15. Tworzę minusy, aby móc je przemienić na plusy

978 81 14
                                    

"Jeśli za kimś biegasz to nigdy nie z krokomierzem w dłoni, 

aby później kazać mu spłacić jego dług,

 ale... mógłby wykonać, chociaż jeden sprint, sprint dobrej woli"

Sharon Stone

W historiach miłosnych, które miałam w zwyczaju czytać, nigdy to dziewczyny nie gonią chłopaków. Zawsze to oni muszą udowodnić, że są warci dziewczyny. Jednak może one zachowują, jak te warte gonienia, ja to raczej zachowuje się, jak ostatnia suka, która pozjadała wszystkie rozumy, bo wszystko już wie i o nim i o życiu, bo o tym przeczytała, ale nic nie przeżyła. No więc, z powodu dojścia do tego, że jednak moja pozorna idealność wcale nie jest idealna, gonię go. Nie mogę oczekiwać od niego, że się zmieni, jeśli sama tego nie robię. Moją pierwszą próbą było, przyjście do niego z rana, po fatalnym pocałunku, a raczej po fatalnej drugiej części. Jednak tam znowu wydarzyło się, za dużo dziwnych rzeczy. Gdy wyszedł, nie sądziłam, że wróci, a tym bardziej nie z plastrami. Nie powiedziałam mu tego, ale to było nawet słodkie.

– Luke! – już zdążył wsiąść do samochodu, więc nie jestem pewna, czy mnie słyszy.

Nie mogę biec. Stopa nie boli mocno, ale przy każdym większym nacisku na nią, jeszcze trochę krwawi. Szkło wbiło się dosyć głęboko i prawdopodobnie będę miała okropną bliznę. Blizna skażona pocałunkiem. Pocałunek skażony blizną i jajkami. Nie wiem, nawet czemu mnie, wtedy pocałował, ale fakt, że zrobił to z zaskoczenia i w całej tej otoczce z jajek... nie wiem, który z pocałunków był lepszy.

– Luke Hemmings! – wołam go na całe gardło, starając się, robić, jak najmniej bolące kroki – Luke Hemmings! – krzyczę jeszcze raz.

Odpala silnik i jestem pewna, że zaraz mi po prostu odjedzie. Nie jestem pewna, czy wtedy nie stracę całej odwagi, aby to zrobić, aby z nim porozmawiać.

– Hemmings! – wołam go jeszcze raz. Tym razem uzyskuję reakcje i obraca głowę w moim kierunku. Cóż, to nie oznacza, że mi nie odjedzie – Ani się waż odjechać!

Marszy brwi, patrząc na mnie, jakbym postradała rozum. Może coś w tym jest. W końcu udaje mi się dojść do samochodu. Bez pytania pakuję się do środka, na miejsce pasażera.

– Co ty do kurwy, robisz? – jest całkowicie zaskoczony, zaciska dłonie na kierownicy, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom, że siedzę w jego samochodzie.

Moją pierwszą myślą jest, aby uświadomić go, że to przekleństwo wcale nie było tam potrzebne, a potem uświadamiam sobie, że nie przyszłam go tu pouczać, a przynajmniej nie tak.

– Przepraszam – nie wiem, jak inaczej ubrać to w słowa. Powinnam powiedzieć, o wiele więcej, wszystko mu wytłumaczyć.

– Co powiedziałaś? – obraca głowę w moją stronę. Nie dziwię mu się, że sądzi, że się przesłyszał.

Szybko się irytuję, gotowa powiedzieć, że przecież dobrze słyszał, ale nie przyszłam go tu niepotrzebnie zaczepiać.

– Powiedziałam, że przepraszam. Nie podziękowałam, ani za plaster, ani za to, że zmywasz, ani za to, że pomagasz ojcu w warsztacie – wymieniam kolejne rzeczy, które mają to, co raz mniejsze znaczenie, jeśli chodzi o nas.

– On mi płaci, Sharon – umniejsza sobie. Zdecydowanie sam chce, aby ludzie nie zmieniali o nim zdania – A ja tam palę, pamiętasz?

– Uwierz, że trudno zapomnieć o tych nieszczęsnych papierosach.. – kręcę głową, ale także się uśmiecham. W tym samochodzie zdecydowanie także, czuć ten nieszczęsny nałóg.

WORDPLAY 2020 {Hemmings 2.0}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz