- Weźmy jeszcze to. - powiedziała Becky podając mi chyba trzeci rodzaj ciasteczek.
- Nie uważasz, że to przesada? - zapytałem, mimo wszystko wkładając je do koszyka.
- Jeśli mama ich nie zje, ja to zrobię. - powiedziała podpierając się rękoma pod boki.
Westchnąłem z pełną świadomością, że nie mam o co się kłócić. Już trzeci raz w tym tygodniu robiliśmy zakupy. Ilość ciastek, batonów, lodów i innych słodkości pochłaniana przez naszą rodzinę była niesamowicie duża. Nadal byłem w szoku, że nikt z nas nie jest typowym otyłym Amerykaninem. Pchałem ogromny wózek wypełniony prawie po brzegi, a szatynka co jakiś czas dorzucała kolejne produkty. Robiłem to tak mechanicznie, że nawet nie zauważyłem kiedy uderzyłem w inny koszyk.
- Przepraszam. - bąknąłem, nawet nie podnosząc wzroku na osobę, której wózek potrąciłem.
- Nic nie szkodzi, Jeremy.
Tylko nie to, pomyślałem i momentalnie wyprostowałem się, żeby spojrzeć na własną matkę.
- Niedługo będziecie mogli robić mniejsze zakupy. - powiedziała z uśmiechem, sięgając po jogurty.
- Nie rozumiem o czym ty pleciesz. - warknąłem zirytowany przeczuwając, że to co zaraz powie kompletnie wyprowadzi mnie z równowagi.
Loreen spojrzała ukradkiem na Rebeccę, która stała obok mnie, po czym przeniosła wzrok na mnie.
- Ohh... oczywiście mówię o tym, że niedługo Ryan zamieszka ze mną, więc nie będziecie musieli kupować jedzenia dla niego. - powiedziała, jakby było to najoczywistszą rzeczą na świecie.
- Chyba Cie popierdoliło! - ryknąłem i rzuciłem się w jej stronę.
- Jer! Przestań! - Rebecca próbowała odciągnąć mnie od matki, którą złapałem za gardło.
- Nigdy. nie. dostaniesz. Ryana. - syknąłem prosto w jej twarz, podkreślając dokładnie każde słowo.
- Jer, proszę. - wyszeptałam Becky łapiąc moją dłoń. - Ludzie się patrzą.
Puściłem matkę, która wpatrywała się we mnie jak w psychopatę, którym przecież nie byłem. Z furią w oczach rozejrzałem się po sklepie. Kilka osób stało wpatrując się w nas z wymalowanym na twarzy przerażeniem. Kiedy zobaczyli, że się na nich patrzę szybko odwrócili wzrok, powracając do zakupów. Zaśmiałem się pod nosem. Mógłbym ją udusić, a oni bali się podejść i zareagować.
- Chodźmy. - powiedziałem do Becky.
Złapałem wózek i popchnąłem go w stronę kas. Loreen nadal stała w tym samym miejscu, nie odzywając się już ani słowem. Ja z Rebeccą też nie byliśmy rozmowni. Zapłaciłem za zakupy i w milczeniu wyszedłem ze sklepu. Szatynka podążała krok za mną. Kiedy wsiedliśmy do samochodu zaczęło mi to ciążyć.
- Nie masz się, czym martwić. - szepnęła Becks łapiąc moją dłoń. - Ona jest chora psychicznie i niech sobie myśli co chce, ale Ryana nigdy jej nie oddamy.
- Wiem. - powiedziałem wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
- Jer?
- Tak? - odwróciłem głowę w jej stronę.
Dziewczyna przekrzywiła głowę na bok i uśmiechnęła się słodko.
- Kocham Cię.
- Też Cię kocham. - odpowiedziałem z uśmiechem, jednocześnie pochylając się, żeby ją pocałować.
CZYTASZ
Save Me Now
RomanceCzasem tak jest, że osoba poznana przypadkiem staje się dla nas najważniejszym elementem życia. Ale co zrobić, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo? Lub co ważniejsze, czy ta druga osoba chce zostać uratowana? Jeremy White jest spokojnym nastolatkiem, k...