Na pierwszej stronie szkicownika widniał rysunek leżącej dziewczyny całej we krwi. Przed nią widać było dłoń mężczyzny. Trzymał w niej jakiś przedmiot. Zaskoczony nie wiedziałem co powiedzieć. Patrząc na idealne linie i pociągnięcia ołówka, cienie i doskonałe odwzorowanie kształtów wiedziałem, że Rebecca ma prawdziwy talent. Bardziej martwiło i przerażało mnie to, że te obrazy to jej sny. Przerzuciłem kolejne strony. Większość obrazów była podobna. W połowie szkicownika rysunki zaczęły się zmieniać. Dziewczyna nie leżała już pod ścianą jak wcześniej tylko stała pochylona nad ciałem jakiegoś faceta. Na żadnym z obrazów nie było widać twarzy postaci.
- I.. i Tobie to się śni? - zapytałem zamykając szkicownik i oddając go Becky.
- Odkąd przeprowadziłam się tutaj.
- Co?! Odkąd mieszkasz z nami? - zapytałem zaskoczony.
- Nie... teraz mam zupełnie inne sny. Te pierwsze to... one zaczęły mi się śnić kiedy Bruno uderzył mnie pierwszy raz. - odpowiedziała wertując strony przedmiotu, który jej oddałem.
- Mówisz poważnie? - zapytałem i dopiero po chwili uzmysłowiłem sobie jakie to głupie. - Przepraszam. Jestem takim idiotą. Przecież nie żartowałabyś o takich rzeczach.
- Nie chciałam Ci ich pokazać, bo... bo bałam się, że uznasz mnie za idiotkę.
Spojrzałem na nią kątem oka, po czym podszedłem do niej i wziąłem w ramiona. Musiałem pochylić się dość mocno, żeby złożyć na jej włosach pokrzepiający pocałunek.
- Nigdy bym tak nie pomyślał. - odparłem mocniej ją do siebie tuląc.
- Nie byłabym tego taka...
Dziewczyna przerwała wpół zdania, bo z dołu usłyszeliśmy trzask przekręcanego w zamku klucza. Kilka sekund później usłyszeliśmy głos mojego taty:
- Młodzież wróciliśmy!
- Jer, oni nie mogą dowiedzieć się o tym co się stało. - wyszeptała Rebecca coraz mocniej mnie przytulając.
- To nierealne... Nie da ukryć się blizny na twarzy. Zwłaszcza, kiedy ma się na niej wielki plaster.
Kiedy staliśmy na środku pokoju przytuleni do siebie drzwi otworzyły się szeroko i stanęła w nich Carmen. Początkowo spojrzała na nas czule, ale gdy jej wzrok skierował się na twarz córki jej mina zmieniła się diametralnie. Otworzyła szeroko oczy i wydała z siebie stłumiony okrzyk.
- Boże! Rebecca co Ci się stało, kochanie? - zapytała podchodząc do nas.
Szatynka spojrzała na mnie błagalnie.Chyba chciała, żebym wymyślił jakąś bajkę o tym co jej się przytrafiło. Nie wiedziałem, czy jej mama w to uwierzy, ale zacząłem mówić:
- Widzi pani, bo Rebeccę zaatakował pies.
- Co takiego?! - jej matka spoglądała to na mnie, to na Becky.
Rebecca uszczypnęła mnie w plecy najwidoczniej chcąc, żebym jakoś rozwinął tą myśl.
- Mieliśmy iść do kina z Becky, no i... ja jeszcze się szykowałem, a ona wyszła na dwór. Kiedy miałem już wychodzić usłyszałem krzyk Rebeccy, więc wybiegłem na dwór i zobaczyłem jak wielki, czarny pies leży na niej i wierzga strasznie łapami...
- Jeremy rzucił w niego butem i wydarł się, a on uciekł. - dorzuciła dziewczyna, a ja o mało nie wybuchnąłem śmiechem.
Posłałem jej spojrzenie mówiące: " Butem? Serio? Myślisz, ze tylko na tyle mnie stać? ".
- Jakim cudem wskoczył na Ciebie pies? - dociekała jej mama.
W tej samej chwili do pokoju wszedł tata i także zbladł na widok twarzy Becky. On natomiast nie wypytywał się co się wydarzyło, tylko stanął za Carmen i złapał ją w talii.
- No, gdy wyszłam z domu zauważyłam jakiegoś psa na podjeździe. Nie wiedziałam, że jest taki groźny. Kiedy mnie zobaczył podbiegł do mnie i na mnie wskoczył. No, a później przejechał mi pazurami po twarzy i stąd ten plaster. - kłamała jak z nut, a dla potwierdzenia swoich słów zaczęła żywo gestykulować dłońmi.
- Moje biedne dziecko... - wyszeptała carmen i objęła córkę. - Czasami zachowujesz się jak mały bez mózg. Przecież on mógł Ci zrobić coś gorszego, niż podrapanie.
- Wiem, wiem.
Spojrzałem na mojego ojca. On także na mnie patrzył. Widziałem w jego oczach, że nie do końca uwierzył w naszą historyjkę, ale nic się nie odzywał. Wzruszyłem tylko ramionami i opadłem na łóżko. Dziewczyny jeszcze przez chwilę się przytulały, po czym mama Becky odsunęła się i posyłając mi uśmiech wyszła z pokoju, a zaraz za nią John.
- Ufff. Udało się. - odetchnęła dziewczyna, kiedy usłyszała stąpanie na schodach.
- Rzuciłem w psa butem, tak? - zapytałem unosząc brew do góry.
Dziewczyna tylko zachichotała i wzruszyła ramionami.
- A może powinienem Ci pokazać, że potrafię sobie inaczej poradzić z psem?
- Ależ pokaż. - powiedziała i w tej samej chwili rzuciłem się na nią i pociągnąłem na siebie, tak że obydwoje wylądowaliśmy na łóżku. - Hmm wydaje mi się, że gdybyś pociągnął psa na Ciebie to zjadłby Ci kawałek twarzy.
- Oh cicho bądź. - powiedziałem uciszając ją pocałunkiem.
Kiedy oderwaliśmy się do siebie Rebecca spojrzała na mnie czule.
- Wiesz, Jer? Zawsze chciałam mieć kogoś przy kim będę czuła się bezpieczna i kochana.
- I co z tego wyszło? - zapytałem puszczając jej oczko.
- Mam Ciebie. - uśmiechnęła się promiennie, ale po chwili znowu zastąpił go grymas bólu.
Rana nie była głęboka, ale mimo to goiła się powoli. Każde poruszenie policzkiem, czy dotyk musiał ją cholernie boleć.
- No masz. - potwierdziłem jeżdżąc dłonią po jej boku.
- Nie chcę myśleć w ten weekend o Brunie. Proszę zróbmy coś, dzięki czemu wywalę go ze swojej głowy. - poprosiła.
- Chyba mam pomysł. - odpowiedziałem uśmiechając się zawadiacko.
CZYTASZ
Save Me Now
RomanceCzasem tak jest, że osoba poznana przypadkiem staje się dla nas najważniejszym elementem życia. Ale co zrobić, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo? Lub co ważniejsze, czy ta druga osoba chce zostać uratowana? Jeremy White jest spokojnym nastolatkiem, k...