Rozdział 8

9.1K 395 31
                                    

Obudziłem się o jakiejś 11. Była niedziela i ze smutkiem stwierdziłem, że jutro nie pośpię sobie już tak długo. Zwlokłem się z łóżka i zszedłem na dół. W kuchnii nikogo nie było. Wyciągnąłem z lodówki sok pomarańczowy i chleb tostowy. 10 minut później zajadałem się tostami z nutellą i truskawkami. To dziwne, że nikogo nie ma na dole o 11.30, pomyślałem. Kiedy zjadłem śniadanie postanowiłem sprawdzić, gdzie reszta domowników. Wszedłem spowrotem na piętro i zajrzałem do pokoju Ryana, jednak go tam nie było. Zrobiłem tak samo w pokoju taty, żeby znowu stwierdzić, że pomieszczenie jest puste. Nagle usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Zbiegłem po schodach i zauważyłem młodego dziwnie wyglądającego za okno.

- Co robisz? - zapytałem podchodząc do niego.

- Nic. - Ryan wzdrygnął się i najwidoczniej próbował coś przede mną ukryć.

- Przecież widzę, że kłamiesz. Pokazuj co tam widzisz. - powiedziałem i przepchnąłem się do okna.

Wyjrzałem za nie i z przykrością stwierdziłem, że nie dzieje się za nim nic nadzwyczajnego. Sąsiad naprzeciwko kosił trawę, a jakieś dzieciaki grały w siatkówkę na drodzę.  Norma. Odwróciłem się, żeby powiedzieć Ryanowi, że jest głupi, ale jego już nie było. Moja rodzina jest dziwna, pomyślałem i pokręciłem z dezaprobatą głową. Wtedy do salonu wszedł tata. 

- Czemu ten dzieciak zachowuje się tak dziwnie? - zapytałem.

- Nie wiem o co Ci chodzi, synu. - powiedział tata, ale też był jakiś dziwny.

Już miałem zostawić ich w cholerę, kiedy usłyszałem chichot mojego brata. Zdezorientowany odwróciłem się w stronę schodów i zauważyłem, że młody siedzi na pierwszym stopniu i trzyma się za brzuch, pokładając się ze śmiechu.

- A Ciebie co tak śmieszy, debilu? - zapytałem poirytowany.

- Doobra tato powiedz mu, bo już nie mogę wytrzymać ze śmiechu jak się tak bulwersuje. - wydusił z siebie Ryan przez śmiech.

Spojrzałem na tatę wyczekująco i podniosłem lewą brew. Tata także się śmiał, ale po chwili się opanował i powiedział:

- Jeremy wiem, że na urodziny nie dostałeś żadnego prezentu, a bardzo liczyłeś na samochód. Długo o tym myślałem i wiem jak bardzo uwielbiasz motocykle, samochody i w ogóle wszystkie te rzeczy. Wszystkiego najlepszego, synu. Spóźnione, ale szczere.

Nie rozumiałem jego słów, dopóki nie wyciągnął do mnie swojej dłoni, na której leżał kluczyk. Wziąłem go natychmiast i dokładnie się przyjrzałem. Przy srebrnym kluczyku wisiał breloczek z nazwą " Kawasaki". Przez chwilę zastanawiałem się co to ma znaczyć. Po chwili moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, tak samo jak usta.

- Tato? Czy to jest to co ja myślę? - zapytałem mając na twarzy taki szok jak nigdy.

Tata tylko pokiwał głową i się uśmiechnął, po czym otworzył drzwi wejściowe do domu i wyszedł na dwór. Ruszyłem za nim. Gdy znalazłem się przed domem szok zamienił się w zachwyt. Na podjeździe przed garażem stało Kawasaki Ninja ZX-6RR. Było cudowne. Tata owinął je czerwoną kokardą, żeby wyglądało jeszcze lepiej.

- Jeezu, tato jesteś najlepszy! - krzyknąłem rzucając się ojcu na szyję. - Mogę się przjechać?

- Jest Twoje Jeremy. - odpowiedział mężczyzna i uśmiechnął się promiennie.

Bez zastanowienia wskoczyłem na motocykl i odpaliłem go. Do moich uszu dobiegł cudowny warkot silnika. Było to spełnienie moich marzeń. Długo się nie namyślając wycofałem pojazd z wyjazdu i ruszyłem w stronę miasta. Maszyna mkła przez miasto, płynąc po szosie. Dojechałem do szkoły. Sprawdziłem godzinę. Trasa zajęła mi niecałe 3 minuty, także zaoszczędziłem całe 12 minut na dojazd do szkoły. Postanowiłem pojeździć jeszcze trochę. Nie wiem czemu, ale zanim się obejrzałem wylądowałem pod domem Rebeccy. Chyba moja podświadomość płata mi figle i zawsze prowadzi mnie do niej. Zatrzymałem pojazd niedaleko jej bloku. Zdjąłem kask i przez chwilę patrzyłem na wyrwane z zawiasów drzwi. Pod budynkiem stał Jeep Bruna. W tej chwili kurewsko zazdrościłem temu skurwielowi. Miał wszystko, co ja chciałbym mieć. Mógł w każdej chwili przebywać z szatynką, całować ją, przytulać i po prostu się na nią patrzeć. Miałem straszną ochotę wejść tam i pokazać mu, że jestem od niego lepszy. Ale czy na pewno? Gdybyś był lepszy, to Ty tam byś siedział, a nie on, powiedział głosik w mojej głowie. Sam nie wiedziałem, czy mu wierzyć. W końcu to tylko pojebany głos, który często ma rację. Kurwa. Jestem beznadziejny. Włożyłem spowrotem kask i z piskiem opon ruszyłem jak najdalej od tego miejsca.

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz