Rozdział 40

5.3K 267 10
                                    

- Weźmy jeszcze to. - powiedziała Becky podając mi chyba trzeci rodzaj ciasteczek.

- Nie uważasz, że to przesada? - zapytałem, mimo wszystko wkładając je do koszyka.

- Jeśli mama ich nie zje, ja to zrobię. - powiedziała podpierając się rękoma pod boki.

Westchnąłem z pełną świadomością, że nie mam o co się kłócić. Już trzeci raz w tym tygodniu robiliśmy zakupy. Ilość ciastek, batonów, lodów i innych słodkości pochłaniana przez naszą rodzinę była niesamowicie duża. Nadal byłem w szoku, że nikt z nas nie jest typowym otyłym Amerykaninem. Pchałem ogromny wózek wypełniony prawie po brzegi, a szatynka co jakiś czas dorzucała kolejne produkty. Robiłem to tak mechanicznie, że nawet nie zauważyłem kiedy uderzyłem w inny koszyk.

- Przepraszam. - bąknąłem, nawet nie podnosząc wzroku na osobę, której wózek potrąciłem.

- Nic nie szkodzi, Jeremy.

Tylko nie to, pomyślałem i momentalnie wyprostowałem się, żeby spojrzeć na własną matkę.

- Niedługo będziecie mogli robić mniejsze zakupy. - powiedziała z uśmiechem, sięgając po jogurty.

- Nie rozumiem o czym ty pleciesz. - warknąłem zirytowany przeczuwając, że to co zaraz powie kompletnie wyprowadzi mnie z równowagi.

Loreen spojrzała ukradkiem na Rebeccę, która stała obok mnie, po czym przeniosła wzrok na mnie.

- Ohh... oczywiście mówię o tym, że niedługo Ryan zamieszka ze mną, więc nie będziecie musieli kupować jedzenia dla niego. - powiedziała, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.

- Chyba Cie popierdoliło! - ryknąłem i rzuciłem się w jej stronę.

- Jer! Przestań! - Rebecca próbowała odciągnąć mnie od matki, którą złapałem za gardło.

- Nigdy. nie. dostaniesz. Ryana. - syknąłem prosto w jej twarz, podkreślając dokładnie każde słowo.

- Jer, proszę. - wyszeptałam Becky łapiąc moją dłoń. - Ludzie się patrzą.

Puściłem matkę, która wpatrywała się we mnie jak w psychopatę, którym przecież nie byłem. Z furią w oczach rozejrzałem się po sklepie. Kilka osób stało wpatrując się w nas z wymalowanym na twarzy przerażeniem. Kiedy zobaczyli, że się na nich patrzę szybko odwrócili wzrok, powracając do zakupów. Zaśmiałem się pod nosem. Mógłbym ją udusić, a oni bali się podejść i zareagować.

- Chodźmy. - powiedziałem do Becky.

Złapałem wózek i popchnąłem go w stronę kas. Loreen nadal stała w tym samym miejscu, nie odzywając się już ani słowem. Ja z Rebeccą też nie byliśmy rozmowni. Zapłaciłem za zakupy i w milczeniu wyszedłem ze sklepu. Szatynka podążała krok za mną. Kiedy wsiedliśmy do samochodu zaczęło mi to ciążyć.

- Nie masz się, czym martwić. - szepnęła Becks łapiąc moją dłoń. - Ona jest chora psychicznie i niech sobie myśli co chce, ale Ryana nigdy jej nie oddamy.

- Wiem. - powiedziałem wpatrując się w przestrzeń przed sobą.

- Jer?

- Tak? - odwróciłem głowę w jej stronę.

Dziewczyna przekrzywiła głowę na bok i uśmiechnęła się słodko.

- Kocham Cię.

- Też Cię kocham. - odpowiedziałem z uśmiechem, jednocześnie pochylając się, żeby ją pocałować.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz