48. Nie wierzę w dwie twarze

633 58 18
                                    

"Przychodzi taki moment, że musisz zrozumieć, że nawet to, co myślą o tobie najbliżsi nie zawsze jest prawdą i musisz pamiętać, aby samemu znać swoją wartość"

Lucas

Nie wierzę, że znalazłem się w tej sytuacji. Robiłem naprawdę dużo głupie rzeczy i nie raz przekraczałem granice, chociażby przyzwoitości, ale nigdy nie na tyle, żeby to się zdarzyło. Uderzam w zieloną ścianę, z której odpada tynk.

– Po prostu, kurwa, nie wierzę! – wrzeszczę do Ashtona i ponownie uderzam w ścianę sprawiając, że odpada z niej więcej tynku.

– Spokój tam! – krzyczy facet, który znajduje się po przeciwnej stronie.

– Mówiłem ci, żebyś z tym skończył – nieregularnie, bo nikt nie lubi pouczania. Nie, jakoś stanowczo, bo wcale nie uważam, żebym miał na niego taki wpływ ani na kogokolwiek – Kurwa, mówiłem! – teraz kopię te pieprzoną ścianę.

– Klient się nawet nie zjawił – wyrzuca przez zaciśnięte usta – Stwierdziłem, więc, że sam zapalę.

Zapalił tyle, że nie był nawet w stanie wrócić do domu i zadzwonił do mnie.

– Mówiłem./. – zaczynam znowu.

– Przestań pierdolić. Podobało ci się to, póki sam z tego korzystałeś – mówi kpiąco – A pojawiła się dziewczyna...

– Prawie ją, przez to gówno straciłem! – nie, żebym uważał je za koniec świata, ale prowadzenie po ziole nie jest najlepszym pomysłem – A ciebie dla niego wykorzystano! – mówię tu o Allison, która dostała więcej darmowego zioła niż ktokolwiek inny. Czasem myślę, że to była jedyna rzecz, do której go użyła.

– Nie miałem, nawet dużo tego gówna! – cóż, nie ma to znaczenia, bo tutaj jest całkowicie zakazane. Prosił się o to od lat, ale szeryf w naszym mieście miał to gdzieś.

– No i co? I tak tu jesteśmy! – powinienem przestać uderzać w te ścianę – W pieprzonym areszcie, na pieprzonym posterunku, bo nie możesz zająć się realną robotą! – jestem tak wściekły, że nie filtruje już swoich słów w stosunku do niego – Co zrobimy, jak postawią nas w akt oskarżenia?

– Panikujesz – on jest zaskakująco spokojny – Nie za taką ilość... – ja tylko siedziałem w jego samochodzie, nie paliłem, nie trzymałem tego gówna, a i tak tu wylądowałem – Wiem, że masz zaplanowane to swoje idealne życie – chyba nie wkręciłby mnie w to celowo. Jego Allison może byłaby do tego zdolna, ale nie on – Nic się nie stanie, wypuszczą nas stąd – jest zaskakująco optymistyczny – Muszą – syczy przez zaciśnięte zęby, więc może jednak nie jest tego taki pewny.

– Skończ z tym – mój głos przypomina błaganie – Jack stąd wyjechał, co najmniej dwie prace potrzebują pracownika.

– Pierdol się! – wrzeszczy – Ile jeszcze rzeczy mam po nim wziąć?! Ile rzeczy mam brać po wszystkich?!

– Więc, więzienie będzie twoją rzeczą?!?! – stajemy naprzeciw siebie, gotowi do bójki, nie byłaby to nasza pierwsza, ale obiecałam sobie, że tamta będzie ostatnia.

– Wal się – popycha mnie. Nie chcę mu oddawać, nie wiem, czy za bójkę w areszcie można dostać kolejne zarzuty. W ogóle nie znam się na prawie.

– Nie wierzę, że tu jestem – siadam na obskurnej ławce, chowam głowę w dłoniach i nerwowo podryguję nogą.

– Oczywiście, że nie wierzysz, kurwa.

 Dam mu zaraz w mordę, za bycie głupim chujem.

– I chuj da ci ta cała zazdrość? – pytam go w końcu – Co w twoim jebanym życiu zmieni, oprócz tego, że nie będziesz zadowolony z naszej przyjaźni? Że będziesz mnie tak wkurwiał, że będę się nad nią zastanawiał czy ma sens się tak frustrować.

WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz