XXV. "Słabość nową siłą"

602 33 2
                                    

Od zawsze uważałam, że ludzie nie doceniają piękna otaczającego nas świata. Nie potrafią znaleźć chwili by przyjrzeć się pięknej zieleni znajdującej się wokół nich. Nie dostrzegają tego co znajduje się koło nich. Być może dlatego, że za bardzo skupiają się na przyziemnych sprawach, kompletnie nie zwracając uwagi na otaczającą ich rzeczywistość. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, moje życie nie było proste, ale zawsze podziwiałam wszystko to co świat miał nam do zaoferowania.

Poniekąd mogłam jeszcze zrozumieć ludzi, którzy nie znajdywali przyjemności w obcowaniu z natura o tyle kompletnie nie mieściło mi się w głowie jak można było celowo i bezwstydnie ją niszczyć. Często przebywałam w lesie, zazwyczaj po to by schować się przed rzeczywistością i po przemianie w wampira nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tak samo nadal bolały mnie sterty śmieci czy wykarczowane tereny pod budowę nowego osiedla apartamentowców. Świat powoli zmieniał się w betonową dżunglę, a ja tak bardzo nie mogłam się z tym pogodzić.

Nie mogłam się także pogodzić z tym, że sama niedawno przyczyniłam się do zniszczenia mojego ulubionego miejsca w lesie znajdującym się przy domu Cullenów. Piękna mała polana z niewielkim strumykiem i otaczającymi ją drzewami wyglądała jak pole bitwy, jakby przeszedł przez nią potężny huragan niszczący wszystko na swojej drodze. Po części była to prawda, nie panując nad sobą, swoimi emocjami, a także darem wywołałam wichurę zdecydowanie silniejszą niż te które czasami pojawiały się w tym małym miasteczku. Jednak nie ona była powodem, przez który polana była w takim stanie. Podczas wybuchu, wydając z siebie przeraźliwy krzyk stworzyłam fale niszczycielskiej mocy i choć nie zrobiłam tego celowo patrząc na jej skutki było mi wstyd. Jednak dzięki temu dowiedziałam się jednej bardzo ważnej rzeczy, byłam dużo potężniejsza niż mi się wydawało, lecz musiałam się jeszcze dowiedzieć, czy potrafię to odtworzyć bez targających mną negatywnych emocji.

Nie chciałam już niczego więcej niszczyć dlatego by się o tym przekonać wróciłam w to samo miejsce, w końcu ciężko zniszczyć coś co już było zniszczone. Postanowiłam zacząć od czegoś łatwiejszego, wiedziałam, że potrafię kontrolować wodę, na podobnej zasadzie jak wszystkie przedmioty. Wichurę najprawdopodobniej stworzyłam w ten sam sposób tylko tym razem podświadomie przejmując kontrole nad powietrzem.

Odetchnęłam głęboko, aby oczyścić umysł i delikatnie rozprostowałam palce i uniosłam dłonie. Wiedziałam, że muszę skoncentrować się na ruchu cząsteczek powietrza tak by na początku wywołać tylko delikatny wiatr. Już po chwili poczułam jego powiew na policzkach, a gdy skupiłam się na jego intensywności moje włosy zaczęły powiewać coraz bardziej. Uśmiechnęłam się pod nosem coraz bardziej wzmagając jego siłę. Poczucie, że nad tym panuje dawało mi ogromną radość, zdecydowanie większą niż się spodziewałam. Zacisnęłam dłonie w pięści przerywając kontrolę, porywisty wiatr tak szybko jak się pojawił, tak po prostu znikł.
Zaśmiałam się głośno, podskakując w miejscu, miałam racje, mogłam nad tym zapanować. Byłam podekscytowana i niewiarygodnie szczęśliwa, pierwszy raz od dawna byłam naprawdę szczęśliwa. Chciałam krzyczeć, podzielić się tym ze światem, w końcu było czym, wreszcie wychodziłam na prostą, do tego byłam dużo silniejsza niż wcześniej.

Teraz pozostawała mi do sprawdzenia już tylko jedna rzecz, coś dużo potężniejszego od wywoływania wiatru, jakkolwiek silny by on nie był. W celu sprawdzenia swojej teorii w wampirzym tempie przyniosłam trzy dużo wcześniej połamane konary i wbiłam je w ziemie tak by utrzymywały się w pozycji pionowej, mniej więcej na środku polany. Oddaliłam się szybko na jej koniec i zamknęłam oczy. Chciałam ponownie stworzyć tą niszczycielską moc i choć trochę się bałam, wiedziałam, że muszę spróbować. Spróbowałam ją sobie wyobrazić, jak niszczy konary które przed chwilą postawiłam. Nie usłyszałam jednak żadnego trzasku ani nic podobnego. Z wahaniem otworzyłam oczy i zrozumiałam, że nic się nie stało.

Byłam rozczarowana, nastawiłam się na to, że potrafię to odtworzyć, w pewnym sensie dawało mi to poczucie, że jestem silna. Rozczarowałam się tym, że wcale nie byłam silna. Westchnęłam i odwróciłam się zrezygnowana mając zamiar wrócić do domu Cullenów. Jednak po zrobieniu dwóch kroków wpadła mi do głowy jedna myśl i postanowiłam ją przetestować, dlatego ponownie spojrzałam na kawałki drewna wbite w ziemie.
Gdy na początku próbowałam użyć daru okazało się, że wykonywanie gestów jest do tego konieczne. Nie do końca rozumiałam dlaczego, skoro dar opierał się na wizualizacji, ale za każdym razem potrzebowałam chociaż niewielkich ruchów dłońmi, czasem wystarczało same ich uniesienie, oczywiście nie licząc sytuacji, w których używałam go podświadomie. Tym razem nie chodziło o zwykłe użycie daru, dlatego moja teoria zakładała, że same gesty nie wystarczą.

Stanęłam wyprostowana delikatnie odchylając ręce na boki, kierując wewnętrze strony dłoni w kierunku pni. Odetchnęłam głęboko i postanowiłam sprawdzić swoją teorie. Krzyknęłam tak jak wtedy, najgłośniej jak potrafiłam, dodając do tego wizualizacje. Po chwili poczułam jak moc po prostu opuszcza moje ciało, nie przerywając krzyku otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak podrywa wszystko na około do góry po czym bez problemu roztrzaskuje pnie na drobne kawałki, tak jakby wcale nie były drewniane, tylko zrobione z bardzo delikatnego materiału.

Gdy przestałam zorientowałam się, że czuje się jakby cała energia ze mnie uleciała, nie wiedziałam czy to w ogóle możliwe czy to tylko wytwór mojej wyobraźni ale czułam się po prostu zmęczona. Jednak mimo tego w tamtej chwili byłam przeszczęśliwa, odkrywanie nowych coraz potężniejszych możliwości daru było czymś niesamowitym. Nigdy nie czułam się jednocześnie tak bardzo słaba i tak bardzo potężna.

Chciałam się tym podzielić ze wszystkimi, po wielu dniach mroku wreszcie w moim życiu wyszło słońce. Z drugiej strony nie chciałam mówić Cullenom o moich nowo odkrytych umiejętnościach. Nie było konkretnego powodu, po prostu gdzieś w głębi czułam, że powinnam poczekać. Nie mogłam się jednak oprzeć się pokusie popędzenia w stronę ich domu. Nie pamiętałam nawet kiedy ostatnio biegłam tak szybko, ale już po chwili wbiegałam po schodach szybko otwierając drzwi.

W salonie zastałam Esme, Carlisle’a i Rosalie, z dziewczyną nie było Emmetta co wywołało u mnie zdziwienie, ale szybko zorientowałam się, że walczy z Jasperem w ogrodzie za domem.

- Crystal, gdzie byłaś? – zapytała ostrożnie Esme.

- Mnie bardziej interesuje co masz na włosach? – rzuciła Rose, a ja automatycznie przeczesałam je palcami.
- Szczątki drzewa – mruknęłam, patrząc na kawałki drewna i liści w mojej dłoni, wzruszyłam tylko ramionami, a kobiety spojrzały się na mnie podejrzliwym wzrokiem – Miło mi cię widzieć Carlisle.

- Ciebie też miło – odpowiedział niepewnie, nie rozumiejąc o co mi chodzi – chyba...

- Potrzebuje przysługi.

- Co się dzieje? – zapytał z obawą, ewidentnie miał traumę po mojej ostatniej prośbie, zresztą podobnie jak Esme.

- Było by miło jakbyś wypisał mi zwolnienie lekarskie – wytłumaczyłam, ale wampir nie wyglądał jakby zrozumiał – nie było mnie w szkole już z dwa tygodnie, jak nie więcej, muszę tam się tam w końcu pokazać, bo zaczną dzwonić do moich rodziców.

- Przecież ty nie masz rodziców – zauważyła Rose.

- Rosalie! – Esme trąciła ją w ramię, normalnie ta uwaga może by mnie zabolała, ale w tym momencie nic nie było w stanie zepsuć mojego nastroju.

- W tym rzecz. Lepiej żeby się nie dowiedzieli, że Elizabeth Stone nie istnieje. Także potrzebuje papierka, że byłam chora, a ty jesteś lekarzem, także...

- Dobrze wypisze – podniósł ręce w geście kapitulacji, ale widziałam, że nie był zadowolony z mojej propozycji – Tylko... co ja mam ci tam wpisać?

- Nie wiem, cokolwiek – wzruszyłam ramionami – jak dla mnie może być nawet epizod depresyjny, ważne żeby było.

- No nie wiem...

- Wymyślisz coś, wierzę w ciebie.

- Ty się na pewno dobrze czujesz? – zapytała Esme, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w tak drastyczną zmianę mojego nastawienie.

- Czuje się zdecydowanie lepiej niż dobrze, Esme.

- Nareszcie – dodała Rose przewracając oczami.

Wiedziałam, że mój stan był uciążliwy dla Cullenów, nikt właściwie nie wiedział o co chodziło, wiedzieli tylko, że dzieje się ze mną coś złego, i że w ogóle nad tym nie panuje.

- Jakby wam to powiedzieć... – zaczęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie z zaciekawieniem – Crystal ponownie wraca do gry.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz