"Gdybym mógł zabrać jedną osobę z Mission Beach byłbym to ja sam, bo chcę walczyć o samego siebie" Lucas
Gdybym mógł oszukać świat nie wiedziałbym nawet, jak to zrobić, ponieważ czasem przerastają mnie najprostsze czynności, jak cieszenie się z urodzin przyjaciela. Odkąd z nimi mieszkam dostrzegam, że funkcjonowanie wśród ludzi dwadzieścia cztery godziny na dobę jest cholernie trudne. Zawsze myślałem tylko o sobie. Przez większość czasu nie liczyłem się, nawet z bratem. Byłem jego balastem u nogi, a teraz gdy mieszkam z chłopakami muszę liczyć się z uczuciami innych, z ich potrzebami i oczekiwaniami. Mój brat schodził mi z drogi, ja schodziłem z drogi mu. Tutaj nie ma na to miejsca. czuję, jakby było nas za dużo. To doświadczenie dużo mnie uczy, ale też bardzo frustruje. Wszyscy mamy silne charaktery i wszyscy w jakiś sposób jesteśmy mniej lub bardziej popsuci. Przyjaźnimy się, ale też patrzymy sobie na ręce. Oceniamy zachodzące w nas zmiany i myślimy o przyszłości, o której nie mamy odwagi rozmawiać. Przyglądamy się naszym umiejętnościom, kto umie gotować, kto dobrze sprząta kibel i kto pamięta o powieszeniu papieru albo o odkurzeniu podłogi. Wiem, że są to zupełnie zwyczajne rzeczy, ale każdy z nas ma własny sposób na robienie ich albo nie robienie ich. Próbuję powiedzieć, że posiadanie przyjaciół jest ważne i od zawsze myślałem, że po wyprowadzce z Mission Beach będę mieszkał z nimi, w Sydney, w jakiejś norze, ale teraz nie jestem przekonany do tego pomysłu. Tęsknię za przestrzenią. Za możliwością grania na gitarze w ciszy, spędzania czasu sam na sam z Sharon. Nie wiem, czy nadaję się do mieszkania z tyloma ludźmi albo w ogóle z kimkolwiek kto nie jest tak cichy i nieobecny, jak mój brat. Może też tęsknie za nim bardziej, niż przyznaje. Może nie radzę sobie ze zmianami, a tak gdybym sobie radził to dobrze byłoby mieć przyjaciół tak blisko. Wydaje mi się, że oni denerwują mnie bardziej, niż ja ich. Może sprawą z nich, przykrywam też inne problemy, na przykład jak spotkanie własnej matki w Cairns albo jak rozmowa z matką Sharon. Czemu moje życie nie może polegać tylko na upalaniu się i nienawidzeniu wszystkiego? Okazuje się, że to było o wiele prostsze, niż to ciągłe poruszanie się do przodu, a przynajmniej podejmowanie takich prób. Cholerne spotkanie z matką. Cholerne wszystko.
Wstaję z łóżka. Przesadziłem wczoraj z alkoholem, dlatego nie dziwi mnie, że nie ma obok mnie Sharon. Zastanawiam się, czy jest gdzieś może w salonie albo kuchni albo gdziekolwiek w pobliżu, ale gdy wchodzę do kuchni jest tam tylko Mike.
– Siema – wita się, po czym pije mleko z kartonu. Tyle razy mu mówiłem, żeby tego nie robił. Przewracam oczami.
– Cześć. Widziałeś gdzieś Sharon? – jedyne, co mnie teraz interesuje. No i może trochę mój ból głowy. Próbuję rozmasować skronie, ale to nie pomaga.
– Mama po nią przyjechała w środku nocy – fantastycznie, na pewno zapunktowałem u tej kobiety – Dziwnie się patrzy na Sharon – więc ma ochotę na pogaduszki, ja za nimi z rana nie przepadam – Chcesz ją udusić za to, że jest taką dobrą osobą, a jednocześnie cieszysz się, że ktoś taki robi dla ciebie coś dobrego. Ten pieprzony tort... – kręci głową, jakby nie mógł w to uwierzyć.
Jestem nieco zaskoczony. Myślałem, że tylko ja tak o niej myślę, a okazuje się, że każdy to dostrzega. Obracam się, żeby na niego spojrzeć. On obraca się, aby spojrzeć na mnie.
– Powiesz mi zaraz, że mam się trzymać od niej z daleka? – uśmiecha się, zaraz nie wytrzymam – Szkoda mojego czasu, jest zbyt zapatrzona w ciebie.
Ale jej tu nie ma. Wiem czemu, ale czasem strasznie mnie wkurza tym swoim niedawaniem sobie w kaszę dmuchać. Czasem chciałbym, żeby się nade mną poużalała. Wiem, że pewnie wiele osób nie uzna tego za normalne, ale po prostu czasem nie chce mi się walczyć o siebie i chciałbym, żeby mnie w tym wsparła. Jednak samo jej spojrzenie na moją osobą nie pozwala mi na poddawanie się. To męczące i chyba, co raz bardziej rozumiem Jacka w kwestii jego sporów z April. Przy tych dziewczynach chce się być kimś, kim nie wiemy, czy w ogóle potrafimy, a chcenie tego to zdecydowanie za mało. Ten kto powiedział, że wystarczy tylko chcieć, żył w jakimś małym światku, z ograniczonym dostępem do przeszłości, problemów i wielu innych czynników.
CZYTASZ
WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}
FanfictionMission Beach to małe miasteczko w Australii. Mieszka w nim kilku złych chłopców, ale żaden nie ma tak zepsutej reputacji, jak Luke Hemmings. Jest też dobra dziewczynka, najlepsza uczennica, zapalona fotografka. Łączy ich to, że nic o sobie nie wied...