Ben
Wrzucałem do torby wszystko co wpadło mi w ręce, nie potrzebowałem zbyt wiele, wystarczyło kilka ubrań i przybory higieniczne. To była ucieczka, nie wakacje. To co zdarzyło się w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin przewróciło mój świat do góry nogami, musiałem dostosować do tego swój plan.
- Nadal uważam, że popełniasz błąd - odezwał się Jason oparty o framugę drzwi naszego pokoju.
- Daj spokój, wiem co robię - rzuciłem przez ramie wciąż zajęty kompletowaniem wyprawki.
- Myślę, że właśnie nie wiesz co robisz, zachowujesz się jak szalony.
Bo jestem szalony z miłości i pożądania względem dziewczyny której nie mogę mieć.
Przewróciłem jedynie oczami.
- Jeśli to wszystko przynieś mi moją szczoteczkę do zębów i pastę i może jeszcze maszynkę do golenia.
- Nie będę niczego przynosił - oświadczył odpychając się od framugi i wchodząc do pokoju. - Dopóki nie wytłumaczysz mi dlaczego chcesz uciec, do czego między wami doszło?
- Do niczego - odpowiedziałem beznamiętnie. - Wyznaliśmy sobie miłość to wszystko.
I może jeszcze to, że chciała zostać moją żoną, praktycznie mnie o to błagała, a to było dla mnie zdecydowanie za dużo. Nadmiar szczęścia często kończy się tragicznie.
Klepnął na łóżko obok mojej walizki.
- Skoro powiedziała ci, że cię kocha, czy nie powinieneś przypadkiem skakać teraz pod sufit? Przez ostatnie pół roku byłeś prawdziwym wrzodem na tyłku, właśnie przez to, że ona była poza twoim zasięgiem, możesz mi więc wyjaśnić dlaczego nagle postanowiłeś wyjechać?
- Nie mogę z nią być - odpowiedziałem, jeszcze raz przeglądając zawartość walizki. Robiłem wszystko, żeby nie zagłębiać się w myślenie o tym co zamierzałem zrobić. Kiedy tylko policja odwiozła nas do domów, powiedziałem rodzicom, że chcę jechać do ciotki Mary która mieszkała w domu po moich dziadkach w Teksasie. Musiałem się od tego wszystkiego oderwać, ochłonąć, przy okazji dając do zrozumienia Abi, że między nami wszystko skończone. Kiedy tylko o tym myślałem, miałem ochotę wyć z rozpaczy, wiedziałem, jednak, że nie mogę jej na to pozwolić. Nie mogłem pozwolić jej ofiarować samej siebie dla mnie, nie w taki sposób, nie jeśli nie mógłbym dać jej wszystkiego na co zasługiwała.
Rodzice to zrozumieli i zaaranżowali wyjazd szybciej niż się tego spodziewałem, najwyraźniej bez zgrai dzieci bez przerwy drących im się nad głową potrafili lepiej skupić się na zadaniu. Nie wyprowadziłem ich z błędu, pozwoliłem im nadal trwać w przekonaniu, że Abi odsunęła się ode mnie dlatego, że traciłem wzrok. Kiedyś, kiedy ta rana chociaż trochę się zasklepi opowiem im całą prawdę. Ale jeszcze nie teraz.
- Niby dlaczego? - zapytał Jason, przyglądał mi się, ale ja nie patrzyłem na niego.
- Bo tracę wzrok - warknąłem przez zęby, nienawidziłem wypowiadać tego na głos.
- I co to niby zmienia?
- Wszystko - westchnąłem, przeczesując przy okazji włosy palcami.
- Dla niej też?
- To nie ma znaczenia.
- Jakim cudem to może nie mieć znaczenia? Skoro obydwoje się kochacie i nie przeszkadza jej twoja choroba gdzie leży problem.
Spojrzałem na niego z nienawiścią, kazał mi po raz kolejny przechodzić przez coś co kalkulowałem w głowie już tysiące razy, aż za dobrze znałem każde za i przeciw.
- Ja nie pozwolę jej tego zrobić - odpowiedziałem twardo. - Wyobrażasz to sobie? Zostając tu ze mną, tylko po to, żeby opiekować się mną jak dzieckiem, prowadzić za rączkę, żebym nie zabił się na pieprzonym krawężniku zrezygnowałaby ze wszystkiego co kiedykolwiek chciała zrobić, utknęłaby, bo ja nie mógłbym być samodzielny. Czułaby się coraz bardziej sfrustrowana i po kilku latach miałaby do mnie takie wyrzuty, że zaczęłaby mnie nienawidzić za to, że zamknąłem przed nią świat, a ja zacząłbym nienawidzić za to samego siebie. Czy nie lepiej po prostu zakończyć to teraz? Z pięknymi wspomnieniami, ale bez happy endu.
Jason zaniemówił, widziałem, że zbladł, zastanawiałem się co on sobie wyobrażał, jaką wizję przyszłości on dla nas przygotował, że aż tak bardzo zdziwiłem go swoimi słowami. Mój scenariusz wydawał się najbardziej prawdopodobny, a nawet jeżeli taki nie był, nie miałem zamiaru ryzykować. Skoro istniała szansa że wszystko mogło się spieprzyć wolałem tego nie ruszać.
- Ona myśli tak samo? - zapytał wreszcie, ale jego głos był zachrypnięty, chyba z emocji. Nie mogłem mu się dziwić, gdyby któreś z mojego rodzeństwa przechodziło przez coś takiego nie potrafiłbym trzymać się tak jak on.
- Mówiłem ci już, to nie istotne.
Znowu zamilkł, wykorzystałem więc sytuację na wyjście do łazienki i ogarnięcie najpotrzebniejszych przyborów. Kiedy wróciłem do pokoju wciąż wbijał wzrok w podłogę.
- Wiem, że nie zdołam cię przekonać, ale uważam, że popełniasz błąd. Tchórzysz zamiast stawić czoło sytuacji. Abi nigdy ci tego nie wybaczy, sam nigdy sobie tego nie wybaczysz, nie powinieneś uciekać bez słowa wyjaśnienia.
- Właśnie taką mam nadzieję -wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Zasuwałem walizkę z takim impetem, że prawie rozerwałem ją na strzępy. - Mam nadzieję, że ona nigdy mi tego nie wybaczy.
Bo sam nie byłem pewien czy starczy mi sił żeby nie pójść do niej i nie błagać jej na kolanach, o wybaczenie. Była dla mnie jak powietrze którego właśnie się wyrzekałem i czułem jak się duszę.