50. Każdy dzień jest nowym dniem z przeszłością na plecach

1K 65 13
                                    

Zbliżają się urodziny Mike'a i to nawet wielkimi krokami, ponieważ są już jutro. Słyszałam te wielkie plany, co do pijackiej imprezy urodzinowej. Nie usłyszałam za to słowa o torcie, więc postanowiłam, że sama go zrobię. Nie jestem mistrzem w kuchni, ale liczą się chęci, prawda? Nie jestem też blisko z Mike'm, ale to nie znaczy, że nie mogę zrobić dla niego czegoś miłego. Im bliżej końca roku tym bardziej się denerwuję, ale mimo wszystko staram się działać, a nie siedzieć i rozpaczać, że w pewien sposób będziemy musieli zaczynać wszystko od nowa.

– Cześć, co robisz? – Luke wchodzi do mojej kuchni, jakby tu mieszkał. Nie słyszałam, żeby używał dzwonka do drzwi, chyba nigdy – Nie odbierasz telefonu.

– Jesteś w pracy, która znajduje się za rogiem, więc... – więc, może przyjść i sprawdzić, co robię, no i właściwie przyszedł i to zrobił. Uśmiecham się do samej siebie z własnego rozumowania.

Luke całuje mnie w tył głowy.

– Muszę zaraz wracać – obejmuje mnie w pasie i mocno do siebie przytula – Przyszedłem tylko sprawdzić, co z tobą. Ashton zajmuje się pomocą twojemu tacie – tata dał mu pracę, co sprawiło, że mocno pokłócili się z mamą, bo nie chciała aby wydawał kolejne pieniądze na jakiegoś małolata. Tata powiedział, że sobie z tym poradzi, że tu wcale nie chodzi o kasę i może to jest właściwie problem, że nie chodzi o pieniądze. Nie wiem nawet ile im płaci. Nie wiem, czy płaci im tyle samo, czy może pensja zależy od powiązań z córką. Wiem, nie brzmi to najlepiej, ale sam fakt tego, co ojciec dla nich robi jest czymś, czego się po nim nie spodziewałam. Nauczyciele w szkole powinni być wsparciem, a oni nigdy go w szkole nie dostali. Mój tata, obcy dla nich facet, nie będący w żaden sposób pedagogiem robi dla nich coś, co powinien zrobić ktoś na którymś z etapów ich edukacji.

– Robię tort dla Mike'a – to pierwsze urodziny, któregoś z chłopaków, które razem spędzamy. Odkąd Jack się wyprowadził, a oni zamieszkali razem lepiej poznałam Mike'a i może chociaż trochę czuję się częścią ich paczki.

– Co? – jego zdziwienie jest tak duże, że przestaje mnie przytulać.

– Urodzinowy tort. Ma jutro urodziny, prawda? – obracam się w jego kierunku.

– No tak – Luke drapie się po karku, co zazwyczaj oznacza, że jest zdenerwowany – Jecie torty na urodziny? – to pytanie totalnie mnie rozbawia.

– Zakładam, więc, że wy nie – założyłam to już dawno – Czy to coś złego? Nie macie ochoty na dużo bitej śmietany? – próbuję żartować z tej sytuacji, bo traktowanie tego poważnie mogłoby wywołać najgłupszą awanturę świata.

– Mi nie zrobiłaś tortu na urodziny – więc, jest zazdrosny o tort? Próbuję zachować powagę, ale jest to nieziemsko trudne. Nie traktuję tego poważnie, a wtedy on zadaje pytanie – Kiedy mam urodziny? – no dobra, zrobiło się totalnie dziwnie. Dociera do mnie, że zajmowaliśmy się takimi poważnymi problemami, że nie dowiedzieliśmy się o sobie prostych rzeczy.

– Kiedy ja mam urodziny? – nie wiem, czemu on się nie nauczył, że ta gra zawsze obowiązuje w dwie strony. W takich sytuacjach nie ma miejsca na jego samolubność. Nie chciałabym, jednak udawać, że chociaż trochę samolubności nie jest ważne, pozwala to podejmować decyzje, które są dobre dla ciebie, a nie dla kogoś innego.

Stoimy w brudnej kuchni, gapiąc się na siebie i zastanawiając się, kiedy to drugie się urodziło. Przestało mnie to bawić, a przecież to często humor może nas uratować.

– Może po prostu to sobie powiemy i nie będziemy robić dramatu? – pytam.

– Świetny pomysł – łapie mnie za biodra i z powrotem do siebie przyciąga. Nie wierzę, że prawie się obraził o taką pierdołę – Moje urodziny są czternastego marca, a twoje? – uśmiecha się i muszę przyznać, że ostatnio robi to często.

WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz