Rozdział 5

11.7K 444 16
                                    

Ryan nie odzywał się do mnie do wieczora. Spóźniłem się tylko godzine, a on marudził jakbym przyszedł tydzień później. Skończyło się na tym, że musiałem zamówić mu pizze i zrobić deser lodowy z owocami. Tata by mnie zabił, gdyby dowiedział sie, że nakarmiłem młodego tak zdrowymi daniami, zwłaszcza wieczorem. Ale to był jedyny sposób, żeby Ryan zaczął się do mnie odzywać. Po "kolacji", a raczej obiado-deserze, młody poszedł się umyć, a ja sprzątałem w kuchni.

- Trochę Perfekcyjna Pani Domu z Ciebie - nabijał się ze mnie Ryan siadając na stołku barowym. - Tylko szkoda, że taka spóźnialska.

No tak będzie mi to wypominał do końca życia.

- Dobra, dobra zobaczymy jak będziesz starszy.

- Nie będę sprzątać, bo od tego są baby. Hmmm no a w naszym domu Ty! - powiedział zanosząc się śmiechem.

- Zaraz Ci pokaże jak baby potrafią bić, gnomie.

Ryan pokazał mi język, wstał z krzesła i poszedł na górę.

- Dobranoc! - wydarłem się do niego.

- Branoc!

Pół godziny później leżałem już na łóżku. Gdy zamknąłem oczy miałem w głowie obraz malutkiej szatynki w moich ramionach. Ile ja bym oddał, żeby móc przytulać ją codziennie, całować na " dzień dobry" i " dobranoc". Może Ryan miał rację, że jestem babą. Cały czas rozczulam się nad sobą i układam w głowie plan jak zdobyć Rebeccę. Hmmm chyba się zakochałem. Myśląc tak, czułem jak powoli ogarnia mnie sen... i już wiedziałem o kim będę dzisiaj śnił.

- Chłopaki wstawać!

Usłyszałem głos taty. Musiał wrócić w nocy.

- Jer, zbieraj dupe z łóżka i chodź na śniadanie. Tata zawiezie nas do szkoły, jeśli się pospieszymy - powiedział Ryan, wtykając głowę do mojego pokoju, by po sekundzie zbiegać już po schodach na dół.

Szybko się ubrałem i zszedłem za młodym na dół.

- Cześć tato - powiedziałem do taty, wyciągając z lodówki sok pomarańczowy.

- Cześć młody. Jedz to szybko - powiedział, podsuwając mi talerz z grzankami.

20 minut później byłem już w szkole. Droga samochodem jest o wiele krótsza, niż ta przebyta na nogach. Przed budynkiem czekał na mnie Daniel.

- Siemasz stary. Chodź pokażę Ci reszte chłopaków. - powiedział blondyn i ruszył w stronę parkingu.

Podeszliśmy do czarnego, sportowego Nissana. Niezłe autko, pomyślałem. Obok niego zgromadził się niemały tłum. Na siedzeniu kierowcy siedział dobrze zbudowany brunet z tatuażem na ramieniu. Jakieś 4 dziewczyny stały i wypinały się do niego, jakby miały się na niego zaraz rzucić. Obok auta było jeszcze kilku chłopaków. Wszyscy wysocy i dopakowani.

- Ziomy to Jeremy - Daniel przedstawił mnie grupce stojącej przy Nissanie. - A to Paul, Jason, Ryan i Tyler.

- Cześć. - powiedziałem.

W sumie to nie zapamiętałem żadnego z imion, oprócz Tylera - bruneta z tatuażem. Później dowiedziałem się, że chłopaki należą do szkolnej drużyny rugby i, że chętnie mnie do niej przyjmą. Gadaliśmy dobre 15 minut, po czym zadzwonił dzwonek oznaczający pierwszą w tym roku lekcje. Chodzimy wszyscy do jednej klasy, więc razem weszliśmy do szkoły. Pierwsza była historia. Wchodząc do klasy zauważyłem małą szatynkę, siedzącą w ostatniej ławce. Stanąłem w drzwiach i spojrzałem po całej klasie. Większość uczniów to chłopaki, w całej klasie mieliśmy tylko 5 dziewczyn. Usiadłem z Danielem w przedostatniej ławce pod oknem. Miałem stąd świetny widok na Rebeccę.

- Witaj klaso. - powiedział starszy mężczyzna wchodząc do klasy.

To musiał być nauczyciel historii - pan Michigan. W całej klasie jak na komende zrobiła się cisza. Spojrzałem na Daniela. Jego twarz była poważna i skupiona. Hmm widzę, że niezły tutaj rygor.

- Musisz być Jeremy, prawda? - zapytał nauczyciel podchodząc do naszej ławki.

Wstałem i odpowiedziałem na jego pytanie:

- Tak, proszę pana.

- Widzę, że załapałeś już zasady na mojej lekcji. Myślę, że się polubimy. - powiedział, lekko sie uśmiechnął i wrócił do biurka. - W tym roku chciałbym, abyście usiedli trochę inaczej. Panno Jules proszę zamienić się miejscem z Danielem.

Jules?Jules?Jules! To Rebecca! No zajebiście. Teraz już nie będzie miała jak ode mnie uciec. Spojrzałem się na dziewczyne i zauważyłem, że ona także mi się przygląda. Po chwili siedziała już obok mnie, ale udawała, że mnie tu nie ma. Chyba nie będzie z nią tak łatwo.

Historia dłużyła mi się strasznie. Nie potrafiłem skupić się na tym co mówił Michigan. Cały czas musiałem pilnować się, żeby nie złapać Rebeccy za rękę. Gdy zadzwonił upragniony dzwonek dziewczyna wstała z miejsca i wybiegła z sali, niewiele myśląc wybiegłem za nią. Kierowała się w stronę wyjścia. Przyspieszyłem kroku i już chciałem złapać jej dłoń, gdy przede mną wyrosła całkiem spora postać. Zatrzymałem sie w pół kroku, żeby spojrzeć na kupę mięsa przede mną.

- Wybierasz się gdzieś? - zapytał z ironią Bruno. - Myślisz, że możesz latać za moją dupą, zawsze gdy mnie nie ma?

- Ostatnio też byłeś taki odważny i co? Chyba dostałeś wpierdol, mięśniaku. - odpowiedziałem uśmiechając się triumfalnie.

Fakt był wielki, ale gdybym nie znał swoich możliwości, nigdy bym do niego nie wyskakiwał.

- Powiem to ostatni raz. Odpierdol. Się. Od. Rebeccy. - wysyczał.

- Hmm... no niech pomyślę... spierdalaj. - udawałem, że się zastanawiam co jeszcze bardziej go wkurwiło.

Wokół nas zebrało się parę osób. Najwodoczniej to niecodzienny widok, że nowy w szkole kłóci się z kimś postury Bruna. Brunet chyba serio się wkurwił, bo zamachnął się na mnie. Zdążyłem się odsunąć, więc pięść goryla uderzyła w powietrze.

- Co się tutaj dzieje? - usłyszałem za sobą głos dyrektora.

Wiedziałem, że to on, bo rozmawiałem z nim parę razy przez telefon w związku z moim przyjściem do jego szkoły.

- Nic - wyburczał Bruno.

- Anderson przestań łgać. Mówiłem, że jeszcze raz zobaczę jak się bijesz to wylatujesz! - ryknął na niego dyrektor. - A teraz wszyscy na lekcje.

Tłum zaczął się rozchodzić, a ja jeszcze przez chwilę stałem patrząc się na dziewczynę stojącą przy drzwiach. Szatynka musiała przyglądać się całej tej wymianie zdań przez cały czas. Rebecca spojrzała się na mnie krótko i wyszła na dziedziniec. Nie wróciła już do końca dnia do szkoły. Gdy wróciłem do domu nikogo nie było. Znalazłem w kuchni kartkę od taty:
Jesteśmy w sklepie. Jeśli czegoś potrzebujesz zadzwoń. Tata

Niech no pomyślę... chyba niczego nie chcę. Zjadłem kanapkę i poszedłem do siebie. Po dzisiejszej akcji miałem ochotę się wyładować. Stanęło na tym, że przez kolejne 3 godziny napierdalałem w worek treningowy, tak mocno, że moje kostki wyglądały jakbym uderzył nimi o ścianę. O 20 wykończony, poszedłem pod prysznic. Jak zwykle nie obyło się bez myślenia o drobnej szatynce. Każda myśl o niej sprawiała, że miałem ochotę ją zobaczyć, a tego Bruna zapierdolić. Spokojnie Jeremy, mówił do mnie głoa w mojej głowie, jeszcze się na nim odegrasz za wszystko co jej zrobił. Oo tak, zdecydowanie to zrobię. I z taką myślą zasnąłem.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz