Rebbeca POV:
Obudziłam się, ale nie otworzyłam oczu. Moją talię otaczały silne ramiona Jeremiego. Mój kark łaskotał jego łagodny, spokojny oddech. Czułam się bezpieczna, jak nigdy wcześniej. W tej chwili chciałam zostać w jego ramionach do końca życia. Nasze ciała pasowały do siebie idealnie. Moje zimne chłodziło jego gorące, a jego ogrzewało mnie i dawało poczucie bezpieczeństwa. Poruszyłam się próbując wyswobodzić z jego ramion. Prawie mi się to udało. No właśnie, prawie. Kiedy chciałam podnieść się do pozycji siedzącej poczułam, jak silne ramię ponownie chwyta mnie w talii i ciągnie do tyłu. Upadłam prosto w objęcia chłopaka. Poczułam jak wtula nos w zagłębienie między barkiem a szyją.
- Gdzie się wybierasz? - wyszeptał zaspanym głosem. - Jest sobota.
- Muszę do toalety. - powiedziałam, a on poluzował uścisk.
Wyswobodziłam się i zanim wyszłam z łóżka cmoknęłam go w czoło. Mogłabym budzić się tak do końca życia, pomyślałam i w tej samej chwili zganiłam siebie w myślach za takie marzenia. W końcu z nim nie chodzę, całowaliśmy się tylko parę razy i nic o sobie nie wiemy. Ale on o Tobie wie sporo, odezwał się głosik w mojej głowie. To była prawda. On wiedział o mnie sporo, a ja tylko tyle ile sam mi powiedział. Przecież to niemożliwe, żeby w jego życiu nie działo się nic nadzwyczajnego. Przez następne 3 godziny nie mogłam odpędzić od siebie myśli o życiu Jeremiego. Nie mogłam skupić się na wykonywaniu żadnej czynności. Wszystko robiłam mechanicznie, bez zastanowienia. Kiedy ogarniałam w swoim pokoju w progu stanął Jer. Ubrany był w szare dresy i czarną koszulkę z krótkim rękawem, która seksownie opinała się na jego mięśniach. W dłoni trzymał szarą bluzę z kapturem.
- Stało się coś? - zapytałam przerywając układanie ubrań.
- Chciałem tylko zapytać, czy kino jest nadal aktualne? - powiedział wkładając przez głowę bluzę.
- Jasne. - odpowiedziałam i posłałam mu uroczy uśmiech.
Chłopak odwzajemnił gest i wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszałam, jak zbiega po schodach i trzaska drzwiami wejściowymi. W co ja mam się ubrać? Pierwszy raz w życiu zależało mi na tym, żeby ładnie wyglądać. Otworzyłam szafę i z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam nic odpowiedniego na randkę. Bo to randka, prawda? Sięgnęłam do szkatułki pod łóżkiem i wyciągnęłam z niej pieniądze. Za dużo nie jest, ale na coś ładnego powinno starczyć. Ubrałam się w normalne ciuchy, powiedziałam mamie, że wychodzę i ruszyłam do centrum. W tej chwili żałowałam, że nie mam prawa jazdy. Droga do centrum handlowego zajęła mi dobre 30 minut na piechotę, samochodem na pewno byłabym szybciej. Chodząc po centrum czekałam, aż coś spodoba mi się na tyle, żeby to przymierzyć, jednak tak się nie stało. Właśnie wchodziłam na 3 piętro, kiedy w tłumie zamigotała mi znajoma twarz. Bruno. Zatrzymałam się wpół kroku i wpatrywałam w miejsce, gdzie sekundę wcześniej widziałam osobę, której bałam się najbardziej na świecie. Momentalnie strach sparaliżował całe moje ciało. Nie mogłam się ruszyć. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem i marudzili pod nosem, że tamuję ruch. Ktoś podszedł do mnie i zapytał, czy wszystko w porządku, ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nagle włoski na karku stanęły mi dęba, jakby wyczuwając niebezpieczeństwo. Chwilę później poczułam na plecach czyiś dotyk, a po nim usłyszałam słowa wypowiedziane ostrym tonem:
- Nic jej nie jest. Zajmę się moją dziewczyną. Do widzenia.
Ostatnimi siłami starałam się odsunąć od Bruna, ale ten złapał mnie za nadgarstek i przytrzymał przy sobie. W moich oczach pojawiły się łzy. Cała radość dzisiejszego dnia ulotniła się w ciągu jednej sekundy.
- Rusz się! - warknął Bruno i pociągnął mnie w stronę wyjścia na schody pożarowe.
Znowu zaczęłam panować nad swoim ciałem. Stawiałam opór, ale na próżno. Biłam i kopałam chłopaka, jednak on niezłomnie brnął dalej. Ludzie patrzyli się na nas jak na wariatów, ale nikt, dosłownie nikt nie odważył się zareagować. Kiedy przeszliśmy przez drzwi ewakuacyjne Bruno popchnął mnie na barierkę schodów. Poczułam ostry ból w plecach i zgięłam się wpół. Gdy podniosłam na niego spojrzenie zauważyłam na jego twarzy głupkowaty, wredny uśmiech.
- Co Cię tak bawi, idioto?
- Już zapomniałem jaki masz zadziorny języczek. Z chęcią użyłbym go do innych celów, niż pyskowanie mi. - powiedział, a mi zebrało się na wymioty.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo jest obleśny. Patrzył na mnie wzrokiem wilka patrzącego na swoją ofiarę. Mimo, że wiedziałam do czego był zdolny, nie bałam się. Czułam, że nic mi się nie stanie.
- Musimy pogadać Rebecca. - powiedział i zrobił krok w moją stronę.
Odruchowo cofnęłam się, ale natrafiłam na metalową barierkę. Chłopak podszedł do mnie i złapał za ramiona.
- Patrz na mnie jak do Ciebie mówię! - ryknął.
Z niechęcią spojrzałam na jego twarz.
- Ostrzegałem Cię wiele razy, że ze mną się nie zadziera. Uwierz chciałem dać Ci nauczkę raz na zawsze, ale stwierdziłem, że to przecież wina White'a, prawda? To on zabrał mi Ciebie. I dlatego teraz będziecie cierpieć razem. Stopniowo. Każdy po troszeczku. - powiedział tonem bez emocji.
Chłopak puścił moje ramiona, a ja zaczerpnęłam powietrza. Dopiero teraz zorientowałam się, że wstrzymywałam oddech. Anderson spojrzał w moje oczy i uśmiechnął się krzywo. Kątem oka zauważyłam delikatny ruch jego ręki w kierunku tylnej kieszeni jasnych jeansów. Zanim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch ten wyciągnął rękę i przejechał po moim ramieniu czymś ostrym. Z zadanej rany zaczęła sączyć się szkarłatna krew. Kolejne zadraśnięcie znalazło się na mojej twarzy. Poczułam piekący ból. Złapałam się dłonią za policzek i poczułam, że między palcami przecieka mi mokra ciecz.
- Co Ty mi zrobiłeś, chuju?! - warknęłam na niego.
- Ojojoj nie denerwuj się, śliczna. To małe ranki. - powiedział podziwiając swoje dzieło.
- Jesteś chory!
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
Kiedy usłyszałam jego słowa zamarłam. Czy jeszcze przed chwilą czułam, że nic mi nie grozi? Teraz byłam przerażona i to śmiertelnie. Bałam się, że mogę tego nie przeżyć. Starcie z Andersonem zawsze oznaczało, coś okropnego.
- No już nie denerwuj się tak. Nic Ci się przecież nie stało. Jeszcze. - powiedział i zakręcił w dłoniach mały nóż.
Ponownie cofnęłam się tym razem schodząc na schodek niżej. Nawet nie próbowałam uciekać, ponieważ będąc z Brunem zauważyłam jaki jest szybki.
- Nie zbliżaj się do mnie. - z moich ust wydobył się cichy odgłos.
Chłopak nie posłuchał i zrobił krok w moją stronę, nadal bawiąc się ostrzem. Nagle drzwi za jego plecami otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie jeden z pracujących w centrum ochroniarzy. Spojrzał twardym wzrokiem na mojego oprawcę, a następnie na mnie. Zanim zdążył zareagować Bruno już zbiegał schodami w dół. Uciekł. Po prostu uciekł.
- Nic Ci nie jest? - zapytał mężczyzna podchodząc do mnie.
- N..n..nie. - wydukałam. - To ja już pójdę.
Bez słowa wyminęłam ochroniarza, zostawiając go ze zdziwioną miną. Idąc przez zaludnione centrum widziałam, że ludzie patrzą się na mnie z zaciekawieniem. Krew na ramieniu i twarzy zdążyła zaschnąć, ale nadal piekło jak cholera. Nie chciałam wiedzieć jak teraz wyglądam, więc nie patrzyłam w żadną z szyb wystawowych. Chciałam zapomnieć jak najszybciej o tym co się dzisiaj stało i wrócić tam, gdzie jest bezpiecznie. Do Jeremiego. Chyba tylko myśl o tym, że wracając do domu spotkam go trzymała mnie przy siłach. Z każdym krokiem szło mi coraz oporniej. Nie miałam siły ustać na nogach. Brak krwi, która uleciała z ran spowodowała, że byłam coraz słabsza. Jer. Chce dojść tylko do niego. Kiedy wchodziłam na podjazd mojego nowego domu czułam, że wlokę za sobą nogi.
- Becky? - usłyszałam głos Jeremiego.
Chłopak siedział na schodach z butelką wody w ręku. Kiedy tylko go zobaczyłam osunęłam się na ziemię. Ważne było tylko to, że doszłam tu i go spotkałam.
CZYTASZ
Save Me Now
RomanceCzasem tak jest, że osoba poznana przypadkiem staje się dla nas najważniejszym elementem życia. Ale co zrobić, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo? Lub co ważniejsze, czy ta druga osoba chce zostać uratowana? Jeremy White jest spokojnym nastolatkiem, k...