Abi
Rodzice nie oponowali, zabrali mnie do Ben'a. Wciąż byłam w szoku po tym co mi powiedzieli, nie potrafiłam zrozumieć co czuje, więc postanowiłam tego nie nazywać. Świat który znałam legł w gruzach, potrzebowałam opowiedzieć o wszystkim jedynej osobie która mogła mi w tym momencie pomóc, chciałam usiąść z nim w garażu i na chwilę o wszystkim zapomnieć. Wiedziałem, że mogę liczyć na niego i jego racjonalne podejście do życia, albo po prostu na to, że mnie pocałuje, bo jak się niedawno okazało dzięki temu też potrafi przerwać ciąg myśli który ciągnął mnie w złym kierunku.
W życiu nie pomyślałabym, że los postawi przed nami takie przeciwności, akurat w momencie w którym wyznaliśmy sobie miłość. Wszystko rozsypywało się w proch i przemykało mi przez palce, oprócz niego.
Kiedy tylko koła samochodu zatrzymały się na wysypanym kamieniami podjeździe, wyskoczyłam z niego biegiem zmierzając w kierunku drzwi. Były zamknięte, musiałam zadzwonić dzwonkiem. Z każdą kolejną sekundą w której nie słyszałam kroków czułam jak zaciska mi się klatka piersiowa. Wreszcie stanął w nich tata Bena z równie niezadowoloną miną jak ostatnio. Chyba nadal nie znał całej prawdy, najwyraźniej Ben nie poświęcił czasu na poważną rozmowę z nimi. Nie zamierzałam oceniać jego decyzji.
- Muszę się spotkać z Bene'm - powiedziałam cicho, nie starałam się ukrywać błagania w moim głosie.
Zmierzył mnie wzrokiem i widząc w jakim znajdowałam się stanie, rozluźnił nieco mięśnie twarzy. Nie przesunął się jednak z drogi.
- Ostatnim razem kiedy do niego przyszłaś kiepsko się to skończyło.
Poczułam, że rodzice stanęli za moimi plecami. Nie ważne, że nie byłam z nimi spokrewniona byli najbliższymi dla mnie ludźmi i kochałam ich za życie które mi dali, dzięki nim i tym razem poczułam się silniejsza.
- Proszę - praktycznie wyłkałam.
Westchnął ciężko spoglądając za mnie na moich rodziców. Przez te kilka miesięcy od pierwszego spotkania w Boże Narodzenie zdążyli się zaprzyjaźnić, chociaż dopiero ostatnio dowiedziałam się o tym, że spotykali się nawet kiedy ja z Bene'm nic o tym nie wiedzieliśmy.
- Nawet gdybym na to pozwolił, Ben wyjechał.
Pokręciłam głową.
- Ostatnio też mówił pan, że go nie ma, proszę więc wybaczyć, że wcale w to nie wierzę.
Zacisnął dłoń na drzwiach, jakby chciał zamknąć mi je przed nosem, nie uważałam wcale że jestem niegrzeczna, stwierdziłam tylko fakt. Mama za moimi plecami ostrzegawczo wypowiedziała moje imię, to był jej sposób na reprymendę.
- To nie kwestia wiary, zresztą jeśli mówimy tu o zawiedzionych nadziejach, też spodziewałem się, że jesteś inna. - Jego słowa były ostre niczym brzytwa i raniły mnie prosto w serce, poczułam jak do oczu napływają mi łzy. - Tymczasem zostawiłaś mojego syna bo traci wzrok, a później wróciłaś i namówiłaś go do ucieczki i kradzieży mojej motorówki.
- Nie ukradliśmy jej - sprostowałam. - Tylko pożyczyliśmy.
Spojrzał na mnie wymownie, nie uważał mojego wytłumaczenia za prawdziwe. Albo miał mnie zupełnie gdzieś.
Tata podszedł do mnie od tyłu położył rękę na moim ramieniu. Mogłam liczyć na jego wsparcie, zawsze i wszędzie. Jeszcze mocniej zachciało mi się płakać, jeśli stwierdził, że musi wkroczyć do akcji sytuacja musiała być gorsza niż mi się wydawało.
- Pozwól nam wejść - zwrócił się do Jeff'a - Musimy wyjaśnić kilka rzeczy.
Nikt nie był w stanie przeciwstawić się temu tonowi. Tata potrafił być bardzo stanowczy kiedy czegoś chciał.