Rozdział 39

683 15 0
                                    

Ben

Do końca dnia starałem się unikać wszystkiego i wszystkich. Byłem poirytowany i wolałem nie ryzykować, że nienaumyślnie wyładuję się na kimś kto kompletnie na to nie zasługiwał. Nie umiałem przestać myśleć o tym, że swoim zachowaniem skrzywdziłem Abi, po tym jak mój brat wytknął mi, jak bardzo potrzebowała mojego wsparcia poczułem się jeszcze gorzej. Postąpiłem właściwie, ale wciąż miałem wyrzuty sumienia. Każda komórka mojego ciała desperacko chciała przy niej być.

Zatrzasnąłem szafkę z całej siły, tak, że echo rozeszło się po pustym już korytarzu. Po zakończeniu ostatniej lekcji schowałem się w toalecie. Chciałem uniknąć zamieszania na korytarzu, kiedy wszyscy zbierali się do wyjścia. Bałem się, że znów mógłbym się na nią natknąć, a nie byłem gotów na konfrontację. Miałem nadzieję, że to jak zachowywałem się względem niej w przerwie na lunch było dla niej jasnym sygnałem. W głębi serca, nie chciałem jednak, żeby tak łatwo dała za wygraną.

Nawet jeżeli mój brat miał rację, i powinienem się w końcu trzymać własnych postanowień, nie umiałem wyobrazić sobie, że już nigdy więcej miałbym z nią nie porozmawiać. Miała wyjechać na studia już za kilka tygodni.

Przez moment w mojej głowie pojawił się bardzo egoistyczny pomysł, wykorzystania czasu który nam został na moją korzyść. Mógłbym być z nią codziennie, w końcu mnie potrzebowała, mógłbym trzymać ją w ramionach, całować w czoło, siedzieć z nią do nocy. Mógłbym być z nią tak, jak zawsze tego chciałem, bez świadomości, że zaraz wymknie mi się i pójdzie do niego. To nie był pierwszy raz kiedy tak o tym myślałem, to było jak zakazana fantazja, której nie mogłem się wyzbyć, bo cały czas do mnie wracała. Śniłem o takim obrocie spraw.

Ruszyłem korytarzem w stronę wyjścia starając się odgonić od siebie obraz jej uśmiechniętej twarzy. Wiedziałem, że na krótki moment mógłbym sprawić, żeby była szczęśliwa, byłem w stanie to zrobić. Na dodatek dzięki temu, że planowała wyjazd, nie musiałbym tłumaczyć jej dlaczego nie możemy się dłużej spotykać, kiedy już zupełnie stracę wzrok. Te kilka tygodni pozwoliłoby nam się jednak zżyć ze sobą tak bardzo, że rozstanie byłoby jeszcze cięższe.

Wyszedłem ze szkoły przeklinając pod nosem. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniałem poprosić kogoś o podwózkę do domu. Czyli cały dzień rozmyślania o dziewczynie, której nie może się mieć kończy się pięcio-kilometrowym spacerem do domu. W zasadzie mógłbym zadzwonić po mamę, ale wtedy dowiedziałaby się, że Jason zamiast być moim prywatnym szoferem postanowił odwieść swoją dziewczynę. Za to, jaki był dzisiaj względem mnie wyrozumiały postanowiłem nie pakować go w kłopoty.

- Cześć Ben - delikatny głos Abi dochodził z prawej. Odwróciłem się gwałtownie sprawdzając, czy aby nie zaczynam mieć omamów. W zasadzie to nie byłaby pierwsza oznaka mojego szaleństwa. Ale naprawdę ją zobaczyłem, stała przede mną niezręcznie splatając ręce przed sobą.

- Cześć - odpowiedziałem mechanicznie. Nie wiedziałem jak zareagować, byliśmy teraz w bardzo niepewnych stosunkach. - Co tutaj robisz? Lekcje skończyły się już dobre pół godziny temu.

Wzruszyła ramionami, rozglądając się wokół jakby szukała odpowiedzi. Wyraźnie unikała kontaktu wzrokowego.

- Pewnie powinnam powiedzieć, że siedziałam na tej ławce bo miałam coś ważnego do załatwienia, żebyś nie myślał, że moje życie kręci się wokół ciebie, ale tak naprawdę, czekałam na ciebie.

- Na mnie? - uniosłem brwi ze zdziwienia. - A to niby dlaczego?

- Chciałam z tobą porozmawiać.

Jasna cholera. Chciałem z nią porozmawiać, desperacko pragnąłem spędzić z nią choćby kilka minut, ale wiedziałem co oznaczała rozmowa. Miałbym jej jasno powiedzieć, że nie chcę mieć z nią nic wspólnego, a nie byłem pewien czy takie kłamstwo w ogóle przeszłoby przez moje usta.

She'll be the one (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz