Rozdział 17

7.3K 353 9
                                    

Przez kolejny tydzień starałem przyzwyczaić się do nowej sytuacji w domu. Rebecca i jej mama wprowadziły się w poniedziałek. Carmen jest cudowna. Codziennie rano wita nas z uśmiechem na ustach i pysznie pachnącym śniadaniem na stole. Widzę jak bardzo szczęśliwy jest tata. Odkąd mama odeszła nie widziałem, żeby był tak zadowolony i promienny. Miłość odjęła mu co najmniej 5 lat. Ryan cieszył się jak głupi, bo bardzo polubił i Carmen i Rebeccę. Pani Jules była mądrą kobietą, a dzięki temu, że nie pracowała mogła poświęcić swój czas na dom, w którym było nadzwyczaj czysto oraz na pomaganie mojemu braciszkowi w odrabianiu zadań domowych. Dzięki całej tej sytuacji czułem się jakbym miał matkę i pełną najszczęśliwszą pod słońcem rodzinę. Co do Becky to miałem mieszane odczucia. Cieszyłem się, że mogę widywać się z nią codziennie. Widywałem ją w piżamie, bez makijażu, a najlepsze dla mnie jest to, że ona także wyglądała na radosną. Na jej ciele nie zauważyłem ani jednego najmniejszego nawet śladu pobicia. Mimo to nadal miałem złe przeczucia i bałem się, że Anderson coś wykombinuje, żeby odegrać się na dziewczynie. Bałem się, że jeśli nie będzie mnie w szkole przez cały tydzień to Bruno coś jej zrobi, jednak z tego o czym mówił mi Daniel wywnioskowałem, że Anderson serio został wywalony ze szkoły i nawet błagania jego ojca nic nie wskórały. Od feralnej soboty także nikt nie widział go w mieście, więc mogłem odetchnąć przez chwilę z ulgą. Jednak wiem, że zło zawsze wraca jak bumerang i to ze zdwojoną siłą. Całe szczęście z moją ręką już wszystko dobrze i od poniedziałku mogę wrócić do szkoły. Spojrzałem na zegarek. Było dokładnie piętnaście minut po siedemnastej, więc Rebecca na pewno wróciła już ze szkoły. Zsunąłem się z łóżka i ruszyłem do pokoju gościnnego, tzn. nowej sypialni Becky. Odkąd się wprowadziła jeszcze tam nie byłem. Raczej to ona przychodziła do mnie lub siedzieliśmy wszyscy razem w salonie. Delikatnie zapukałem w drzwi, ale odpowiedziała mi cisza. Postanowiłem sprawdzić, czy są zamknięte. Nacisnąłem klamkę, a one ustąpiły i uchyliły się zapraszając mnie do środka. Wsadziłem głowę do pokoju i oniemiałem. Ten pokój wcale nie przypominał wcześniejszego pokoju szatynki. Tamten był jasny i mały, ten natomiast był ciemny i calusieńki zastawiony meblami. Ściany były ciemno-fioletowe, naprzeciw drzwi stało łóżko - pozostałość starego pokoju, na całej szerokości po lewej stronie stała gigantyczna szafa z wielkim lustrem. Po mojej prawej stronie stało biurko z laptopem i małą lampką. Obok łóżka pod oknem stał mały szklany stolik z dwoma wiklinowymi fotelami. Jedyne światło jakie oświetlało pokój to to z lampki stojącej na biurku i trzy świeczki ustawione na stoliku. Dopiero teraz zauważyłem siedzącą na parapecie małą postać. Dziewczyna miała słuchawki na uszach, a w dłoni trzymała wielki zeszyt. Albo książkę. Trudno było mi ocenić z daleka. Nie dziwiłem się, że nie odpowiedziała na moje ciche pukanie. Pewnym siebie krokiem podszedłem do niej i wyrwałem z jej dłoni ten przedmiot. Dziewczyna, aż podskoczyła i przestraszona spojrzała na mnie. Szybkim ruchem zdjęła słuchawki. Słyszałem w nich głośne, gitarowe brzmienie.

- Oddawaj mi to! - warknęła na mnie.

Uśmiechnąłem się wrednie i odsunąłem na kilka kroków do tyłu. Spojrzałem na swoją zdobycz. To nie był żaden zeszyt, ani książka. Przedmiot trzymany przeze mnie w dłoni był szkicownikiem.

- Nie wiedziałem, że rysujesz. - powiedziałem zastanawiając się w myślach, czy spojrzeć na jego zawartość.

- Bo nie rysuję. Oddawaj mi to Jeremy! - była widocznie spanikowana, bo w sekundę znalazła się obok mnie i próbowała wyrwać mi z dłoni swoją własność.

- A co dostanę w zamian? - zapytałem obmyślając w głowie chytry plan.

- Nie wiem, ale jak mi nie oddasz to pożałujesz! - teraz była wściekła.

- Tak słodko się denerwujesz. - powiedziałem z uśmiechem i zrobiłem unik, gdy podskoczyła, żeby dosięgnąć do mojej wyciągniętej wysoko dłoni. - Musisz urosnąć, maleńka.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz