Rozdział 26

5.8K 310 23
                                    

Rebecca's POV:

Od poniedziałku wróciłam do szkoły. Na przywitanie czekały mnie dwa sprawdziany z angielskiego i matematyki. Całe szczęście Jeremy przez całą moją nieobecność robił bardzo skrupulatne notatki, dzięki którym dostałam mocne czwóreczki. Ostatni miesiąc wywrócił moje życie do góry nogami. Gdyby nie obecność Jeremiego i Daniela pewnie bym zbzikowała. Ciągłe siedzenie w domu i banie się własnego cienia powoli zaczynało rzucać mi się na mózg.

- Becky, idziesz?

To Jer. Właśnie wychodzimy na kolejną godzinę terapii u doktora Hamiltona. To starszy facet z siwiejącymi włosami i taką samą brodą. Wygląda trochę jak święty Mikołaj. Nie zmienia to faktu, że jest on niesamowitym człowiekiem. Dzięki spotkaniom z nim przestaję bać się każdego napotkanego faceta, a dotyk nie sprawia mi bólu. Nadal boję się całowania, czy też bardziej intymnych kontaktów z drugą osobą, ale przytulanie i trzymanie za rękę nie jest już dla mnie problemem.

- Idę. - odpowiedziałam i zbiegłam po schodach.

Brunet czekał na mnie obok swojego nowego auta. Posłałam mu uśmiech i usadowiłam się na miejscu pasażera. Tak, tak nadal nie miałam prawa jazdy. To trochę wstyd w wieku 19 lat nie mieć jeszcze prawka, ale nie było okazji, żeby je zrobić. Z drugiej strony miałam naprawdę przystojnego szofera. 20 minut później chłopak zaparkował pod apartamentowcem, w którym swój gabinet miał mój psycholog.

- Iść z Tobą? - zapytał, kiedy wygramoliłam się z auta.

Po jego minie mogłam poznać, że jest zatroskany. Z resztą jak zawsze, jeżeli chodzi o moją osobę. Posłałam my uspakajający uśmiech i pokręciłam przecząco głową, po czym udałam się w stronę ogromnego budynku. Wjechałam na 10 piętro i od razu udałam się do doktora Hamiltona. Mężczyzna przywitał mnie serdecznym uśmiechem i ruchem dłoni wskazał, żeby usiadła w mięciutkim fioletowym fotelu.

- Jak się czujesz, Rebecco? - zapytał podnosząc na mnie wzrok znad swoich okularów.

- Wszystko w porządku.

Mężczyzna bacznie mi się przyjrzał, a potem poprawił się w fotelu i złączył przed sobą dłonie, stykając ze sobą koniuszki palców.

- Co z Twoimi koszmarami, słoneczko?

- Prawie zniknęły. Od ostatniej wizyty nie śnił mi się ani jeden. - odparłam z uśmiechem.

Naprawdę cieszyłam się, że lęk i panika znikają z mojego życia.

- Wspaniale. Myślę, że nie jestem Ci już potrzebny. W każdym razie nie tak często. Możemy ograniczyć nasze spotkania do jednego w miesiącu, może dwóch. Największa zmiana została dokonana tutaj. - wymawiając ostatnie słowo dotknął mojego czoła. - Jesteś jedną z nielicznych kobiet, które w tak krótkim czasie pokonały swój lęk i zmory minionych wydarzeń.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Doktor Hamilton najwyraźniej uważał, że moja terapia idzie tak dobrze, że go nie potrzebuję. A co ja o tym myślałam? Sama nie wiem. Z jednej strony widziałam, ze robię postępy, ale czy pokonałam swój lęk? Nie. Zdecydowanie nie. Nadal boję się bliskości, ale teraz nie jest ona dla mnie tak straszna. Skoro lekarz twierdzi, że nie potrzebuję pomocy, to chyba powinnam się z nim zgodzić. Przez kolejne 20 minut prowadziliśmy miłą pogawędkę o moim życiu. Kiedy wyszłam z gabinetu minęłam się w drzwiach z ojcem Bruna. Momentalnie zmroziło mi krew w żyłach. Najlepsze było to, że facet nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Wszedł do gabinetu doktora Hamiltona jak do siebie, prawie mnie tratując. Nienawidziłam tego faceta tak samo jak jego syna. Byli do siebie podobni jak dwie krople wody. Nawet charakter mieli ten sam. Rozmawiałam z nim wielokrotnie i za każdym razem rozmowa z nim kończyła się jedną wielką kłótnią. Czym prędzej wyszłam z budynku. Zaraz za drzwiami natknęłam się na Jeremiego palącego papierosa.

- Myślałam, że rzuciłeś. - powiedziała przytulając się do niego.

Na dworze było naprawdę zimno, a moja kurtka praktycznie nie dawała ciepła. Za to ciało Jera dawało go, aż za dużo. Chłopak wypuścił dym przez lekko rozchylone usta.

- Bo rzuciłem. - odparł puszczając mi oczko.

Doskonale wiedziałam, że sobie popala. Nie jest to jakiś bardzo wielki nałóg, więc mi nie przeszkadza. W końcu nikt nie jest ideałem, ale wydaje mi się, że u tego chłopaka to jedyna wada, więc nie brakuje mu do niego wiele. Kiedy skończył palić wsiedliśmy do wysokiego Jeepa i ruszyliśmy do domu. Podczas drogi jakoś dziwnie zaczął boleć mnie żołądek. Z każdą minutą nudności nasilały się.

- Zatrzymaj się. - powiedziałam w pewnym momencie i otworzyłam drzwi, kiedy chłopak zjechał na pobocze.

Wysiadłam z samochodu i zwymiotowałam. Chwilę później poczułam obecność bruneta za mną. Delikatnie masował mi plecy, aż wymioty ustały.

- Wszystko w porządku? - zapytał Jeremy, kiedy wsiedliśmy z powrotem do samochodu.

Pokiwałam twierdząco głową, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Brzuch nadal mnie bolał, ale tym razem nie chciało mi się rzygać. Jakoś dojechaliśmy do domu. Czułam się coraz gorzej, więc Jeremy zaniósł mnie na górę, a chwilę później przyniósł mi ciepłą, gorzką herbatę. Podziękowałam mu uśmiechem. Chłopak jeszcze chwilę ze mną siedział, ale później wyszedł, żeby wytłumaczyć wszystko swojemu tacie. Całe szczęście mojej mamy nie było w domu, więc jednego rodzica(tego bardziej dociekliwego) mieliśmy z głowy. Po jakimś czasie wszystko ustało jak ręką odjął. Nagle bardzo zgłodniałam. Już o własnych siłach zeszłam na dół i wzięłam się za robienie naleśników.

- 22, a Ty jesz? - usłyszałam za sobą głos bruneta, a po chwili poczułam jego dłonie na mojej talii.

- Każdemu się zdarza. - odpowiedziałam wtulając plecy w jego tors.

Jeremy miał trochę racji. Nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło mi się zjeść czegokolwiek po godzinie 20.

- Dostanę też trochę? - zapytał robiąc minę małego pieska.

Parsknęłam śmiechem i zaczęłam odsuwać się od niego z talerzem pełnym świeżutkich naleśników. Chłopak uśmiechnął się chytrze i dosłownie dając dwa susy znalazł się przede mną. Już chciałam schować talerz za siebie, ale Jer był szybszy. Wyrwał mi kolację z rąk i podniósł je wysoko nad swoją głowę.

- Chyba żarcie jest moje, krasnalu. - powiedział z wyższością.

- Oddawaj to, olbrzymie! Umieeeeeram z głodu. - powiedziałam masując się po brzuchu.

Chłopak zrobił ze swoich ust "dzióbek". Z uśmiechem dałam mu buziaka. O dziwo, nie uciekłam od razu, a nawet przywarłam wargami do jego ust na trochę dłużej. Kiedy oderwałam się od niego zobaczyłam w jego oczach iskierki szczęścia.

- Chodźmy jeść, skarbie. - powiedział podając mi talerz.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz