26. Wyjdź zanim będzie za późno

800 70 8
                                    

„Popchnę cię i uważaj, bo tym razem możesz naprawdę zlecieć z tego szczytu"
Sharon Stone

Nie rozmawiamy podczas drogi do domu, ale problem pojawia się, gdy zamiast do mnie, zatrzymuje się pod swoim blokiem.

– To ty tu mieszkasz, nie ja – mówię coś tak oczywistego, że zastanawiam się, czy dalej działa na mnie te kilka buchów i piwo. Tak dalej, bo właśnie coś mi się kręci w żołądku. Takie życie nie jest dla mnie. To chyba było jasne, zanim spróbowałam, więc po co w ogóle to zrobiłam?

– Nie odwiozę cię takiej do domu, do cholery – oburza się, uderzając dłońmi o kierownice.

Podpieram głowę na łokciu i powoli obracam głowę w jego stronę.

– A cooo? – czemu przeciągam teraz literki. Ludzie mówią, że na krótko działa to na lepszą koncentracje. Zrobisz szybciej i więcej, na mnie najwidoczniej tak nie zadziałało – Boisz się, że ojciec cię zwolni i nie będziesz mógł kupować tego syfu? – uśmiecham się, a przecież wcale nie jest mi do śmiechu. W filmach ludzie mają zwidy, rechoczą, jak głupi. Cóż, chyba zostały mi tylko zwidy, ale je to chyba mam przez cały czas, licząc, że Luke będzie kimś innym, niż jest.

– W dupie mam te prace! Mogę rzucić ją tu i teraz! Mówisz mi, co mam robić z kasą, która nie jest twoja! A ty niby jesteś lepsza? Czyje pieniądze wydajesz? Jak na nie zapracowałaś?

– Są mojego taty – klepię go w udo, nie wiem, czemu, nie powinnam tego robić, ale chyba moje ręce żyją własnym życiem.

– A ja nie mam taty! – wrzeszczy – Nie mam cholernego taty, Sharon!

Nie mam na to siły. Czuję, jakbym mogła znowu zwymiotować albo wypić litry wody albo coś zjeść. Zjadłabym coś....

Patrzy na mnie, gdy nie reaguję na jego słowa. Tak, nie powinniśmy odbywać tej rozmowy teraz.

– Masz coś w lodówce do jedzenia?

– Czy ty... – kręci głową z niedowierzaniem.

– Każesz prowadzić mi te rozmowę – rozmasowuję czoło, bo wydaje się takie napięte.. – Jestem głodna – wysiadam z jego samochodu, a wtedy orientuję się, że na moich włosach są... rzygi? O Boże, to sprawia, że znowu zbiera mi się na wymioty i rzygam pod siebie.

Jak to jest w ogóle możliwe, że mam aż tyle do wyrzygania? Może tak naprawdę wyrzyguje całe to gówno, które we mnie siedzi.

– Jak ty żyjesz paląc to?! – krzyczę do niego.  Trzaskają drzwi od jego samochodu, aż się dziwię, że nie odpadają.

Nie odpowiada mi, tylko ciągnie mnie do środka. Jak bardzo toksyczne jest to, że wysiadałam z tego auta i sama pcham się do jego domu? Czemu on mnie w ogóle tu przywiózł, skoro ma dosyć moich nadziei na niego. Wielkie nadzieje, wielkie rozczarowania! Witamy w prawdziwym niekoloryzowanym świecie!

*

Wchodzimy do jego mieszkania. Nie byłam tu od czasu bitwy na jaja, ale od razu ciągnie mnie do kanapy, więc na niej siadam. Muszę zadzwonić do rodziców albo w ogóle wrócić do domu.. mama by mnie zabiła i zrobiłaby mi prawdziwy rygor.

– O Boże – łapię się za szyje – Nie mam aparatu – wzięłam go ze sobą. Nawet pamiętam, jak położyłam go barze. O nie.. będę musiała tam wrócić. Czy to tak ludzie tracą to na czym im zależy? Gubiąc się.. teraz przychodzi nowa fala emocji, łzy znikąd. Ścieram je raz za razem, nie radząc sobie z emocjami. Czemu to akurat ja tak reaguję na trochę zielonego? Czemu ja? Jestem tą delikatną dziewczynką, która nawet nie może udawać złej.

WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz