Rozdział 27

5.3K 289 4
                                    

- Mówię Ci coś z nią jest nie tak. - powiedziałem szeptem do Daniela.

Właśnie siedzieliśmy na lekcji biologi. Rebecca siedziała dwie ławki dalej w sąsiednim rzędzie. Przez całą lekcję gapiła się w okno i wyglądała na nieobecną. Ani razu nie spojrzała się na nas, a przecież robiła to zawsze pokazując nam głupie miny. Tym razem było inaczej. Widać było, że nie skupia swojej uwagi na lekcji i jest myślami daleko, daleko stąd.

- Może tylko się zamyśliła. - odparł blondyn.

Nagle Becky wstała chwiejnie z krzesła i podeszła do nauczyciela. Po krótkiej wymianie zdań wyszła z klasy nawet nie zaszczycając nas spojrzeniem. Cała klasa gapiła się w osłupieniu na nauczyciela, który nigdy nie wypuszczał uczniów ze swoich lekcji. Zacząłem się denerwować. Ostatnimi czasy szatynka zachowuje się dziwnie. Przestała chodzić na terapię i nie wiem, czy to dlatego, ale praktycznie cały czas jest smutna. Niewiele myśląc podniosłem się z krzesła, a wzrok wszystkich obecnych w pomieszczeniu zwrócił się na moją osobę.

- Wybiera się pan gdzieś, panie White? - zapytał z grobową miną nauczyciel.

Pokręciłem przecząco głową i zająłem swoje miejsce.

- Nic jej nie jest. Uspokój się. - pocieszał mnie Daniel, ale niewiele obchodziły mnie jego słowa.

Myślami byłem przy malutkiej szatynce. Nie mogłem usiedzieć na miejscu. Cały czas się wierciłem, i co chwila sprawdzałem ile pozostało do końca lekcji. Im częściej to robiłem, tym wolniej czas leciał. Ku mojej uciesze dzwonek zadzwonił, a ja nie czekając na blondyna wypadłem z klasy. Rozejrzałem się po korytarzu, ale nigdzie nie widziałem Rebeccy. Cholernie bałem się, że coś mogło jej się stać. Wiedziony instynktem wyszedłem przez główne drzwi na dziedziniec przed szkołą. Mój wzrok momentalnie skierował się na ławki obok parkingu szkolnego. Mimo niskiej temperatury na dworze na jednej z nich siedziała szatynka ubrana jedynie w cienki różowy sweterek. Podbiegłem do niej zdejmując z siebie bluzę.  Zarzuciłem ją na chude ramiona dziewczyny i usiadłem obok.

- Co się stało? - zapytałem łapiąc ją za dłoń.

Przez chwilę wydawało mi się, że dziewczyna wyrwie swoją rękę z mojego uścisku, ale po chwili jeszcze bardziej go zacieśniła.

- Mama do mnie zadzwoniła, więc wyszłam, żeby odebrać. - odpowiedziała nie patrząc na mnie.

- Przecież pan Shadow nie wypuszcza ze swojej lekcji nikogo. Zwłaszcza, jeśli chodzi o telefon. - powiedziałem dobitnie sugerując, że jej nie wierzę.

- Ale mnie wypuścił. - odparła niezbyt przekonująco.

Wiedziałem, że kłamie. Nie wiedziałem tylko, dlaczego, i co ma do ukrycia. Popatrzyłem badawczo na jej twarz. Nie zauważyłem żadnych zmian w jej wyglądzie. Nadal była tą samą śliczną szatynką o niebieskich oczach. Z tą różnicą, że teraz jej tęczówki nie jaśniały iskierkami szczęścia. Były smutne i zamglone, jakby oddalały je od rzeczywistości miliony lat świetlnych.

- Chodźmy na lekcję. - odezwała się Becky wstając z ławki.

Bez słowa ruszyłem za nią. Kiedy przechodziliśmy przez drzwi dziewczyna dziwnie zakołysała się na boki, ale później poszła przed siebie nie odpowiadając na moje nieme pytanie, które przecież zauważyła. Dziewczyna pozostała już taka do końca dnia. Chodziła rozkojarzona, od czasu do czasu słabnąc. Wkurwiało mnie to, że nie chciała mi powiedzieć o co chodzi. Do cholery, przecież widziałem, że jest z nią coś nie tak. Przecież normalny człowiek nie słabnie co jakiś czas, nie ucieka wzrokiem od spojrzeń innej osoby i już na pewno nie wymiotuje po kątach, myśląc, że tego nie widzę.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz