Następne wydarzenia pamiętam jak przez mgłę. W zastraszająco szybkim tempie wybiegliśmy z domu, wskoczyliśmy do samochodu i pojechaliśmy w stronę miejscowego szpitala. Szczerze nawet nie pamiętam, czy zamknąłem drzwi wejściowe. W tej chwili było to dla mnie nieistotne. Najważniejszą rzeczą, a raczej informacją, którą musiałem otrzymać było to, że moja rodzina przeżyła. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że coś im się stało. Rebecca przez całą drogę płakała, a ja nie wiedziałem jak ją uspokoić. Nie potrafiłem zdobyć się na pocieszające słowa, czy gest pełen wsparcia, ba nawet nie umiałem podarować jej odrobiny nadziei. Kiedy z piskiem opon zatrzymałem się na podjeździe przed szpitalem kilka osób spojrzało na mnie z dezaprobatą. Nie czekając na dziewczynę wybiegłem z samochodu i skierowałem się do recepcji.
- Przywieziono tu moją rodzinę. Trzy osoby. Gdzie oni są?! - warknąłem na niewinną kobietę stojącą za kontuarem.
- Nazwisko proszę. - powiedziała znudzona, a ja miałem ochotę pirzgnąć jej przez ten siwy łeb.
- White. - syknąłem, nerwowo ruszając nogą.
- Proszę chwilę poczekać.
- Nie mam chwili! - ryknąłem na nią, aż podskoczyła.
Jej zlękniony wzrok omiótł moją twarz.
- Drugie piętro, sala operacyjna na końcu korytarza. - powiedziała cicho.
Odwróciłem się na pięcie, tym samym zderzając się z Becky. Natrafiłem na jej pytający wzrok, ale nie odpowiedziałem na wiszące między nami pytanie. Złapałem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę schodów. Najszybciej jak się dało wspięliśmy się na wskazane piętro i ruszyliśmy w stronę sali operacyjnej.
- Co jest z nimi? - zapytała Rebecca, kiedy stanęliśmy pod drzwiami zamkniętego pomieszczenia.
- Nie wiem. Operują kogoś, ale nie mam pojęcia kogo. - powiedziałem próbując zobaczyć coś przez wąską szybkę w drzwiach, jednak było to na nic.
- Co zrobimy? - wyszeptała, mocniej ściskając moją dłoń.
- Poczekamy. - odparłem głucho.
****
Od kilku godzin siedzieliśmy na podłodze pod salą operacyjną. W międzyczasie wychodziło i wchodziło do niej kilkanaście osób, ale za każdym razem byliśmy zbywani krótkimi słówkami. Napięcie narastało w nas z każdą mijającą minutą. Nadal nie wiedzieliśmy kto jest operowany i z jakiej przyczyny. Oprócz tego, że mieli wypadek samochodowy, nic nie było nam wiadome. Nie wiedziałem, gdzie jest mój braciszek. Nie chciałem dopuścić do siebie najgorszego, a każda kolejna minuta czekania była malutkim potwierdzeniem naszych najgorszych obaw.
- Zimno mi. - wyszeptała szatynka, a ja bardzo powoli przeniosłem na nią wzrok.
Dopiero teraz zauważyłem, że ma na sobie tylko moją koszulkę i czarne legginsy. Był koniec stycznia, a ona ubrała się jakby było lato, z resztą sam byłem nie lepszy. W biegu narzuciłem na siebie bluzę i to wszystko.
- Chodź tutaj. - powiedziałem wciągając ją na swoje kolana.
Dziewczyna oparła głowę na moim torsie i objęła mnie w pasie. Rozcierałem dłońmi skórę na jej ramionach, na której pojawiła się już gęsia skórka spowodowana zimnem. Dodatkowy chłód potęgowały płytki, na których siedzieliśmy.
- Pan White i panna Jules? - do naszych uszu dobiegł smutny głos.
Podnieśliśmy głowy, aby spojrzeć na wysokiego mężczyznę w białym kitlu stojącego przed nami.
Podniosłem się, nadal trzymając szatynkę w ramionach.
CZYTASZ
Save Me Now
RomantizmCzasem tak jest, że osoba poznana przypadkiem staje się dla nas najważniejszym elementem życia. Ale co zrobić, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo? Lub co ważniejsze, czy ta druga osoba chce zostać uratowana? Jeremy White jest spokojnym nastolatkiem, k...