Prolog

11.5K 210 7
                                    



Stałam niczym posąg w doskonale znanym mi miejscu – w biurze ojca na ostatnim piętrze wieżowca.

Niegdyś schludne pomieszczenie, teraz wyglądało jakby przeszła przez nie wojna. Unosząca się metaliczna woń drażniła nozdrza. Czerwona ciecz mieszała się z mnóstwem odłamków potłuczonego szkła. A cały ten nędzny widok dopełniał on – Thomas Russo, szef najpotężniejszej kalifornijskiej mafii. Jego bezwładne ciało leżało na podłodze, a martwy wzrok tkwił wlepiony w sufit. Został brutalnie pozbawiony życia. Jego ciało przebiło kilkanaście kul. Przez co klatka piersiowa, odziana w białą koszulę przypominała jedno, wielkie sito.

Ten kto dopuścił się tego czynu postradał wszystkie rozumy, a gdy wykonał swoje zapadł pod ziemię. Zniknął jak kamfora, zostawiając cały ten bałagan. Nikt, kto mógł to uczynić, nie przychodził mi do głowy. Wrogowie otaczali ojca odkąd sięgam pamięcią. Czekali na jeden jego błędny ruch, choćby najmniejsze potknięcie, by następnie umieścić mu kulkę między oczami. Jako boss nie był nikomu wygodny. To on wydawał polecenia i rządził twardą ręką. Nie znosił sprzeciwu, a każdy kto ośmielił się z nim zadrzeć skazywał się na marny los. Przez niego wielu straciło rodziny. Wielokrotnie grożono mu zemstą za złe uczynki, ale taki ktoś jak on puszczał to mimo uszu i wcale się tym nie przejmował. Wychodził z założenia, że w tym świecie nie można być miękkim, a o uczuciach należy zapomnieć. Robił swoje, pilnując by cała Kalifornia liczyła się z nazwiskiem Russo.

Mój świat, właśnie legł w gruzach. Odebrano mi jedyną bliską osobę. Wyeliminowano go w najgorszy możliwy sposób.

– Emma idziemy stąd! – Nie reagowałam. Nogi wrosły mi w posadzkę, a wzrok dalej tkwił w jednym punkcie. Przyglądałam się naszym ludziom jak zajmowali się zwłokami ojca, pakując je w czarny, plastikowy wór. Chciałam podejść, ale nie mogłam. Ciało nie współpracowało z rozkazami mózgu, a łzy płynęły potokiem – Emma! – szturchnięcie w ramię ocuciło mnie, a szarpnięcie wyprowadziło z pomieszczenia..

– Matt, powiedz mi kurwa czemu? – głos mi się łamał. Do końca liczyłam, że to sen i zaraz się obudzę. Że ta sytuacja wcale nie miała miejsca. Nie docierało to do mnie.

Prawda była taka, że realia mafii znałam od podszewki. Urodziłam się w jej szeregach, jako jedyne dziecko Thomasa. Od maleńkości wpajano mi zasady jakimi rządził się ten świat. Uczono mnie tego, tak abym stanowiła mocny filar rodziny, choć i tak traktowano pobłażliwie. Ojciec zadbał bym skończyła najlepsze szkoły, żeby nigdy mi niczego nie brakowało. Na tyle ile mógł, zawsze mi towarzyszył, okazując mi wiele miłości. Tym różniliśmy się od tych wszystkich rodzin, bo mimo iż żyliśmy w świecie pełnym brutalności, ojca było stać na miłość. Nigdy mnie nie uderzył, nie ograniczał, a co najważniejsze ponad wszystko dbał o moje bezpieczeństwo. Stał się najważniejszą osobą. Obserwowałam go i naśladowałam. Podglądałam jak rozwiązuje swoje sprawy, widziałam gdy zabijał z zimą krwią i okrucieństwem, a mimo to dalej chciałam być taka jak on. Wykazywałam wiele chęci by się tego nauczyć.

Jego strata uderzyła we mnie z całej siły, była ciosem poniżej pasa.

Zostałam sama między oddziałem wiernych ludzi. Kilkunastu mężczyzn, a wśród nich jedyna kobieta, czyli Lauren – gosposia, która pracowała dla naszej rodziny od lat, a jej mąż niegdyś służył ojcu. Opiekowała się mną, bawiła i uczyła. Pomagała wychować na porządną kobietę, traktując jak najukochańszą córkę. Zawsze powtarzała, że jestem jej dumą. Była moją bratnią duszą, z którą mogłam porozmawiać o wszystkim. Nie miałam matki, bo ta zaraz po porodzie rozpłynęła się w powietrzu jak kamfora.

– Mała, przestań płakać. Nie zostawimy cię samej. Zadbamy, żeby nikt już nigdy cię nie skrzywdził. – Silne ramiona zamknęły mnie w szczelnym uścisku.

– Najpierw uporajcie się z całym bałaganem. Nie jesteście moimi niańkami – sapnęłam pozwalając łzom płynąć dalej, mocząc przy tym koszulę Matt'a – Dalej mnie to boli. Jeszcze wczoraj piłam z nim kawę i rozwalałam tarcze na strzelnicy, a dziś widziałam w czarnym worku.

– Em, znam cię odkąd skończyłaś trzy lata. Nie znam drugiej tak upartej i waleczniej istoty. Poradzisz sobie. Możesz na nas liczyć.

– Cieszę się, że mam was teraz obok – Uśmiechnęłam się delikatnie, jednoczesnie mocniej wtulając twarz w jego tors.

Matt'a, znałam długi czas. Tak jak zresztą pozostałych. Ich towarzystwo stało się dla mnie czymś zupełnie normalnym. Zostali wyszkoleni by dbać o moje bezpieczeństwo, ale i po to by pojawiać się na każde moje zawołanie i spełniać nawet te najmniejsze zachcianki. Wiele mnie też nauczyli. Cierpliwie pokazywali kolejne ciosy, zabierali na matę, bym znała podstawy samoobrony. Z czasem wpoili mi i wytrenowali tak, abym umiała powalić na ziemię silniejszego. Krok po kroku budowali we mnie potwora, a ja byłam wdzięczna ponad miarę.

– Matt musisz mi jednak coś obiecać – Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. Przystanął i poczekał, aż wydobędę z siebie słowa

– Proś o co tylko chcesz

– Zróbcie wszystko, by znaleźć skurwiela odpowiedzialnego za tę sytuację. Nie daruję tego i się zemszczę.

– Ma się rozumieć. Znajdziemy go i przyprowadzimy do ciebie. Wtedy sama zdecydujesz co z nim zrobisz – Delikatny, chytry uśmieszek wkradł się na usta.

Rozpoczęło się uwalnianie diablicy siedzącej pod skórą. Przyszedł najwyższy czas udowodnienia kim byłam oraz tego, że w krwi miałam miłość do mafii.

– Emma, czas byś wróciła do domu. Dość atrakcji na dziś. Odpocznij i ułóż sobie wszystko w głowie. Ja jeszcze zostanę, by dopilnować kilku spraw. Nate cię zawiezie.

Nate był dla mnie jak brat. Od lat służył jako żołnierz mojego ojca. Bezlitosny i twardy jak skała, a przy tym śmieszny i chętny do sprzeczek.

– Wsiadaj szefowo! – Drzwi czarnego Land Rovera otworzyły się zapraszając mnie do środka.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to ja przejmę władzę nad kalifornijskim imperium i stanę się szefową.

Nazywam się Emma Russo i tak właśnie zaczęła się moja historia. 

BezwzględnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz