Ben
Wsiedliśmy do motorówki mojego ojca. Już w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nie do końca przemyślałem tą decyzję. Zabrałem tutaj Abi, bo chciałem chociaż na chwilę mieć ją tylko dla siebie.
- Jesteś pewien, że twój tata nie będzie miał nic przeciwko pożyczeniu jego motorówki?
- Nie martw się tym - odpowiedziałem bez chwili namysłu. Tata na pewno będzie się wściekał o to, że zabrałem jego kluczyki bez pytania.
- Mówiłeś, że to jego oczko w głowie, nie chcę denerwować go jeszcze bardziej.
- Dlaczego miałby się złościć na ciebie, przecież to ja zabrałem kluczyki.
- Ale zrobiłeś to ze względu na mnie, coś mi się wydaję, że nie omieszkają mi tego wypomnieć.
Rzuciłem zakupy, które zdążyliśmy zrobić przed wejściem na motorówkę, żeby móc złapać ją za rękę.
- Mówiłem ci już, to jak teraz na ciebie reagowali nie jest twoją winą, to ja wprowadziłem ich w błąd. - Odsunąłem włosy z jej twarzy, delikatnie muskając palcami jej policzek. Uwielbiałem to, że mogłem jej dotykać, i miałem zamiar wykorzystywać to ile tylko dam radę. - Zajmiemy się tym później, jak na razie przysięgnij mi, że kiedy odcumuję motorówkę, i wypłyniemy na wodę nie będziesz się tym zamartwiać.
Zaczęła kręcić się niespokojnie, wiedziałem, że nie zamartwianie się nie było raczej w jej stylu. Jej głowę zazwyczaj wypełniały czarne scenariusze. Zbliżyłem się do niej na taką odległość, że nasze usta dzieliło od siebie zaledwie kilka milimetrów, poczułem jak jej oddech spłycił się od nagłej bliskości.
- Obiecaj - poprosiłem. Wiedziała, że nagrodą będzie pocałunek, i zdawałem sobie sprawę z tego, że nie będzie się w stanie temu oprzeć.
- Obiecuję - odpowiedziała. Moje usta spoczęły na jej ustach w słodkim, trochę zachłannym pocałunku. W końcu nie całowałem jej od pół godziny, jak mógłbym się powstrzymać. - Obiecuję, że się postaram - uściśliła, kiedy wreszcie się od niej oderwałem. Dla mnie było to wystarczające. - Ale musisz przestać to robić.
- Mam przestać cię całować? - zapytałem zadziornie. Nie mogło o to chodzić.
- Nie głuptasie, jasne, że nie o to mi chodzi, musisz przestać wykorzystywać swoją pozycję do manipulowania mną.
Roześmiałem się, wciąż trzymając ją w ramionach.
- Ja wcale tobą nie manipuluje, to nie moja wina, że zazwyczaj dostaję lepsze karty. To taki bonus od losu, trzeba mieć układy z tym na górze.
- Chcesz powiedzieć, że to rekompensata, za utratę wzroku? - zapytała.
Nie wiedziałem co mam na to odpowiedzieć. Bywały chwile, że byłem naprawdę zły na Boga za to, że postanowił odebrać mi wzrok, uważałem, że nie zrobiłem nic tak drastycznie złego, żeby zasłużyć sobie na tak surową karę. Ostatnio jednak coraz rzadziej myślałem o tym w ten sposób, owszem zdarzały mi się modlitwy w stylu: „ Co ja ci do cholery zrobiłem, że znęcasz się nade mną w ten sposób", ale teraz należały raczej do epizodów przytrafiających się tylko wtedy, kiedy naprawdę coś mnie zdenerwowało, a nie tak jak jeszcze jakiś czas temu do codzienności.
Nie byłem pewien, co powodowało tę zmianę. Chyba powoli godziłem się z losem, rozumiałem, że niektórych rzeczy nie jestem w stanie zmienić, więc po prostu zacząłem akceptować życie takim jakim było każdego dnia.
- Nie wiem czy to działa w ten sposób, ale lubię wierzyć, że teraz czeka mnie coś dobrego.
Uśmiechnęła się szczerze, właśnie tak jak najbardziej lubiłem.