„Czuję, jakby mój cień był zawsze o krok przede mną,
jakby to on podejmował wszystkie złe decyzje za mnie.
Tak usprawiedliwiam sobie spieprzone życie"
Lucas
Odkąd skończyłem osiemnaście lat, mieszkam z moim bratem Jackiem, na dwóch malutkich pokojach. Od razu widać, że to przejściowe mieszkanie, bo nie widać tu śladów naszego mieszkania. Meble są stare, a ściany, czy okna w żaden sposób nie udekorowane. Surowe mieszkanie, jak faceci, którzy tutaj mieszkają. Z jednego pokoju zrobiliśmy wspólną sypialnie, oczywiście z dwoma osobnymi łóżkami. Całe życie dzieliliśmy jeden pokój, ale nie zawsze było kolorowo, więc może dlatego teraz chcemy stworzyć dobre wspomnienia. Jesteśmy, jednak już dorośli, więc gdy jedno ma dosyć drugiego albo potrzebuje prywatności to śpi w salonie. Ah, ten nasz salon z kuchnią. Jego rozmiar także nie powala, ale to Jack zarabia tutaj pieniądze.
Trzymam w ręce całą masę niezapłaconych rachunków z ostatnich trzech miesięcy. Jack zawsze mówił, że mam skończyć szkołę i nie martwić się o rachunki, ale chyba właśnie zacząłem. Nigdy nie było tego tyle albo nigdy nie zostawiał tego na widoku. Jack uparł się, abym skończył szkołę tutaj, wraz z przyjaciółmi, bo skoro on miał taką możliwość to ja także na nią zasługuję. Uważa, że rodzice wyrządzili mi już dosyć, jeśli chodzi o nierówne traktowanie. Jack chce dla mnie, chociaż cienia normalności, ale to niemożliwe. Nie tutaj. Mój brat to moja jedyna prawdziwa rodzina i nienawidzę tego, że jestem dla niego takim ciężarem.
Jack właśnie wpada do mieszkania.
– Co to jest, do cholery, Jack? – macha mu rachunkami przed twarzą.
– Skąd to masz? – wyrywa mi je z ręki i chowa do swojej kieszeni.
– Leżało tutaj. Odpowiedz mi! – wstaję, aby być z nim na równi, chociaż to kłamstwo, bo jestem od niego wyższy.
– To nic takiego – idzie do kuchni i otwiera lodówkę, gdy orientuje się, że jest pusta, pośpiesznie ją zamyka. Ogląda się przez ramię, aby sprawdzić, czy to widziałem. Widziałem.
– To skoro nic takiego, to może dasz mi kasę, abym uzupełnił lodówkę..
– Pieprz się – odpowiada Jack – Musiałem naprawić samochód, a potem wydałem za dużo na benzynę – i tutaj dochodzimy do kluczowej kwestii gdzie można wydać za dużo na benzynę w Mission Beach? Jack jeździ do swojej dziewczyny do Sydney. Nie pozwala sobie na to zbyt często, ale ostatnio trzeba przyznać, że z jednego razu w miesiącu, zrobiły się trzy.
– Pójdę do pracy - oznajmiam. Powinien zrobić to już dawno, gdy tylko skończyłam osiemnaście lat, ale może czułem, że Jack jest mi coś winny, bo on nie był tak traktowany.
– I gdzie cię przyjmą? – Jack po chwili wyrywa mnie z moich marzeń.
Moja własna rodzina sprawiła, że nienawidzą mnie w tym mieście. Nie wiem, jak można zrobić coś takiego dziecku. Jestem czarną owcą własnej rodziny. Zniszczyłem ją, bo się urodziłem.
Mój brat nigdy nie powiedział tego na głos, ale wiem, że czeka aż skończę szkołę i będzie mógł stąd wyjechać.
– Zajmij się szkołą – mówi jakby był moim ojcem, chociaż nie, ojciec nie powiedział mi tego odkąd skończyłem dziesięć lat – Albo idź się upij wszystko mi jedno...
– Jaki masz problem? - krzyczę do niego, wchodząc od małej kuchni. To za mała przestrzeń dla nas dwóch, szczególnie gdy jesteśmy w takim nastroju.
CZYTASZ
WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}
FanfictionMission Beach to małe miasteczko w Australii. Mieszka w nim kilku złych chłopców, ale żaden nie ma tak zepsutej reputacji, jak Luke Hemmings. Jest też dobra dziewczynka, najlepsza uczennica, zapalona fotografka. Łączy ich to, że nic o sobie nie wied...