkałam kolejną głośną kłótnie. Przewróciłam oczami słysząc jak nawzajem obrzucali się wyzwiskami i obelgami dotyczącymi pomysłów na rozwiązanie kryzysowej sytuacji. Krzyk to dość popularny sposób na radzenie sobie z trudnymi emocjami.

Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, w którym się znajdowali wszystkie wściekłe spojrzenia zostały skierowane na mnie, a właściwie na mojego towarzysza.

- Ani słowa – rzuciłam ostro, widząc jak Rosalie ma zamiar werbalnie zaatakować mojego przyjaciela – Nie ma na to czasu.

Blondynka tylko prychnęła pod nosem, a odwracając się dostrzegłam jak Ethan obrzuca ją morderczym spojrzeniem. Ta dwójka na pewno przyjaciółmi nie zostanie. W tym wszystkim była jeszcze Alice, która pomimo sytuacji, na nasz widok uśmiechnęła się od ucha do ucha
Ethan musiał przyjąć na siebie jeszcze kilka nieprzyjemnych spojrzeń zanim Cullenowie wrócili do tematu rozmowy, którą przerwaliśmy.

- Po prostu uciekniemy z tego pieprzonego miasta tak by nas nie znalazł! – Edward wykrzyczał to już któryś raz w ciągu tego dnia, dlatego przewróciłam oczami.

Podeszłam do stołu ignorując kolejną sprzeczkę wampirów o to kto ma rację. Chodzili po tej ziemi od dekad, a teraz nie mieli pojęcia co zrobić. Najwyraźniej życie nie zmusiło ich wcześniej do ciągłego uciekania. Choć nienawidziłam tej części mojej historii, teraz okazała się niezwykle przydatna. Pochyliłam się nad rozłożona mapą Stanów Zjednoczonych i oparłam się dłońmi o blat stołu. W myślach dopracowywałam szczegóły mojego planu, analizując wszystkie możliwości. Poczułam się jak za starych czasów. Zawiesiłam głowę i westchnęłam głęboko. James zapewne czatował gdzieś w lesie obserwując nasze poczytania. Nie mieliśmy dużo czasu, a właściwie nie mieliśmy go wcale.

- Może przerwiesz im zanim się pozabijają – zaproponował Ethan, stając przy mnie i gestem wskazując na Cullenów.

Odetchnęłam głęboko i przeczesałam palcami włosy. Teraz wszystko było w moich rękach, już nie było odwrotu.

- CISZA! – krzyknęłam, aby przebić się przez głosy w pokoju.

Szybko zyskałam ich uwagę, w pomieszczeniu nagle nie było słychać niczego, oprócz dwóch szybko bijących serc. Kiwnęłam głową z uznaniem i odchrząknęłam.

- Uciekamy – powiedziałam rzeczowo, co spotkało się z mieszanymi reakcjami.

Pokrótce przedstawiłam im swój plan i podkreśliłam istotę pomocy wilkołaka. Oprócz Carlisle’a i Esme nikt nie okazał aprobaty do mojego pomysłu. Nawet Bella pokręciła przecząco głową, na co zmarszczyłam brwi. Bała się o swojego ojca, z jednej strony to zrozumiałe, z drugiej zmiana planu była ryzykowna. Jednak widząc, że dziewczyna nie ma zamiaru ustąpić, szybko zaproponowałam rozwiązanie tego problemu.

- Musimy go zabić, a nie uciekać – powiedział rozemocjonowany Emmett.

- To też – mruknęłam, kiwając głową – Ale to zostawiam wam. Nigdy nikogo nie zabiłam i nie mam zamiaru. Ja zajmę się bezpieczeństwem Belli daleko stąd, a wy zneutralizowaniem Jamesa.

- Nie ma takiej, kurwa opcji! – przewróciłam oczami, przygotowując się na kolejny atak ze strony Edwarda – Myślisz, że powierzę ci jej życie tylko dlatego, że przez parę lat żyłaś na ulicy i uważasz, że wiesz co robisz? Się kurwa grubo mylisz!

Zacisnęłam zęby żeby nie powiedzieć czegoś głupiego. Nie mogłam uwierzyć, że chłopak tak po prostu zdradził część mojej tajemnicy, którą mu powierzyłam w chwili słabości. Do tej pory miałam gdzieś słowa, które kierował w moją stronę, ale to była przesada.

- Odpierdol się od niej! – warknął Ethan, chcąc pójść w stronę Edwarda.

Przeszkodziłam mu wchodząc pomiędzy nich i układając dłoń klatce piersiowej wilkołaka. Gdy tylko poczułam, że odpuszcza, zwróciłam się do Edwarda, zimnym i pozbawionym emocji głosem.

- Masz szczęście, że mamy teraz poważniejszy problem do rozwiązania, bo w innych okolicznościach rozniosłabym cię w drobny mak. I odpowiadając na twoje pytanie, tak. Powierzysz mi jej życie, bo nie masz najmniejszego pomysłu na to co zrobić. Nie potrafisz racjonalnie myśleć i jakimkolwiek działaniem naraziłbyś ja na jeszcze większe niebezpieczeństwo. I tak wiem co trzeba zrobić, bo ucieczka to coś w czym doskonaliłam się już od najmłodszych lat. Bo nie wiem co robiłeś jeszcze kilka miesięcy temu, ale ja uciekałam. Uciekałam przed wszystkim. Przez ostatnie pięć lat uciekałam przed całym światem. Jeżeli naprawdę ci na niej zależy, po prostu pozwól mi działać.

Nawet nie zorientowałam się kiedy postanowiłam w ogóle zwerbalizować te myśli. Nie powinnam tego robić. Przymknęłam powieki i odetchnęłam głęboko. Nie potrafiłam znieść ich zdziwionych spojrzeń dlatego wróciłam wzrokiem do mapy USA leżącej na stole.

- Jedźcie do Charliego – zarządziłam już opanowana. Z jednej strony wyzbyłam się strachu, z drugiej jednak złość także bardzo mi ciążyła – Załatwcie to szybko i postępujcie zgodnie z planem.

- Niech będzie – powiedział zrezygnowany Edward – Ale jeżeli coś jej się stanie...

- Tak wiem, zabijesz mnie.

- Nie – powiedział patrząc mi prosto w oczy – Będziesz z tym żyć do końca wieczności.

Zagryzłam wargę i pokiwałam głową. Nie dopuszczałam do siebie takiego scenariusza.

- Alice i Jasper wyruszą zaraz po was, potem ja i Ethan  – wróciłam ponownie do tematu – Alice, spotkamy się w tym miejscu dokładnie za pół godziny – wskazałam punkt na kolorowym papierze – Czas start.

Wszystko potoczyło się właściwie błyskawicznie. Edward chwycił Bellę pod ramię i razem z dziewczyną praktycznie wybiegi z domu. James na pewno nas obserwował dlatego wszystko musiało wyglądać jak najbardziej naturalnie. Wytężyłam słuch i już po chwili oprócz odgłosów silnika mogłam usłyszeć ich sprzeczkę. Brzmiała bardzo realnie, sama bym uwierzyła gdyby nie fakt, że to właśnie kazałam im zrobić. Gdy pojazd opuścił posesję, spojrzałam jeszcze raz na mapę. Za dokładnie trzy minuty Alice i Jasper wyruszą, na wypadek gdyby nie podążył za Bellą, powinien podążyć za nimi. Potem za następne trzy minuty, tym razem pieszo wyjdziemy razem z Ethanem.

Szybko ruszyłam z miejsca kierując się schodami na górę. W całym zamieszaniu planowania, zapomniałam spakować czegokolwiek. W domu Cullenów nie miałam za wiele więc w wampirzym tempie zajęło mi to nie więcej niż trzydzieści sekund. Schodząc z powrotem do salonu dostrzegłam zmieszanego wilkołaka i niską wampirzyce, która dawała mu jakiś wykład. Przewróciłam oczami, rzucając torbę podróżną pod ścianę.

- Alice, zostaw go – mruknęłam, chcąc uratować przyjaciela od słowotoku, którym obdarzała go aktualnie dziewczyna.

Ta kompletnie to olała dlatego posłałam błagalne spojrzenie w stronę Jaspera. Blondyn od razu zrozumiał o co mi chodzi i zakomunikował swojej dziewczynie, że muszą już ruszać. Wampirzyca westchnęła teatralnie i oświadczyła Ethanowi, że jeszcze dokończą tą rozmowę.

Wilkołak spojrzał na mnie porozumiewawczo, najprawdopodobniej nie chcąc komentować tego przy pozostałych Cullenach. Położyłam mu tylko rękę na ramieniu, chcąc pokazać, że rozumiem o co mu chodzi.

Westchnęłam ciężko i oparłam policzek o jego ramię. Sama nie wiem co mnie do tego pchnęło, jednak wcale nie żałowałam. Przyjemne ciepło i uczucie mrowienia, które pojawiały się za każdym razem gdy nasze ciała w jakikolwiek sposób się stykały, dały mi chwilowe wytchnienie od sytuacji. Przymknęłam powieki, rozkoszując się chwilowym uczuciem błogości. Kilka sekund później poczułam jak Ethan obejmuje mnie ramieniem i usłyszałam głośne prychnięcie. Rose i jej obiekcje, praktycznie w kierunku wszystkiego.

- Musimy iść – szepnął wilkołak, a ja otworzyłam powieki.

Miał rację. Stanęłam wyprostowana spoglądając na wszystkich pewnym i zimnym spojrzeniem. Nie było czasu na słabość.

- Tak więc idziemy – chwyciłam z pod ściany czarną torbę i zarzuciłam ją na ramię.

Dla pewności sprawdziłam czy mam telefon komórkowy, a gdy wyczułam urządzenie ruszyłam w stronę wyjścia bez pożegnania. Słyszałam jak Ethan idzie za mną, ale uparcie trwałam w milczeniu.

Wychodząc na świeże powietrze wytężyłam wszystkie zmysły. Chciałam się upewnić, że Jamesa nie było w pobliżu, chociaż jeśli naprawdę był dobrym tropicielem i tak bym go nie usłyszała. Słyszałam za to szybko bijące serce mojego towarzysza. Odwróciłam się napotykając przyjazne czekoladowe tęczówki.

- Prowadź – mruknęłam na tyle cicho, że tylko on mógł mnie usłyszeć.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz