Rozdział 29

5.5K 295 22
                                        

Chodziłem w tę i z powrotem po szpitalnym korytarzu. Od dwóch godzin operowali Rebeccę. Z każdą kolejną minutą denerwowałem się coraz bardziej, w mojej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze. Myślałem, że jeszcze chwila i zwariuję.

- Jeremy!

Na dźwięk swojego imienia odwróciłem głowę w stronę, z której dochodził znajomy głos. Z windy właśnie wyszła Carmen, a tuż za nią mój ojciec. Kobieta była blada jak ściana. Z resztą mój tata nie był lepszy. Oboje wyglądali, jakby postarzeli się o 10 lat w ciągu jednego dnia.

- Co się stało? - wychrypiała Carmen dobiegając do mnie i chwytając mnie mocno za ramiona.

Dopiero teraz zauważyłem, że miała wory pod oczami, a w kącikach czaiły się słone łzy.

- Ja... nie mam pojęcia. Byłem u niej i gdy wychodziłem wszystko zaczęło pikać i brzęczeć, a później wpadł lekarz i pielęgniarki i wzięli ją na salę i od dwóch godzin tutaj siedzę i...i... - wyrzucałem z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego, plącząc się i nie mogąc złapać oddechu przez mówienie bez przecinków.

Rodzice przypatrywali się mi z oczami wielkimi jak spodki. Kiedy tak na nich patrzyłem miałem wielką ochotę się rozpłakać. Właściwie to nie wiem, dlaczego jeszcze tego nie zrobiłem.

- Synu, musisz odpocząć. - odezwał się mój ojciec, żeby przerwać tę grobową ciszę. - Wyglądasz okropnie.

Nie wiem czemu, ale jego stwierdzenie sprawiło, że uśmiechnąłem się pod nosem. Cieszyłem się, że mój wygląd jest adekwatny do stanu psychicznego. Miałem się odezwać, gdy nagle drzwi od bloku operacyjnego otworzyły się z głośnym hukiem. Całą trójką jak na zawołanie odwróciliśmy się w tamtą stronę.

- Pani Jules? - zapytał straszy mężczyzna podchodząc do Carmen.

Kobieta pokiwała delikatnie głową. Z przerażeniem i najgorszymi przeczuciami wypisanymi na twarzy zapytała.

- Co się stało z moją córką?

Lekarz najpierw popatrzył na mnie i na mojego ojca, później z wyrazem zapytania spojrzał na matkę Becky. Chyba wyczytał z jej twarzy, że może mówić, bo po chwili zaczął bardzo poważnym tonem:

- Niestety nie udało nam się uratować dziecka.

Kobieta jęknęła, po czym osunęła się prosto w ramiona mojego taty.

- Jak to?! - krzyknąłem. - Gdzie jest Rebecca!?

- Spokojnie. Proszę się uspokoić. - powiedział lekarz, ale miałem ochotę mu przywalić, że mnie uspakajał.

Czy to oznacza, że ona nie żyje?! Czy mówiąc o dziecku, miał na myśli moją kruszynkę? Sam poczułem jak miękną mi kolana. Przecież to niemożliwe! Dwa tygodnie walki o jej życie poszłoby na marne!?

- Dziewczyna teraz śpi.

- Co?! - zapytaliśmy w tym samym momencie z tatą.

- Rebecca przeszła poważną operację. Straciła dziecko, ale udało nam się wybudzić ją ze śpiączki po tych dwóch tygodniach. - powiedział lekarz klepiąc ojca po ramieniu, po czym odszedł.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ona żyje! Nagle zalała mnie fala szczęścia i ulgi jednocześnie. Nawet jej matka, która ledwo trzymała się na nogach zdobyła się na szeroki i dawno nie spotykany u niej uśmiech. Teraz już nie mogłem wytrzymać. Po policzku poleciały mi łzy szczęścia. Nie obchodziło mnie już to całe paplanie o dziecku. Zaraz, zaraz. Dziecko? Czyżby Rebecca była w ciąży!? Na samą myśl, że ten psychol mógł zrobić jej dziecko, najwspanialszą rzecz na świecie, która łączy dwoje kochających się ludzi, robiło mi się niedobrze. Miałem ochotę zabić go  tak mocno, jak jeszcze nigdy wcześniej. Naprawdę chciałem to zrobić, ale najpierw musiałem zobaczyć się z Becky. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem przez korytarz do mężczyzny ubranego w biały fartuch, z którym kilka minut wcześniej rozmawialiśmy. Teraz stał z młodą lekarką i omawiali wyniki jakiś badań.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz