Rozdział 35

5.1K 281 7
                                    

Rebecca wybiegła z kuchni, a po chwili usłyszałem huk zatrzaskiwanych drzwi. Byłem w totalnej rozsypce. Nie wiedziałem co robić. Biec za dziewczyną i błagać na kolanach, żeby mi wybaczyła, czy też zostać tu i rozprawić się z mamusią raz na zawsze. Postanowiłem wybrać to drugie. Jeszcze nie wiem, czy to dobry pomysł, ale coś muszę z tym zrobić. Z wściekłością w oczach odwróciłem się do Loreen.


- Widzisz, co narobiłaś?! - syknąłem na nią.

- Oj, nie dramatyzuj. Najwidoczniej nie jest Ciebie warta. - powiedziała oschle, nawet na mnie nie patrząc.

- Zamknij się! - warknąłem.

- Jestem Twoją matką. - powiedziała ostro. - Chyba należy mi się jakiś szacunek.

- Po moim trupie.

- Nie bądź takim pesymistą. Chyba masz to po ojcu.

Jeszcze chwila, a obiecuję, że ją uderzę. Dosłownie jeszcze jedno słowo z jej żmijowatych ust, a stracę nad sobą kontrolę. Kiedy mierzyliśmy się nawzajem wzrokiem, usłyszałem odgłos otwieranych drzwi. Loreen też to usłyszała, bo na jej wargi wkradł się okropny uśmiech.

- Czyżby mój mąż wrócił? - zapytała wstając z krzesła.

- Nigdzie się nie ruszasz. - warknąłem i zastawiłem jej drogę do salonu.

Ta tylko spojrzała na mnie spod byka i w końcu stwierdziła, że i tak nie przejdzie, więc wróciła na swoje miejsce. Nie minęła minuta, a do pomieszczenia wszedł John. Był uśmiechnięty, ale kiedy zobaczył swoją żonę jego twarz diametralnie się zmieniła.

- Loreen? - zapytał zdławionym głosem.

- We własnej osobie. Nie ukochasz swojej żony? - zapytała słodkim głosem.

- Co Ty tu robisz? - ojciec odzyskał rezon.

Stałem w progu i przyglądałem się całej sytuacji. Zawsze wyobrażałem sobie jak będzie wyglądać dzień, w którym moja matka wróci do rodziny. Kiedy jednak nastąpił chciałem, żeby skończył się tak szybko jak zaczął. Utwierdziłem się w przekonaniu, że teraz moją rodziną jest Carmen, Rebecca, Ryan i tata. Nie ma w niej miejsca dla Loreen i ona powinna to po tych wszystkich latach zrozumieć.

- Wróciłam. - odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz.

- Ale po co? Przecież wiesz, że nie chcemy, żebyś tu była.

- Jesteś okrutny. - powiedziała oburzona.

Chyba nie spodziewała się, że własny mąż będzie tak oziębły w stosunku do niej.

- To Ty byłaś okrutna dopuszczając do tego, żeby Twoja jedyna córka popełniła samobójstwo,a  później zostawiając rodzinę. Ryan miał wtedy 5 lat, do cholery! - powiedział ojciec.

Loreen nie odpowiedziała. Nie miałem zamiaru dopuścić do tego, żeby znowu zniszczyła nam życie, ale wiedziałem, że ojciec też nie zamierza do tego dopuścić. Teraz najważniejsze było dla nie znalezienie Becky.

- Poradzisz sobie? - zapytałem taty, na co on kiwnął głową.

Odwróciłem się na pięcie i już miałem wyjść, kiedy przypomniałem sobie o Carmen.

- Tato?

- Co? - zapytał ozięble nie spuszczając wzroku z szatynki siedzącej obok stołu.

- Gdzie właściwie jest Carmen?

- W szpitalu. - powiedział, a mi momentalnie skoczyło ciśnienie.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz