XXXII. "Paradoks strachu"

453 23 3
                                    

- Gdzie jest twoja nieodłączna druga połówka? – zapytałam za śmiechem dobiegając do Belli.

Poprawiłam torbę zsuwającą się z ramienia, cały czas niedowierzając, że Bella idzie w stronę wyjścia ze szkoły bez Edwarda. Nie zdarzało się to zbyt często, właściwie nie pamiętałam, kiedy ostatnio nie było przy niej wampira.

- Co? – spojrzała na mnie zdziwiona.

- Są dwie możliwości, albo umarł, albo porwała go Alice – uśmiechnęłam się w jej stronę.

- O czym ty...? – zaczęła marszcząc brwi – Aaa już rozumiem, znowu się go czepiasz – spojrzała na mnie oskarżycielsko.

- Oj tam, że zaraz czepiasz, ja po prostu poczyniam obserwacje i dziele się z tobą wnioskami.

Bella tylko westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana. Roześmiałam się obejmując ją ramieniem. Na początku chciała się wyrwać z uścisku, ale szybko zrozumiała, że nie ma ze mną szans.

- Swoją drogą nie nudzi cię to? – zapytałam, ponownie poprawiając spadającą torbę. Westchnęłam tylko zirytowana, zaciskając zęby.

- O co ci znowu chodzi?

- Odkąd z nim jesteś praktycznie nie rozmawiasz z nikim innym – wyjaśniłam, na co ta spojrzała na mnie dziwnie – to nudne.

- Cały czas się czepiasz – mruknęła – A ty to niby z kim rozmawiasz? Jakoś nie widziałam abyś nawiązywała jakieś znajomości poza Cullenami.
Bardzo sprytnie odbiła moje pytanie, więc od razu zrozumiałam, że coś musi być na rzeczy, ale postanowiłam za bardzo nie naciskać, choć nie byłabym sobą, gdybym nie pociągnęła tematu jeszcze przez chwilę.

- Cullenowie to pięć w porywach do siedmiu osób do rozmowy. Edward to jedna, chyba że ma jeszcze jakieś dodatkowe osobowości o których nie wiem, ale to i tak ciągle ta sama twarz.

- Jesteś niemożliwa.

- Tylko trochę – przewróciłam oczami i kontynuowałam swoją wypowiedź – Po drugie moje znajomości z kimkolwiek innym nie kończą się zbyt dobrze. Na przykład po mojej niefortunnej znajomości z Jessicą pozostała mi terapia.

- Co? Jaka terapia? – zapytała zdziwiona, a ja zrozumiałam, że dziewczyna nie ma zielonego pojęcia o czym mówię.

- A bo ci nie mówiłam, pani Williams po incydencie z zupą stwierdziła, że potrzebuje pomocy psychologicznej. Jutro mam pierwszą sesje, nie mogę się doczekać.

- Biedna pani Williams – zaśmiała się dziewczyna, na co spojrzałam na nią z wyrzutem.

- Ej! – pacnęłam ją lekko w ramie, po czym sama zaczęłam się śmiać. Nie wątpiłam, że wystarczy kilka spotkań na nasza psycholog sama zrezygnuje z chęci udzielania mi jakiejkolwiek pomocy.

Powiew świeżego powietrza na mojej twarzy był najbardziej wyczekiwaną przeze mnie rzeczą przez cały dzisiejszy dzień. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy tylko przeszłyśmy przez drzwi budynku naszego liceum. Od rana nie mogłam się doczekać aż wyjdę ze szkoły, planowałam wszak odwiedzić dzisiaj Cullenów, gdyż coraz częściej słyszałam wyrzuty, głównie ze strony Alice, że przestałam do nich przychodzić.

Już chciałam się żegnać z dziewczyną, aby tak jak zawsze udać się w stronę lasu, ale moją uwagę przykuła postać stojąca na jego skraju. Zmarszczyłam brwi skupiając wzrok na osobie stojącej w cieniu drzew, a obraz jej twarzy sprawił, że instynktownie wstrzymałam oddech cofając się o krok. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, dlatego zamrugałam kilka razy w nadziei, że to mój umysł płata mi figle, a postać po prostu zniknie.

Nie zniknęła, praktycznie czarne oczy wlepione w moją osobę sprawiały, że czułam jakby przeszywały mnie na wylot. Momentalnie przeszedł mnie dreszcz, przygryzłam wargę próbując zebrać myśli. Przed szkołą, na skraju lasu stał wilkołak, ten sam, którego spotkałam wtedy na polanie. Nienawidziłam się za to, że znowu sparaliżował mnie strach. Ethan, bo jeśli dobrze pamiętałam tak miał na imię ten chłopak, opierał się o drzewo i jak gdyby nigdy nic skanował mnie wzrokiem.

- Idziesz? – zapytała Bella, zauważając, że nie ruszyłam się z miejsca.

To na chwile mnie otrzeźwiło, zrozumiałam, że jest tylko jedne wyjście z tej sytuacji, nie wiedziałam z jakim zamiarami przyszedł wilkołak, ale szczerze wątpiłam by były pokojowe.

- Zapomniałam jednej rzeczy, muszę się wrócić – powiedziałam przez zaciśnięte zęby, siląc się na uśmiech.

- Wszystko ok? – dziewczyna zmarszczyła brwi, przyglądając mi się badawczo.

Wiedziałam, że mi nie uwierzyła, jednak nie miałam czasu by ją przekonywać, gdyż kątem oka zauważyłam, że chłopak rusza w naszą stronę.

- Tak, tak. Do zobaczenia jutro – powiedziałam szybko, po czym praktycznie wbiegłam z powrotem do budynku.

Ruszyłam szybko korytarzem nie zwracając uwagi na mijających mnie ludzi. Szybki chód po chwili zamienił się w bieg, a ja marzyłam tylko o tym by jak najszybciej znaleźć się po drugiej stronie budynku. Co rusz obracałam się do tyłu, upewniając się, że mnie nie goni. W całej tej sytuacji najbardziej przerażał mnie fakt, że ewidentnie przyszedł do mnie, a ja nie rozumiałam, dlaczego, przecież nie zrobiłam nic złego. Nie chciałam konfliktu, szczególnie nie z ludźmi zamieniającymi się w monstrualne zwierzęta.

Popchnęłam drzwi wyjściowe z taką siłą, że prawie wypadły z zawiasów, po czym wypadłam na zewnątrz. Widziałam dziwne spojrzenia ludzi przechodzących obok, ale nic sobie z tego nie robiłam, rozglądałam się tylko w około, mając nadzieje, że nie zobaczę go ponownie. Na szczęście z tej strony budynku byłam tylko ja i kompletnie przypadkowi, nieznani mi ludzie. Odetchnęłam z ulgą opierając się plecami o ścianę. Odruchowo położyłam dłoń na klatce piersiowej spodziewając się walenia serca, ale przewróciłam oczami, gdy przypomniałam sobie, że moje serce w ogóle nie bije. Nawet mimo że przyzwyczaiłam się do bycia wampirem, czasem zapominałam o takich sprawach, szczególnie w sytuacjach stresowych.

Wplotłam palce we włosy, starając się unormować oddech. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to spotkanie nie było przypadkowe, a wilkołak ewidentnie czegoś ode mnie chciał. Problem był taki, że w ogóle go nie znałam, widzieliśmy się raz przez krótką chwilę, więc nie rozumiałam o co chodzi.

Odepchnęłam się od ściany i szybkim krokiem ruszyłam w stronę mojego mieszkania. W mojej głowie co rusz pojawiały się różne teorie, jedne były skrajnie głupie, inne znowu kompletnie mnie przerażały. Zastanawiałam się czy powinnam była powiedzieć o tamtym spotkaniu Cullenom, czy przypadkiem nie popełniłam wielkiego błędu zatajając to przed nimi. Nie wiedziałam też czy powinnam powiedzieć im o tej sytuacji, z jednej strony wszystko co związane z wilkołakami mnie przerażało, a oni na pewno wiedzieliby, jak postąpić, z drugiej strony teraz musiałabym się tłumaczyć, dlaczego nie powiedziałam im na początku. Byłam rozdarta pomiędzy powiedzeniem im, a poczekaniem na rozwój sytuacji, jednak każda opcja wydawała mi się zła.

Byłam zła na siebie, że reagowałam w ten sposób na sytuacje stresowe, kiedyś było inaczej, potrafiłam zachować zimną krew i na szybko wymyślić sensowny plan wyjścia z kryzysowej sytuacji. Przemiana zmieniła wiele rzeczy w moim życiu i ta właśnie była jeną z nich. Odkąd stałam się wampirem moje reakcje na różne sytuacje uległy upośledzeniu, a ja kompletnie nie rozumiałam, dlaczego. W przypadku zagrożenia jako słaby człowiek radziłam sobie świetnie, teraz gdy byłam o wiele potężniejsza paraliżował mnie strach. Nie mogłam się pozbyć wrażenia, że całe moje życie to jeden wielki paradoks.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz