XXII. "Czterysta pięćdziesiąt trzy"

699 34 0
                                    

Pustka.

Dla jedynych katorga i kompletnie wykańczające uczucie. Niektórzy ludzie wiele by oddali by poczuć cokolwiek, choćby i nawet najgorszy ból. Dla mnie za to była wybawieniem, spokój duszy jaki mi przynosiła był nieporównywalny do niczego innego. Pozbycie się tych wszystkich negatywnych emocji jakie dręczyły mnie od niedawna ze zwielokrotnioną siłą niż zwykle, przyniosło mi wielką ulgę.

Zniszczenie.

Efekt uboczny ukojenia. Od zawsze wiedziałam, że jestem destrukcyjna, jednak nigdy nie podejrzewałam nawet, że moja moc może być tak silna. Byłam wstanie wywołać huragan, prawdziwą wichurę porywającą wszystko dookoła. Bez zastanowienia stworzyłam fale niszczącą wszystko co napotkała po drodze. Z jednej strony było to przerażające, z drugiej jednak znając swoje możliwości czułam się silniejsza. Mój dar zawsze kojarzył mi się z siłą, lecz teraz poznając inne jego możliwości, wydawał mi się dużo potężniejszy.

Cisza.

Krzyk, jaki do tej pory nieustannie słyszałam w myślach ucichł, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się stało, dlaczego wrzask, który rozrywał mi czaszkę i nie pozwalał racjonalnie myśleć po postu zniknął. Jednak uczucie jasnych myśli sprawiało, że wcale nie chciałam rozumieć, w obawie przed jego powrotem.

Spokój.

Coś czego dawno nie czułam. Wszystkie myśli, wspomnienia, wszystko co mnie dręczyło do tej pory wyparowało. Pozostał tylko spokój, uczucie, za którym tak bardzo tęskniłam.

Jasper nie zadawał pytań, nie kazał tłumaczyć, nie liczył na żadną rozmowę. Wiedział i czuł, że to mi pomogło, że czuje się lepiej i wiedziałam, że liczy na to, że cała ta sytuacja dobiegła końca. Ja też na to liczyłam i mimo, iż czułam, że to już koniec, to jednak gdzieś w głębi mnie pozostawała obawa, że to jeszcze kiedyś do mnie wróci. Miałam jednak nadzieje, że prędko to nie nastąpi, bo tak bardzo pragnęłam powrócić do normalności, wyjść z tego epizodu bólu i rozpaczy.

Teraz czułam się tak jak zwykle, jakby całe ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie miały miejsca. Po prostu wracałam spokojnie, jakby po zwykłym spacerze, prosto do domu Cullenów. Czując na sobie uważny wzrok Jaspera uśmiechnęłam się delikatnie, a gdy zauważyłam, że nie sprawiło mi to żadnych trudności zaśmiałam się głośno odchylając głowę do tyłu. W życiu bardzo szybko się nauczyłam, że można śmiać się najgłośniej, ale mimo tego nie odczuwać nawet odrobiny radości. Jednak teraz mogłam szczerze powiedzieć, że w tamtym momencie byłam szczęśliwa. Tak po prostu, brak zmartwień napawał mnie szczęściem i chciałam by tak pozostało jak najdłużej.

Wchodząc do domu od razu zauważyłam, że jest za cicho, zbyt spokojnie. Spojrzałam ukradkiem na Jaspera, ale ten tylko wzruszył ramionami. Skupiłam się bardziej próbując wychwycić jakiś dźwięk i usłyszałam coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Bicie serca, trochę szybsze od normalnego. Bella tu była, a ja nie wiedziałam, czy mam siłę się z nią widzieć. Co prawda czułam się dużo lepiej, praktycznie jakby nic się nie wydarzyło, jednak gdzieś w głębi nadal pozostawała ta cząstka niepewności, maleńka cząstka bólu, z którą po prostu musiałam żyć.

Przełamując swoje obawy ruszyłam do pomieszczenia, w którym najprawdopodobniej była dziewczyna. Gdy tylko przekroczyłam próg zobaczyłam Edwarda, Belle i Esme stojących, jakby czekali na nas.

- Ty żyjesz – powiedziała moja przyjaciółka, a na jej twarzy wymalowała się ulga.

Dziewczyna pomimo widocznego oporu Edwarda podbiegła do mnie i przytuliła mnie najprawdopodobniej najmocniej jak potrafiła. Nie do końca rozumiałam o co chodzi, ale bez wahania oddałam uścisk.

- Ja też się cieszę, że cię widzę – mruknęłam cicho, patrząc niezrozumiałym wzrokiem na Edwarda ale ten w odpowiedzi tylko przewrócił oczami.

Przeniosłam spojrzenia na Esme, na twarzy której malowało się coś pomiędzy obawą a zdenerwowaniem. Uśmiechnęłam się delikatnie, by ją uspokoić, ale chyba nie pomogło.

- Możesz mi wyjaśnić co tu robisz – zapytałam odsuwając się delikatnie od Belli. Dziewczyna skanowała mnie uważnym wzrokiem tak jakby szukała jakichś zmian.

- Jesteś cała mokra – zauważyła, a ja spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.

Przez tą całą sytuacje kompletnie zapomniałam o mokrych ubraniach, które aktualnie miałam na sobie. Przez to, że byłam wampirem temperatura mi nie przeszkadzała, dlatego kompletnie nie zwróciłam na to uwagi.

- Tak wyszło – wzruszyłam ramionami.

- Co się stało?

- Jasper zniszczył mojego łabędzia – powiedziałam rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu winowajcy, ale jak się okazało wampira nie było w pokoju.

- Łabędzia? – zapytała z niedowierzaniem Esme.

- Tak, takiego z wody. Ładny był – przyznałam – Zresztą nie ważne. Co ty tu robisz?

- A jak myślisz? Zniknęłaś. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć, przez chwile myślałam, że nie żyjesz, a wszyscy to ukrywają – wyrzuciła mi dziewczyna.

Zacisnęłam usta w wąską linie i spuściłam wzrok na swoje buty. Z jednej strony chciało mi się śmiać, wizja, w której Edward i reszta ukrywaliby fakt mojej śmierci wydawała mi się co najmniej zabawna, chociaż pewnie nie powinna. Z drugiej strony było mi trochę wstyd, w całej tej sytuacji nawet przez myśl mi nie przeszło, że Bella może się o mnie martwić. Jak teraz o tym myślałam, aż dziwne było, że ani razu nie przyszła do mojego mieszkania, choć pewnie to zasługa Edwarda.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytała, jakby z wyrzutem.

Powinnam mieć i może nawet miałam, ale ostatnie czego teraz chciałam to powrót do tej sytuacji. Nie miałam siły do tego wracać, jednak nie chciałam zostawiać dziewczyny bez odpowiedzi. Powinna wiedzieć, może nie o wszystkim, ale zasługiwała by poznać chociaż ogólny zarys tego co się działo przez ostatnie dwa tygodnie.

- Mam – westchnęłam, mentalnie przygotowując się na tą opowieść – Porozmawiamy, ale nie tutaj. Chodź ze mną.

Odwróciłam się na pięcie kierując się w stronę schodów prowadzących do zajmowanego przeze mnie pokoju, jednak zamiast samych kroków Belli idącej za mną, słyszałam jeszcze jedne.

- Ty zostajesz – powiedziałam odwracając się do Edwarda.

- Ale...

- Zostajesz – dodałam tonem niewnoszącym sprzeciwu wcelowując w niego palec wskazujący, a on przewrócił oczami.

Gdy dotarłyśmy do docelowego pomieszczenia pierwszym co zrobiłam było otworzenie szafy w poszukiwaniu czegoś na zmianę. Tak jak wcześniej w ogóle nie zwracałam uwagi na przemoczone ubrania, tak teraz niewiarygodnie mnie denerwowały.  Bella z ciekawością rozglądała się po pokoju, w czasie, gdy mój poziom irytacji gwałtownie wzrastał. W szafie zamiast moich ubrań, które były w niej jeszcze rano, znalazłam powieszone na wieszakach sukienki, starannie poukładane na półkach spódniczki i bluzki w przeróżnych kolorach.

- ALICE CULLEN! – wrzasnęłam głośno chwytając do ręki pierwszą lepszą rzecz.

Bella patrzyła na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko odsunęłam się pokazując jej zawartość szafy. Po wyrazie twarzy dziewczyny wiedziałam, że ta nie rozumie o co mi chodzi, ale byłam zbyt zła, żeby jej to wyjaśnić.

- ALICE, JAK CIE DORWE W SWOJE RĘCE!... – zaczęłam głośno, ale przerwał mi Jasper pojawiający się w progu.

- Alice nie ma – powiedział patrząc na mnie zdziwiony – Cześć Bello – dodał delikatnie uśmiechając się do dziewczyny.

- Cześć – odpowiedziała nieśmiało.

- Zechcesz wyjaśnić mi o co chodzi? – zapytał opierając się o framugę.

Chciałam zacząć swój wywód, ale spojrzałam na kawałek materiału, który trzymałam w ręce. Spódniczka z czarnego materiału, której nigdy wcześniej nie widziałam na oczy. Rozłożyłam ją i uniosłam na wysokość tali przykładając ją do ciała, w celu zaprezentowania nowej części garderoby.

- O to – mruknęłam zła.

Jasper tylko parsknął śmiechem, Bella na szczęście się od tego powstrzymała, ale widziałam na jej twarzy rozbawienie. Spojrzałam na dół i zrozumiałam, że gdybym miała to na sobie sięgało by mi ledwie za tyłek. Warknęłam zirytowana i rzuciłam spódniczką w cały czas śmiejącego się Jaspera.

- Nie rozumiem jaki masz problem – powiedział rozwijając z powrotem kawałek materiału, tak by torturować mnie jego widokiem – Ładna jest.

- Popieram – stwierdziła cicho moja przyjaciółka.

- Nie odzywaj się – warknęłam w jej stronę, po czym wlepiłam w Jaspera wściekłe spojrzenie – Co. To. Jest.?

- Nie znam się, ale chyba spódniczka – wzruszył ramionami.

- Gdzie jest Alice?!

- Nie wiem, ale musisz przyznać, że wyglądałabyś w tym szałowo.

- Wynoś się! – krzyknęłam zamykając drzwi ruchem dłoni – I przekaż Alice, że jak do wieczora nie zwróci mi ciuchów, potne jej ulubioną sukienkę na czterysta pięćdziesiąt trzy kawałki. Dokładnie czterysta pięćdziesiąt trzy kawałki!

- Dużo – mruknęła Bella.

- Zwariuje. Po prostu zwariuje – westchnęłam spoglądając z powrotem do szafy.

Musiałam się w coś przebrać, ale żadna z rzeczy leżących w szafie ani trochę nie zachęcała mnie do jej ubrania. Z górą nie było problemu, po prostu wyciągnęłam przypadkową ciemnozieloną bluzkę z długim rękawem, gorzej było z dobraniem czegoś na dół. Jak się okazało, wampirzyca nie zostawiła mi żadnych spodni, więc musiałam ubrać, którąś ze spódniczek.

- Co jedna to lepsza – przyznałam pokazując Belli jedną z wielu propozycji modowych, wybranych przez Alice – czterysta pięćdziesiąt cztery kawałki.

W końcu wzięłam jakąś czarną w kratkę, głównie dlatego, że jako jedna z niewielu była normalnej długości i nie przylegała jakoś szczególnie bardzo do ciała. Została tylko jedna rzecz i głęboko wierzyłam, że wampirzyca o tym zapomniała. Otwierając szufladę niestety spotkałam się z wielkim rozczarowaniem.

- Czterysta pięćdziesiąt pięć – jęknęłam żałośnie, patrząc na zawartość szuflady.

Zamiast mojej bielizny były tam przeróżnego rodzaju koronkowe komplety, które wręcz nie mogły spełniać swojej funkcji.

- Co tym razem? – zapytała Bella widząc moją minę.

- To – pokazałam jej czerwony koronkowy stanik, na co dziewczyna zrobiła wielkie oczy – Chcesz? Jest tego więcej.

- Nie dziękuje – potrząsnęła głową cicho chichocząc.

- Nie nabijaj się ze mnie – poprosiłam, szukając czegoś co ma więcej materiału niż dziur, najprawdopodobniej na próżno – To nie jest śmieszne.

- Troszeczkę jest.

- Zabije ją – mruknęłam i chwytając cokolwiek skierowałam się do łazienki połączonej z pomieszczeniem, w którym się znajdowałyśmy.

Przebrałam się szybko w ubrania, których zdecydowanie nie chciałam mieć na sobie, a poprzednie ciuchy zostawiłam do wyschnięcia. Przeczesałam palcami wilgotne włosy i wyszłam z łazienki. Od razu skierowałam się w stronę lustra stojącego w kącie pokoju. Gdy wybierałam spódniczkę wydawała mi się zdecydowanie dłuższa niż była w rzeczywistości. Z jękiem spróbowałam naciągnąć ją na dół, ale nic to nie dało. Bluzka jak się okazało miała strasznie duży dekolt wykończony koronką w tym samym kolorze co materiał. Nie wiedziałam czym kierowała się Alice wybierając te ubrania, ale na pewno nie moim komfortem. Czułam, że jak tylko odrobinę się poruszę cały ten strój strzeli w cholerę. Bella stanęła za mną tak, że widziałam jej odbicie w lustrze.

- Wyglądasz...

- Jak idiotka? – wtrąciłam się jej w zdanie.

- Chciałam powiedzieć, że wyglądasz bardzo ładnie – powiedziała dziewczyna i ze zdziwieniem zrozumiałam, że nie żartuje.

- Ale czuję się jak idiotka – mruknęłam niezadowolona.

Golden crystal | twilightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz