Wyszedłem ze szpitala odruchowo kierując się do centrum miasta. Wszystko byłoby super, gdybym miał przy sobie samochód, który akurat dzisiaj stał sobie zaparkowany w garażu. Zajebiście. Sam nie wiedziałem, dokąd idę, dopóki nie znalazłem się pod wielką posiadłością. No tak. Dom Andersona. Mogłem się spodziewać, że mój mózg współpracując z nogami wyprowadzą mnie w paszczę tego psychola. Przez chwilę obserwowałem wielką willę i cały teren wokół niej. Brama była zamknięta,a po drugiej stronie leżał wielki pies, ale nie wiedziałem jakiej był rasy. Nigdzie nie było widać obecności człowieka. No może oprócz zapalonych świateł na piętrze. Nie było opcji, żebym wszedł tam od frontu. Właściwie od boku też nie, bo ogrodzenie mierzyło jakieś 3 metry wysokości. Przy moich prawie dwóch metrach wzrostu to i tak dużo.
- No to zajebiście. - westchnąłem i przysiadłem na krawężniku po drugiej stronie drogi.
Jedynym wyjściem zostało czekanie, aż chłopak wyjdzie z domu, a później rozprawienie się z nim. Byłem pewien, że za to co zrobił, zasłużył sobie na najgorszą karę. Nie wiem ile tam siedziałem, ale po jakimś czasie poczułem wibrację w kieszeni. Szybkim ruchem wyciągnąłem z niej telefon i bez patrzenia na ekran odebrałem.
- Halo?
- Gdzie jesteś? - usłyszałem pełen napięcia głos Daniela.
- Co za różnica... - odparłem, nadal uparcie wpatrując się w żelazną bramę naprzeciw mnie.
- Przestań! Wkurwiasz mnie White, wiesz? Powiedz mi, gdzie jesteś, bo jak nie to... - zagroził, ale mu przerwałem.
- To co?! - warknąłem.
- To gówno. Mów gdzie jesteś! - poznałem po jego głosie, że jest mega wkurwiony.
Chyba Becky powiedziała mu, że wyszedłem ze szpitala i się o mnie boi.
- Pod domem Andersona. - wyrzuciłem z siebie, bo ukrywanie tego przed nim byłoby bezsensem.
- Nie rób nic głupiego. Zaraz tam będę!
Połączenie zostało przerwane. Cudownie. Teraz to już na pewno nie zemszczę się na tym idiocie. Wiem, że Daniel też najchętniej by go zabił, jednak w przeciwieństwie do mnie on zachowuje zimną krew i nie postępuje pochopnie. Niecałe 10 minut później tuż przede mną zatrzymał się samochód mojego przyjaciela. Chłopak z wkurzoną miną wyszedł z auta i stanął między moimi nogami. Leniwie podniosłem na niego wzrok.
- Jesteś idiotą, wiesz? - rzucił patrząc na mnie gniewnie.
- Być może jestem.
- Wiesz czemu?
- Bo chcę dać nauczkę kutasowi, który zranił moją dziewczynę? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie z jadem w głosie.
- Nie. - powiedział poważnie, ale po chwili na jego twarzy zagrał cień uśmiechu. - Bo przylazłeś tutaj, a tego idioty nie ma w domu. W dodatku nie powiedziałeś mi o całej sytuacji, a przecież wiesz, że kocham Rebecce jak siostrę i zawsze stanę w jej obronie.
Słysząc te słowa wypływające z jego ust mimowolnie się uśmiechnąłem. Blondyn wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją ująłem wstając. Wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy.
- Więc skoro nie ma go tutaj, to gdzie jest? - zapytałem, kiedy chłopak skręcił w jakąś uliczkę.
- Tam, gdzie nigdy byś go nie szukał. - odparł chłopak ponownie skręcając.
- Nie rozumiem Cię. - powiedziałem trochę zniecierpliwiony.
- Jest w szkole.
- O czym ty mówisz!?
CZYTASZ
Save Me Now
RomansaCzasem tak jest, że osoba poznana przypadkiem staje się dla nas najważniejszym elementem życia. Ale co zrobić, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo? Lub co ważniejsze, czy ta druga osoba chce zostać uratowana? Jeremy White jest spokojnym nastolatkiem, k...