• 𝟛𝟚 •

3.4K 239 698
                                    

Powoli odsunąłem się od drzwi i usiadłem na łóżku, próbując poukładać sobie to, co właśnie usłyszałem.
Moje ręce zaczęły drzeć, a ja czułem, że tracę kontrole nad swoimi myślami i ciałem.

Z tego natłoku myśli poczułem łzy spływające mi po policzkach i coraz to mniej równomierny oddech.
Wstałem i chcąc wyładować tą złość w odruchu chwyciłem szklaną statuetkę, stojącą po prawej stronie na szafce. W sekundzie zamachnąłem się rzuciłem nią mocno o ścianę, nie potrafiąc opanować moich emocji. Potrzebowałem je w tym momencie jakoś wyrzucić.
Po mieszkaniu rozprzestrzenił się wielki huk, a dosłownie chwilę po tym usłyszałem krzyk mojej matki.

- CHRYSTE PANIE! - jej głos był jak przez mgłę. Nie mogłem się na niczym skupić. Nie czułem w tym momencie żadnych emocji, chociaż chciałem być zły, wręcz wkurzony na to wszystko. Łzy spływały mi po policzkach lecz nie odczuwałem smutku. Chciałem się rozpłakać, przytulić do kogoś i po prostu odciąć się od świata, ale nie mogłem. To i tak by mi nie pomogło.

W momencie drzwi otworzyły się, a przerażona kobieta stanęła przede mną, zakrywając twarz dłońmi.

- Felix? Co się stało, co ty wyprawiasz...? - spytała drżącym głosem.

- Odejdź mamo... - wyszeptałem, nie wiedząc co innego powinienem jej odpowiedzieć.

- Matko, pełno tu szkła, trzeba-

- PROSIŁEM ŻEBYŚ WYSZŁA - podniosłem głos i spojrzałem nieśmiało na rodzicielkę.

Kobieta nic nie powiedziała. Odwróciła się jakby z obrażoną miną i zamknęła za sobą drzwi.

Nabrałem w momencie jak najwiecej powietrza, próbując powoli się uspakajać.
Miałem serdecznie dość. Mimo wszystko chciałem jakoś sobie to poukładać, co powinienem zrobić i w jaki sposób. Ale z każda sekundą przypominania sobie, że kiedy chciałem załatwić to powoli i spokojnie, kolejne plany były rujnowane przez pochopne słowa i czyny Junso.

Nie chciałem o niej myśleć. Mimo, że nie uważałem, że była złą kobietą, czułem się, jakbym w ogóle dla niej nic nie znaczył. Jakbym był jej marionetką.

Zacisnąłem pieści i wstałem szybko z łóżka, zakładając jeansy i bluzę. W momencie opuściłem pokój.

- Gdzie idziesz? - spytała kobieta, która wyglądała, jakby conajmniej czekała na mnie aż wyjdę wyjaśnić jej moje zachowanie.

- Do Junso. Nie wiem kiedy wrócę - oznajmilem krótko, ubierając buty.

- Młody nie przesadzasz trochę? - zapytał mnie ojciec, a ja starałem się za wszelką cenę powstrzymać łzy. Zacisnąłem mocno zęby, słysząc kolejny komentarz ze strony rodziców.

- Zjedz chociaż śniadanie, nie rób jakiś niepotrzebnych scen. Uspokój się i powiedz co się-

- NIC SIĘ NIE STAŁO. NIC. ŻYJE W BŁOGIM SPOKOJU, BO CHYBA TAK WAM SIĘ WYDAJE. WYCHODZĘ BO MAM TEGO DOŚĆ. MUSZĘ COŚ ZAKOŃCZYĆ RAZ A PORZĄDNIE, BO INACZEJ PRZYSIĘGAM, ŻE ZWARIUJĘ - wykrzyczałem, nie myśląc nawet nad słowami jakie wypowiedziałem.

Oczywiście wiedziałem, że przesadziłem. Powinienem im po prostu to wytłumaczyć. Ale niestety tym razem już nie potrafiłem podejść do tego na spokojnie. Emocje przejęły nade mną kontrolę.

Rodzicie siedzieli nieruchomo, zdziwieni moim wybuchem szału. Nie czekałem na nic, porwałem płaszcz i wyszedłem z domu.

Będąc w drodze do samochodu, wyciągnąłem telefon, wybierając numer do Junso. Dłonie aż trzęsły mi się ze złości, a ja zacząłem zastanawiać się nad tym po co tak dokładnie do niej dzwonię.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty...
Rozłączyłem się.

𝙟𝙪𝙨𝙩 𝙖 𝙟𝙤𝙗 || 𝙝𝙮𝙪𝙣𝙡𝙞𝙭Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz