Abi
Następnego dnia siedziałam w bibliotece zupełnie sama. Danny zajął się sprawą szantażu, ale nie pozostała ona bez echa. Stwierdził, że po pierwsze powinniśmy bardziej uważać, a po drugie przynajmniej chwilowo rzadziej się spotykać. Usiłowałam protestować, ale na nie wiele się to zdało, nie powiedział tego na głos, ale widziałam po jego zachowaniu, że miał do mnie żal. Zupełnie jakbym zrobiła to specjalnie, a to, że ktoś nas zobaczył było równie dobrze moją jak i jego winą. Byłam na niego zła, za usiłowanie zrzucenia całej odpowiedzialności na mnie. Od zawsze twierdził, że to on ryzykuje więcej decydując się na spotkania ze mną.
Musiałam jakoś oderwać swoje myśli od podążania drogą, którą nie powinny podążać. Moją uwagę przykuła książka, którą wczoraj wzięłam do ręki, chcąc dać do zrozumienia mojemu natrętnemu towarzyszowi, że nie jest mile widziany. Nie osiągnęłam celu, ale to co powiedział, zainteresowało mnie na tyle, że postanowiłam zdjąć książkę z regału i zacząć ją czytać. Skoro i tak nie mogłam się skupić na nauce, przeniesienie się do innego świata wydawało się dość rozsądnym rozwiązaniem.
Lektura szła mi wyjątkowo szybko. Wciągnięta w fabułę nie zauważyłam, że ktoś się do mnie zbliża dopóki jego cień nie przesłonił mi światła rzucanego przez lampę. Podniosłam wzrok, tylko po to, żeby spotkać się nim z Ben'em. Nawet nie starałam się ukrywać zaskoczenia. Danny zapewnił mnie wczoraj, że zajął się tą sprawą, i nie muszę martwić się już tym, że Ben będzie mnie nadal niepokoił.
- Co tu robisz? - zapytałam, kiedy przypomniałam sobie jak wydobyć z siebie głos. Wciąż byłam nieco oderwana od rzeczywistości.
Nie odpowiedział, zrzucił plecak z ramienia, i tak jak ostatnim razem usiadł naprzeciwko mnie. Przechyliłam głowę przyglądając mu się w coraz bardziej podejrzliwie. Nie wyglądał jakby miał zamiar się odezwać, nawet na mnie nie patrzył, zupełnie jakby moje pytanie trafiło w próżnię.
- Zapytałam co tu robisz? - powtórzyłam pytanie, tym razem wolniej, głośniej, i wyraźniej.
Po raz kolejny nie usłyszałam odpowiedzi. Wiedziałam jednak, że mnie słyszy, mięśnie w jego twarzy drgnęły kiedy fuknęłam poirytowana. Nie rozumiałam do czego zmierza, już wczoraj zachowywał się podejrzanie, dzisiaj postanowił najwyraźniej podnieść poprzeczkę. Chciał żebym reagowała, żebym zaczęła grać z nim w tę głupią grę, którą przede mną odstawiał. Ale ja nie miałam na to ochoty. Postanowiłam po prostu ignorować jego obecność, tak jak on ignorował moją.
Rozłożyłam książkę na kolanach i wróciłam do lektury, w miejscu w którym tak niekulturalnie mi przerwano. Z początku obecność Bena bardzo mnie irytowała, praktycznie po każdym zdaniu podnosiłam wzrok, żeby sprawdzić co robi, wciąż się jednak nie ruszał. Z czasem znudziło mi się śledzenie go, w zasadzie siedząc obok mnie nie robił mi żadnej krzywdy.
Pod koniec lekcji zupełnie nie zwracałam już na niego uwagi. Wydawał się na tyle nieszkodliwy, że zastanawiałam się czy w ogóle powinnam mówić Danny'emu o tym, że złamał zasady, których miał się trzymać. Po tym w jaki sposób zareagował wczoraj nie miałam ochoty o niczym mu mówić, w końcu potrafiłam sama się sobą zająć. I chciałam mu to udowodnić.