XXI. "Wybuch"

710 37 0
                                    

- Crystal, co się dzieje? – zawołała Esme zapewne niepokojąc się trzaskiem, który wywołałam zamykając drzwi za Jasperem.

- Nic! – odkrzyknęłam szybko.

Nie miałam siły na kazania czy psychoanalizę w wykonaniu domowników, dlatego najrozsądniejszym wyjściem było po prostu w końcu wyjść z domu. Nie byłam przekonana do tego pomysłu, ale uznałam, że to i tak lepsze niż bezczynne siedzenie na podłodze. W ciągu trzech dni wyszłam z pokoju tylko dwa razy, a siedzenie w czterech ścianach powoli wzmagało moją irytacje.

Od trzech dni także nie polowałam, a dające o sobie znać pragnienie sprawiało, że byłam jeszcze bardziej rozdrażniona. A właściwie tak sobie tłumaczyłam obecny stan. Mimo wszystko zdecydowałam się na wyjście na polowanie, z jednej strony by się uspokoić, a z drugiej aby uciec od oskarżeń rodziny Cullenów.

Aby uniknąć pytań postanowiłam wyskoczyć przez okno i jak najszybciej udać się w stronę lasu. Wzięłam delikatny rozbieg i już po chwili znajdowałam się pomiędzy drzewami. Rozwinęłam największą prędkość starając się oczyścić umysł z natrętnych myśli.

Gdy tylko skończyłam polować skierowałam się, już zdecydowanie wolniejszym krokiem, w stronę niewielkiej polany. Tej samej, na której jeszcze niedawno przekonywałam Jaspera, że musi pogodzić się z tym, że odczuwa pragnienie. Tym razem przyszłam tu, by przekonać samą siebie o tym, że wszystko w końcu się ułoży, że w końcu poczuje się lepiej.

Podeszłam do strumyka i powoli usiadłam na jego brzegu. Nie byłam już w stanie określić tego co czuje, wiedziałam, że Jasper miał racje, że jestem tykającą bombą, której bardzo blisko do wybuchu. Najgorsze było to, że nie potrafiłam nic z tym zrobić, czułam się dokładnie tak samo jak sześć lat temu. Tak jakby Amber dopiero umarła. Chciałam zrobić tak jak poprzednio, zamknąć te wydarzenia w szczelnej szufladzie, gdzieś w odmętach podświadomości, ale za każdym razem, gdy tylko czułam się lepiej i zamykałam oczy widziałam tą scenę i znowu czułam się kompletnie rozbita.

Odetchnęłam głęboko starając się o tym nie myśleć, chciałam po prostu cieszyć się chwilą samotności w pięknym miejscu. Postanowiłam sprawdzić czy za pomocą daru mogę kontrolować wodę. Wyciągnęłam ręce w kierunku strumyka i zwizualizowałam sobie to co chciałam osiągnąć. Ku mojemu zadowoleniu przede mną utworzyła się dość sporych rozmiarów kula. Ruchem dłoni postanowiłam uformować z niej inny kształt i już po chwili wpatrywałam się w piękne wodne serce. Uśmiechnęłam się szeroko dając się ponieść fantazji.

Jedną rękę trzymałam wyprostowaną i skierowaną prosto na wodę, sprawiała ona, że serce było na wysokości moich oczu. Drugą zaś wykonałam kilka gestów wcielając moje wyobrażenia w życie. Teraz zamiast serca można było zobaczyć pięknego wodnego łabędzia. Roześmiałam się i uniosłam go w górę sprawiając, że wyglądał tak jakby naprawdę latał.

- Piękny – powiedział głos z drugiego końca polany.

Wzdrygnęłam się zaskoczona, byłam przekonana, że jestem tu sama, więc przerażona stanęłam cała się spinając, a łabędź stracił swoją formę i zamienił się w strugę wody, która spadła prosto na mnie. Woda ściekała mi po włosach i ubraniu, a ja wściekła odwróciłam się do sprawcy zamieszania.

- Jasper – wysyczałam zdejmując mokre kosmyki włosów z twarzy – zabije cię. Przysięgam, jeszcze raz się w ten sposób zakradniesz, urwę ci głowę.

- Przepraszam – powiedział, słyszałam w jego głosie, że naprawdę szczerze żałuje, że mnie wystraszył.

Jednak jego przeprosiny nie wystarczyły bym się uspokoiła. Patrzyłam na niego z żądzą mordu w oczach i wampir na pewno to zauważył.

- Dlaczego za mną łazisz?!

- Jesteś zdenerwowana – stwierdził ostrożnie.

- Naprawdę? – przewróciłam oczami – Bo mnie irytujesz! I do tego jestem cała mokra.

Wzdrygnęłam się przypominając sobie o przemoczonych ubraniach przylegających mi do ciała. Chciałam coś dodać, ale wtedy wpadłam na dużo lepszy pomysł. Odwróciłam się szybko w stronę strumyka i za pomocą kilku ruchów dłoni uformowałam kule wody, a następnie posłałam ją prosto w stronę Jaspera. Wampirowi nie udało się uciec więc po chwili oboje byliśmy cali mokrzy.

- Crystal! – krzyknął totalnie zaskoczony, przecierając twarz dłońmi.

- Już mi lepiej – uśmiechnęłam się, choć było to oczywiste kłamstwo – Skoro jesteśmy kwita, możesz powiedzieć po jaką cholerę za mną polazłeś. Czego ode mnie chcesz?

- Chcę ci pomóc – odpowiedział poważnie.

Nigdy bym nie pomyślała, że trzy słowa mogą wywołać we mnie takie emocje, jednak w tym momencie nie mogłam się dziwić. Byłam kompletnie rozchwiana emocjonalnie przez co nawet zwykłe spojrzenie, sprawiało, że nie byłam wstanie kontrolować swoich reakcji.

- Nie chce twojej pomocy – powiedziałam zaciskając dłonie w pięści tak aby ukryć ich drżenie. Kompletnie nad tym nie panowałam, byłam zła, że zwykłe wspomnienie o moich problemach budziło we mnie takie emocje. – Nie chcę niczyjej pomocy.

- Dobrze wiesz, że jej potrzebujesz Crystal. Nie panujesz nad swoimi emocjami – oznajmił, jak gdyby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że miał racje. Nie panowałam nad swoimi emocjami ani nad reakcjami swojego organizmu, ale to było coś z czym musiałam poradzić sobie sama. Już raz mi się udało, jako dwunastoletnia dziewczynka poradziłam sobie z ich odejściem to i teraz poradzę sobie ze wspomnieniami.

- Zajmij się sobą – warknęłam – albo Alice. Obojętnie, po prostu się odczep.

Odwróciłam się i zaczęłam iść w przeciwnym kierunku do Jaspera. Droga przeze mnie obrana była zupełnie przypadkowa i najprawdopodobniej prowadziła donikąd, ale w tym momencie wcale mnie to nie obchodziło. Miałam nadzieje, że raz na zawsze zakończyliśmy ten temat, jednak Jasper zdecydowanie nie podzielał mojego zdania. Dobiegł do mnie w ułamku sekundy i szarpnięciem za ramię odwrócił w swoją stronę.

Niestety to była bardzo nieprzemyślana decyzja z jego strony i już po chwili musiał ponieść konsekwencje swojego czynu. Już nad sobą nie panowałam, nie chciałam mu zrobić krzywdy, ale byłam na granicy wytrzymałości. Balansowałam na bardzo cienkim lodzie i wystarczyła niewielka iskra bym wybuchła.

Gdy tylko znalazłam się twarzą do Jaspera, niewidzialna siła odrzuciła wampira na kilka metrów. Drzewa zaczęły kołysać się na wietrze, mimo że dzisiaj w Forks wcale nie było wietrzno. Stałam na środku polany powodując wichurę, choć tak naprawdę wcale nie chciałam tego robić. Jasper powoli zbierał się z ziemi patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem, w jego oczach mogłam dostrzec obawę. Rozumiał co się dzieje, wiedział, że właśnie wybucham, że te wszystkie ataki paniki, potłuczone wazony, rozbite meble to nic w porównaniu do tego co miało za chwile nastąpić.

Rozglądałam się dookoła siebie kompletnie przerażona, nie wiedziałam jak to zatrzymać, bałam się, że nie jestem w stanie tego zrobić. Podczas tamtych ataków, wydawało mi się, że umieram, teraz doskonale zdawałam sobie sprawę, że to mój koniec. Nie dusiłam się, po prostu czułam jak ból, rozpacz, złość, żal, jak wszystkie emocje, które próbowałam zagłuszyć rozrywają mnie od środka. Jak pogrążam się w kompletnej otchłani, jak to co do tej pory czułam próbuje mną zawładnąć, a ja nie miałam siły, żeby z tym walczyć.

- Uciekaj – poprosiłam spoglądając z przerażeniem na Jaspera. Nie chciałam, żeby stał się przypadkową ofiarą mojego wybuchu.

- Nie zostawię cię – powiedział z przekonaniem, powoli pokonując przestrzeń, która nas dzieliła.

- Jestem rozbita, rozumiesz?! Nie zapanuje nad tym! Uciekaj!
Nie rozumiałam jak to możliwe, ale huragan był coraz silniejszy. Drzewa powoli tego nie wytrzymywały, słyszałam dźwięk łamiących się gałęzi, wokół nas unosiły się liście, które jeszcze przed chwilą zdobiły korony drzew.

- Zmierz się z tym. Tylko tak możesz sobie poradzić.

Wiedziałam co miał na myśli, ale wiedziałam też, że to pogorszy sprawę. Nie wiem jakim cudem byłam w stanie ustać na nogach. Trzęsłam się, a mój umysł w ogóle ze mną nie współpracował. Nie miałam siły walczyć, nie miałam siły się z tym mierzyć, chciałam po prostu się poddać.

W tamtym momencie chciałam po prostu umrzeć.

Żałowałam, że nie udało mi się zabić. W tamtym momencie tak bardzo żałowałam, że jestem nieśmiertelna.
Doskonale wiedziałam, że teraz pozostawało mi tylko jedno wyjście, musiałam wyznać całą prawdę, wykrzyczeć wszystko to co na mnie ciążyło. Nie chciałam tego robić, ale nie widziałam innego wyjścia z tej sytuacji.

- Zabiłam je! To była moja wina! Wszyscy, których kochałam nie żyją i to tylko moja wina! – krzyczałam bez opamiętania, huragan ciągle przybierał na sile, zaczynało grzmieć, a ja cały czas czułam się tylko gorzej – Nie zasługuje na to, żeby żyć! To ja powinnam była umrzeć! Moja siostra i matka nie żyją przeze mnie! Mogłam go powstrzymać, gdybym tylko jej posłuchała, Amber by żyła! Zabiłam ją... zabiłam własną siostrę.

Powiedziałam wszytko co leżało mi na sercu, od sześciu lat. Ukryłam twarz w dłoniach zanosząc się szlochem. Było mi wstyd, ale z drugiej strony wreszcie wyjawiłam prawdę. Wszyscy mówili, że śmierć Amber to była wina ojca, że nie miałam na to wpływu i że nie mogę się obwiniać, ale prawda była taka, że to przeze mnie się dowiedział o tym, że nie jest jego córką. Widziałam w oczach mojej matki, że to była moja wina i choć na początku nie chciała przyznać, że tak myśli, winiła mnie. Gdy umierała w moich ramionach, zdołała tylko wyszeptać, że to przeze mnie Amber nie żyje, że odebrałam jej jedyną nadzieje. Oznajmiła dwunastoletniej dziewczynce, że ta popchnęła ją do samobójstwa i miała racje, zabiłam wszystkich, na których mi zależało.
Myślałam, że gdy wreszcie wyrzucę z siebie to wszystko, nareszcie poczuje się lepiej, że wszystko to co się teraz dzieję minie, a ja wreszcie się od tego uwolnię, ale było tylko gorzej. Wspomnienia zalewały mój umysł, tak jakbym właśnie zburzyła jakąś tamę. Czułam jak ogromny ból trawi całe moje ciało, jak z sekundy na sekundę robię się coraz słabsza.

- Krzycz. Wyrzuć to z siebie. – nakazał mi Jasper łapiąc mnie za ramiona. Nie zauważyłam nawet kiedy znalazł się obok mnie. – Krzycz, najgłośniej jak potrafisz!

Nie wiedziałam czy to mi pomoże, właściwie nie wiedziałam czy cokolwiek może mi pomóc, ale postanowiłam spróbować. Nie miałam już nic do stracenia. Jaspera już nie było obok mnie, w wampirzym tempie oddalił się na drugi koniec polany, a potem już wolniejszym krokiem wszedł między drzewa. Nie rozumiałam o co chodzi, dlatego dla bezpieczeństwa nie ruszyłam się o krok. Po chwili Jasper skinął głową, dając mi tym samym znak abym wykonała jego polecenie. Nie wiedziałam czego się spodziewał, ale nie miałam siły o tym myśleć. Chciałam by to wszystko po prostu zniknęło, by ból, który czułam każdą komórką mojego ciała po prostu zniknął.

Przeraźliwie głośny wrzask wydostał się z mojego gardła, a wraz z nim cały ból, cała rozpacz oraz wszystkie emocje, które w tamtej chwili przepełniały całe moje ciało.

Krzyczałam, bo byłam zepsuta.

Krzyczałam, bo byłam rozbita, bo byłam wściekła, bo byłam bezsilna.

Wrzeszczałam, dlatego że byłam przerażona i przede wszystkim dlatego że byłam już tym wszystkim zmęczona.

Porywisty wiatr, który do tej pory wywoływałam zmienił się w niewidzialną moc, która poderwała w górę wszystko co tylko mogło oderwać się od ziemi. Moc tak silną, że niszczyła wszystko na swojej drodze, także drzewa znajdujące się dookoła polany.

Ja jednak wciąż krzyczałam. Nieprzerwanie, jakby od tego miało zależeć czyjeś życie. Pozwoliłam by wszystkie wspomnienia znalazły ujście w tym dźwięku, w tej mocy, która powoli opuszczała moje ciało. Nie mogłam przestać krzyczeć, czułam, że musze kontynuować, mimo iż powoli traciłam siły. Nie chciałam przestawać, wrzask dawał ukojenie, dawał spokój, którego tak mi brakowało. Dawał bezkresną pustkę, której w tamtym momencie tak bardzo pragnęłam.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz