Dla tych, którzy stracili nadzieję.
Abi
Naciągnęłam na siebie bluzkę, wciąż byłam lekko spocona, przez co materiał przyklejał się do mojej skóry. Nie lubiłam tego uczucia, do końca dnia miałam wrażenie, że jestem brudna. Zdążyłam się jednak do tego przyzwyczaić, spotykaliśmy się tak od kilku tygodni, przez co wyrobiłam już sobie swego rodzaju rutynę. Miałam nawilżane chusteczki, których używałam, żeby się odświeżyć zaraz po tym jak Danny wracał na lekcje. Nie byłam jakąś pedantką, po prostu zaczynałam mieć paranoje, że ktoś wyczuje jego zapach na moim ciele.
Nie chciałam się teraz na tym skupiać i tak poświęcałam tej kwestii zbyt dużo uwagi. Postanowiłam w pełni skorzystać z ostatnich minut które mi z nim zostały.
Spojrzałam na jego wciąż nagie plecy. Mięśnie napinały się w niezwykle hipnotyzujący sposób, kiedy przeciągał koszulkę przez głowę. Był naprawdę idealnie zbudowany, trener kazał mu ostatnio nabrać więcej masy mięśniowej, dzięki czemu jego plecy i ramiona stały się męskie, bardziej rozbudowane. Mogłam bezkarnie go podziwiać, zdawał się zupełnie nie zwracać na mnie uwagi. Przynajmniej dopóki się nie odwrócił, i nie przyłapał mnie na gapieniu się na niego maślanymi oczami.
- Podziwiasz widoki? - zapytał uśmiechając się do mnie w tak rozczulający sposób, że moje serce przyśpieszyło.
- Można tak powiedzieć - przyznałam. - Widujemy się ostatnio tak rzadko, że muszę dobrze zapamiętać jak wyglądasz.
Podszedł do mnie bliżej i chwytając za podbródek zmusił do tego, żebym spojrzała mu w oczy.
- Kochanie nie dąsaj się, przecież wiesz jaka jest sytuacja. Robię co mogę, żeby widywać się z tobą jak najczęściej.
Odwróciłam głowę, wciąż grając niedostępną.
- Gratuluję, udało ci się wyegzekwować piętnaście minut dziennie.
Złapał mnie w talii, przyciągając do siebie. Wiedział jak mnie zmiękczyć, znał mnie aż za dobrze. Należałam do niego i uwielbiałam kiedy traktował mnie jak swoją.
- I to jest właśnie najlepsze piętnaście minut twojego dnia. - Oparł mnie o regał dociskając swoim ciałem, przez co pozbyłam się całego powietrza z płuc. - I nawet nie waż się zaprzeczać - ostrzegł, zbliżając się tak bardzo, że jego usta muskały moje przy każdym wypowiadanym słowie.
Prawie mu się udało. Prawie zapomniałam dlaczego w ogóle miałam zamiar poważnie z nim porozmawiać. A naprawdę potrzebowałam to zrobić. Wątpliwości co do naszego związku które nosiłam w sobie od dłuższego czasu nie były czymś co powinnam ukrywać. Komunikacja była podstawą każdej zdrowej międzyludzkiej relacji. A tego nam ostatnio brakowało. Od kilku tygodni starałam się namówić go na spotkanie w miejscu bardziej ustronnym niż szkolna biblioteka.
- Ja mówię poważnie - poinformowałam.
Ale nie zostałam potraktowana poważnie. Kolejny raz lekko mnie pocałował, po czym zarzucił plecak na ramie.
- Obiecuję, że jeszcze w tym tygodniu dam radę wyegzekwować czas na jakieś dłuższe spotkanie, ale teraz muszę iść, i tak jestem już spóźniony na lekcje a panna Blue grozi wezwaniem rodziców. Pamiętaj, że cię ubóstwiam - rzucił na odchodne.
Przez dłuższą chwilę stałam wpatrzona w miejsce za którym zniknął. To wcale nie był pierwszy raz kiedy zignorował mnie w tak ordynarny sposób. Za każdym razem, kiedy to robił moja pewność siebie spadała o kolejny stopień. Czułam się przegrana, nie warta jego uwagi. Nie oczekiwałam tego, że związek po pięciu latach będzie dokładnie taki sam jak na początku, ale nie powinien też wyglądać w ten sposób. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy, a spotykaliśmy się tylko na szybkie numerki w szkolnej bibliotece.