Abi
Przyśpieszyłam kroku, doskonale wiedziałam w której sali Danny skończył właśnie lekcję. Znałam jego plan na pamięć. Musiałam jedynie odciągnąć go od kolegów nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Mieliśmy zasadę według której nie mogliśmy robić niczego przez co ktokolwiek mógłby domyślić się, że jest między nami coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Sprowadzało się to do tego, że w towarzystwie rzadko ze sobą rozmawialiśmy. I gdyby ta sytuacja nie była wyjątkowa nie decydowałabym się na łamanie zasad. Musiałam jednak ratować dokładnie ten moment. Postanowiłam napisać sms-a.
„Sytuacja alarmowa. Spotkajmy się za dwie minuty w korytarzu na drugim piętrze."
Kiedy tylko nacisnęłam „wyślij" ruszyłam w drogę do wyznaczonego celu. Usiłowałam zachowywać się naturalnie, ale na wszelki wypadek unikałam nawiązywania kontaktu wzrokowego z kimkolwiek, uparcie patrząc w podłogę.
Na drugim piętrze znajdował się krótki korytarzyk, prowadzący do sali biologicznej, która obecnie była remontowana, zazwyczaj nikogo tam nie było. Wiedziałam o tym miejscu, jak o wszystkich najrzadziej uczęszczanych zakątkach w szkole, ze względu na spotkania z Danny'm. Przez jakiś czas usiłowaliśmy spotykać się wyłącznie poza szkołą, ale oboje mieliśmy problemy z wymyślaniem wiarygodnych kłamstw na temat tego, gdzie znikamy trzy razy w tygodniu. Argumenty z przyjaciółmi, w końcu przestały brzmieć wiarygodnie.
Dlatego od nowego roku zaczęliśmy regularnie spotykać się w szkole, wciąż spotykamy się również poza nią, ale zmniejszyliśmy częstotliwość tych spotkań do jednego na dwa tygodnie.
Dopiero kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że być może właśnie traciłam moją bezpieczną rutynę dotarła do mnie powaga całej sytuacji. To że ten chłopak nas nakrył nie było moją winą, ale to moja reakcja utwierdziła go w przekonaniu o prawdziwości tego co podejrzewał, to ja dałam mu do zrozumienia, że Avery o niczym nie wie. Poczułam się winna, że nie potrafiłam lepiej ukrywać swoich emocji.
Kiedy zobaczyłam postać wyłaniającą się zza rogu, starałam się powstrzymać swoją ekscytację.
- Abi tłumaczyłem ci już, że nie możemy spotykać się tak często. Wiem, że potrzebujesz mojej uwagi, i dostaniesz ją, ale musisz być cierpliwa. - Jego poirytowany ton uświadomił mi, że nie potraktował mojej wiadomości poważnie. Myślał, że zrobiłam to tylko po to, żeby spędzić z nim więcej czasu.
Spojrzałam na niego licząc, że z mojej twarzy wyczyta powagę sytuacji. Tak też się stało, zanim zdążyłam zauważyć ruch stanął przy mnie, na tyle blisko, żeby móc złapać moją twarz w dłonie.
- Cholera to na poważnie - zauważył. Jego ton był już znacznie łagodniejszy, a spojrzenie które badało moją reakcję zmartwione. - Powiedz mi co się stało?
Zawinęłam ręce wokół jego torsu przytulając go. Potrzebowałam teraz jego bliskości.
- Ktoś nas widział - wydukałam wreszcie obawiając się reakcji. Jego ciało momentalnie stężało.
- Jak to? - zapytał, na sekundę zbity z tropu. - W sensie przed chwilą w bibliotece?
Przytaknęłam. Ze zdenerwowania najpierw zagryzł, a później oblizał wargi. Wyrwał się z mojego uścisku i zaczął nerwowo chodzić w tę i z powrotem.
- To nie możliwe, przecież sprawdziliśmy całą bibliotekę, nikogo tam nie było. Nie byliśmy na tyle głośno, żeby było nas słychać przez ścianę.
Widziałam jak popada w coraz większą paranoję usiłując przeanalizować całą sytuację. Postanowiłam powiedzieć mu o wszystkim co mogło się przydać.
- To chłopak z twojej drużyny, nie wiem czy gra w pierwszym składzie, ale tak mi się wydaje. Podszedł do mnie jakąś minutę po tym jak ty wyszedłeś.
Wciąż nie przestawał nerwowo truchtać, nie chciałam dawać tego po sobie poznać, ale czułam się przez to coraz bardziej zdenerwowana. W pewnym momencie stanął jak wryty.
- Jestem idiotą - prawie krzyknął. Otworzyłam szeroko oczy. Nie tego się spodziewałam po jego nagłym przełomie. - To Ben - sprostował. Wciąż nie miałam zielonego pojęcia o kim mówił. - Minąłem go przy wejściu do biblioteki, powinienem był wiedzieć, że będzie wtykał nos w nie swoje sprawy.
Ulżyło mi, że wiedział o kogo chodzi, nie byłam pewna czy byłabym w stanie sporządzić jego portret pamięciowy, gdyby zaistniała taka potrzeba, nie przyglądałam się mu na tyle uważnie, albo w tamtym momencie byłam tak zestresowana, że mój mózg skupił się na czymś innym niż zapamiętywanie jego cech.
Danny przeczesał włosy palcami, wracając do swojego bardziej opanowanego wcielenia. Wciąż widziałam, że jest zdenerwowany, ale zidentyfikowanie problemu wyraźnie pomogło.
- Nie martw się, zaraz się tym zajmę.
- A co jeżeli on komuś powie? - zapytałam nie mogąc się powstrzymać. Potrzebowałam wiedzieć co się stanie, kiedy najgorszy ze scenariuszy jednak się wydarzy. Potrzebowałam zapewnienia, że będziemy w stanie to przetrwać.
- Nie powie obiecuję.
Jego usta dotknęły moich, bardzo delikatnie. Wiedział, że musimy trzymać się na baczności, nie mogliśmy pozwolić sobie na kolejną wpadkę. W tym momencie byłam jednak zupełnie rozbita psychicznie i emocjonalnie, do tego stopnia, że jego zapewnienie nie wystarczyło, żeby mnie uspokoić. Chciałam, żeby pocałował mnie tak jak należało to zrobić w takiej sytuacji, tak, żebym naprawdę uwierzyła, że wszystko będzie dobrze.
- Muszę lecieć - poinformował, pilnując, żebym cały czas patrzyła mu w oczy. - Ty też wracaj na lekcje, i zachowuj się tak jakby nic się nie stało, dam ci znać jak wszystko załatwię. Tylko się nie zamartwiaj.
Jeszcze raz dotknął moich ust, po czym puścił mi oczko i zniknął za rogiem.
Troszczył się o mnie, czułam to i byłam mu za to wdzięczna. Nie umiałam jednak zupełnie uciszyć tej części mnie, która miała nadzieję, że dzięki tej wpadce dotrze do niego, że ta sytuacja nie może trwać bez końca, nie mogliśmy się wiecznie ukrywać. Byłam coraz bardziej zmęczona byciem drugim wyborem. Czułam się jak w pułapce. Avery była moją przyjaciółką, i za nic nie chciałam sprawiać jej cierpienia, tyle, że tkwiła w związku bez miłości zupełnie nic o tym nie wiedząc. Nie miała pojęcia, że Danny jej nie kocha, gdyż zapewniał ją o tym, że jest inaczej. Wiem, bo słyszałam to na własne uszy.
CZYTASZ
She'll be the one (zakończone)
Storie d'amoreOna będzie światłem, które zniszczy moją ciemność.