20. Twoje życie zaczyna się tu i teraz, chuju

967 76 22
                                    

"Ojciec nie mojej dziewczyny trzyma mnie w ramionach, prędzej niż ona sama. Co jest nie tak z tą rodziną?"
Lucas

Przyszedłem do Sharon z baru na pieszo i tak samo zamierzałem także wrócić do domu, ale gdzieś w połowie drogi, która ciągnęła mi się niemiłosiernie, przez bolącą głowę i walące po oczach słońce, zatrzymał się obok mnie samochód.

– Wsiadaj.

Obracam głowę boleśnie wolno, aby zobaczyć kto to, a to nikt inny, jak ojciec Sharon.

– Wsiadaj, Luke – czy nie powiedziałem mu, że mam dosyć jego grania ojca? On naprawdę nie rozumie, co ja do niego mówię? Czy o co chodzi temu cholernemu facetowi? – Nie każ mi wysiadać, naprawdę.

Może przez to, że jego dzieci są takie idealne, ma potrzebę naprawienia takiego chłopaka, jak ja.

– Ale mi pan każe wsiadać?

– Tak, wsiadaj. Zabiorę cię na śniadanie – nie jestem pewny, czy cokolwiek przełknę. Nie mam pojęcia, co ten facet sobie myśli, ale jestem już nim zmęczony, naprawdę. Myśli, że może ingerować w moje życie, bo coś mu się o mnie wydaje. No słuchaj facet, nie jesteś jedyny.... – Wsiadaj, Luke.

No dobra, kurwa. Nie mam siły dalej iść.

– Nie jestem pewny, czy coś przełknę.

Rzuca mi butelkę wody na kolana. Tak, to może mi się faktycznie przydać.

– Lubisz tutejsze naleśniki?

Na naleśniki to może zabierać swojego dwunastoletniego syna, a nie mnie. Wybucham śmiechem.

– Czy pan jest w ogóle poważny? – pytam – Był pan poważny, a teraz z nieznanych mi powodów goni mnie, pan i oferuje naleśniki. Wyglądam na kogoś kto je naleśniki z posypką?

Ojciec Sharon obraca głowę w moją stronę, aby dobrze mi się przyjrzeć.

– Nie wiem, a lubisz?

Może jednak powinienem się dalej męczyć.

– Dobra, skoro nie – sięga ręką na tyle siedzenie swojego samochodu – Wziąłem kanapki z domu.

– Gdzie pan mnie zabiera? – liczyłem, że odwiezie mnie do domu, a nie będzie oferował mi pełen zakres usług bufetowych.

– Jaką muzykę lubisz? – ignoruje moje pytanie – Jak mi nie powiesz to włączę coś swojego.. – ostrzega.

Cała ta rodzina nigdy się nie zamyka. Gadają, gadają, nawet jeśli nich ich o to nie pytał, ani nie prosił. Bawią się w zbawicieli, jakby to było im pisane albo mieli jedną osobę na rok do uratowania. Ten rok się kończy, więc musiało im coś pójść nie tak, przez ostatnie dziesięć miesięcy, że teraz, aż chwytają się mnie.

– Wstąpimy, jeszcze do jednego miejsca po drodze.

– Po drodze dokąd, kurwa? – wiem, że nie powinienem przeklinać, ale ten facet oczekuje ode mnie absurdalnie dużo i już nie mogę znieść jego osoby.

Nie potrzeba mi wiele czasu, żebym się przekonał. Parkuje pod barem, z którego odbierałem ojca.

– Nie idziemy na drinka –  nie wiem, czy to próba żartu, ale dosyć słaba – Zaczekaj tu chwile.

– Chyba pan sobie robi ze mnie jaja, kurwa! – gdy tak wrzeszczę, okropnie boli mnie głowa – Co pan robi?

Jeśli idzie tam powiedzieć, żeby nie sprzedawali mi alkoholu, to po pierwsze mam osiemnaście lat, a po drugie, nie piłem tutaj. Nie wiem, co on sobie w ogóle wyobraża. Powinienem iść za nim, ale nie mam pojęcia, co to w ogóle ma na celu. Zostaję w samochodzie i cieszę się wygodnym siedzeniem, gdy on robi bóg wie, co. Dobra Bóg pewnie też wie, ale połowa miasteczka też. Właśnie obok samochodu przeszła jedna z plotkar. Chyba kiedyś były przyjaciółkami z matką, ale matka nie ma już przyjaciół. 

WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz