31

77 4 47
                                    

„Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw."

Kolejne dni wakacji przelatywały mi przez palce i nim się obejrzałam skończył się lipiec, a rozpoczął sierpień. Właśnie byłam podczas gruntownych porządków pokoju, gdy przypomniałam sobie cytat, który dwa dni wcześniej usłyszałam w parku, gdy jakaś starsza pani mówiła go do dziecka. Najprawdopodobniej była to babcia ze swoim wnuczkiem, który postanowił spędzić u niej weekend. Ja wtedy spacerowałam z Kiarą, która aż piekliła się do wyjścia. Owy cytat, tak bardzo mi się spodobał, że od razu po powrocie do domu wpisałam odpowiednią frazę w przeglądarce internetowej aby poznać jego autora, którym okazał się niejaki Phil Bosmans. Z informacji które znalazłam o nim w Internecie, wynikało, że był autorem wielu poczytnych wierszy i aforyzmów dotyczących cierpienia, samotności i odczuwania. Dowiedziałam się też, że pochodził z Belgii i był zakonnikiem.

Bardzo często tak robiłam gdy usłyszałam bądź przeczytałam gdzieś jakiś cytat lub zdanie które zapadło mi w pamięć. Lubiłam wszystko analizować i pogłębiać w ten sposób swoją wiedzę na rozmaite tematy. Przepisałam zdanie do swojego pamiętnika w którym znajduje się dosłownie wszystko. Od moich myśli, do uczuć i przeżyć, a kończąc na cytatach. Zamknęłam pamiętnik który odłożyłam na półkę między książkami, a następnie wyszłam z pokoju aby otworzyć drzwi wejściowe gdy usłyszałam dzwonek.

Dochodziła godzina dziewiętnasta i byłam sama w domu, ponieważ mama i Dave poszli na jakiś jubileusz, a Nathaniel wraz Michaelem wyszli na imprezę. Uchyliłam drzwi i niemal od razu tego pożałowała widząc za nimi twarz Elijaha. Stał wyprostowany w białej koszulce i szarych jeansach, z rękami włożonymi do kieszeni spodni. Na jego twarzy malował się uśmiech, który jeszcze bardziej poszerzył się gdy mnie zobaczył.

Dlaczego w tych drzwiach nie ma zamontowanego Judasza?

-Witaj Saray.- powiedział, chcąc wejść do środka.

Gdy tylko uniósł nogę żeby przekroczyć próg domu odruchowo ułożyłam jedną dłoń na płycie drzwi, a drugą mocniej zaciskęłam na klamce aby jak najszybciej je zamknąć. Szatyn w ostatniej chwili wyciągnął prawą dłoń z kieszeni i włożył ją między framugę drzwi przez co nie mogłam ich zamknąć.

-Zabierz rękę bo połamię ci palce.- syknęłam ostrzegawczo.

-Spokojnie, przyszedłem tylko porozmawiać.-oznajmił.

-Nie mamy o czym.- przerwałam mu.-Powtarzam ostatni raz: Zabieraj tą pierdoloną rękę, chyba, że chcesz zbierać palce z wycieraczki.

-Nic mi nie zrobisz. Jesteś słaba.- prychnął całkowicie zmieniając ton swojego głosu.-Odsuń się bo wejdę siłą, a tego chyba byśmy nie chcieli, prawda?-zapytał retorycznie, posyłając mi przerażające spojrzenie.

Bałam się go. W jego oczach zamiast tych iskierek szczęścia i ciekawości które kiedyś w nich widziałam, teraz widziała grozę i chęć mordu. Mimo delikatnego uśmiechu który cały czas błąkał się na jego ustach, oczy go zdradzały. Widziałam w nich dokładnie, że nie przyszedł tu w dobrych intencjach ani pokojowo. Wyglądał jak obłąkany swoimi ideami, które kiedyś z chęcią chciałabym poznać, jednak teraz budzą we mnie niepokój.
Ostatni raz na niego popatrzyłam po czym przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że muszę działać.

"Życie daje nam wybór kim chcemy być: drapieżnikiem czy ofiarą. Łowcą czy zwierzyną. Bądź drapieżnikiem bo ofiary giną, a chyba nie chcesz zginąć. Prawda Saray?"

Usłyszałam w głowie cichy głos mojego ojca, który gdy miałam cztery lata, zabrał mnie do lasu na polowanie, a po tych słowach na moich oczach zastrzelił młodego jelenia.

Hi princess| zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz