Rozdział 39

4.9K 261 12
                                    

miesiąc później...

Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że jestem w ostatniej klasie. Serio nie zniósłbym dłużej użerania się z nauczycielami. Niby też są ludźmi, ale czasami zachowują się jakby to co ludzkie nie dotyczyło ich w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Odkąd wyjaśniła się ta cała sprawa ze śmiercią Andersona staram się prowadzić normalne życie. Właśnie, pewnie jesteście ciekawi co tak właściwie się stało. Otóż przetrzymywali mnie 4 dni w areszcie twierdząc, że dowody jasno wskazują na to, że przyczyniłem się do śmierci Bruna. Wydawało mi się to irracjonalne, skoro nie znaleźli moich odcisków na miejscu zdarzenia, a nic poza zeznaniami woźnego o naszej bójce nie dowodziło na moją winę. Z resztą mniejsza o to. Nie uwierzycie jaka była reakcja policji, kiedy ktoś, jakieś 100 metrów od miejsca, w którym był Bruno, znalazł łom. Pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że znaleziono na nim ślady krwi chłopaka oraz odciski palców jego ojca. Rozumiecie? Ojciec zabił własnego syna. Nawet jak dla mnie to chore. Anderson został zamknięty na 25 lat w pudle za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem. Ja z kolei wyszedłem z aresztu z czystą kartą. Miałem cholerną ochotę pokazać środkowy palec wszystkim policjantom, którzy mieli styczność z tą sprawą. Od miesiąca w moim, w naszym życiu nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Chodzimy do szkoły, na randki, kłócimy się z Ryanem, pomagamy Carmen... Dzień jak co dzień. Właściwie nic nie zwiastowało tego, co miało nadejść wkrótce.

****

- Otworzę! - krzyknął Ryan, kiedy ktoś zapukał do drzwi.

Nikomu poza nim i tak nie chciałoby się ruszyć tyłka z kanapy. Taty i Carmen znowu nie było w domu. A my całą trójką oglądaliśmy jakieś głupie bajki, które wybrał młody. Korzystając z okazji sięgnąłem po pilota i przełączyłem kanał.

- Cześć, synku.

Wytrzeszczyłem oczy na dźwięk kobiecego głosu. Nie zastanawiając się długo przeskoczyłem przez oparcie sofy i pobiegłem w stronę drzwi wyjściowych.

- Kim pani jest? - zapytał zdezorientowany Ryan.

Tak jak myślałem, obok drzwi stała Loreen. W ręku miała pudełko owinięte czerwonym papierem.

- Wyjdź stąd! - warknąłem odsuwając na bok brata.

- Nie przywitasz się z mamą? - zapytała kobieta robiąc słodką minkę.

- O czym ona mówi? - zapytał młody łapiąc rękaw mojej bluzy.

- O niczym. Idź do Rebeccy. - powiedziałem nawet na niego nie patrząc.

Wcale nie dziwiło mnie to, że Ryan jej nie pamięta. Kiedy nas zostawiła miał 4 lata.  Nie mogę pozwolić na to, żeby zepsuła mu dzieciństwo przez swoje widzimisię.

- Czego chcesz? - warknąłem wypychając ją na zewnątrz i zamykając za sobą drzwi.

- Przyszłam przywitać się z Ryanem. Ostatnio mi na to nie pozwoliliście. - powiedziała niewinnie, machając czerwonym pudełkiem przed moimi oczami. - Mam dla niego prezent.

- Szkoda, że nie pomyślałaś o prezentach dla niego przez ostatnie pięć lat. - powiedziałem z wyrzutem. - Skoro to wszystko, to równie dobrze możesz stąd spierdalać.

- Pozwól mi z nim pogadać.

- On nawet nie wie, że jesteś jego matką! Nie pamięta Cię! I postaram się, żeby tak zostało. - wycedziłem przez zęby, z zadowoleniem obserwując zmianę wyrazu jej twarzy.

Nie wiedziała, co powiedzieć, bo jej usta to otwierały się, to zamykały. Wyglądała jak ryba, która nie może złapać powietrza. Odwróciłem się plecami do niej i pociągnąłem za klamkę. Kiedy chciałem je zamknąć tuż przed jej nosem, kobieta odezwała się:

Save Me NowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz