Abi
Kiedy zapukałam do drzwi poczułam narastające we mnie napięcie. Ze względu na uszkodzoną stopę Ben dostał zwolnienie ze szkoły. Wróciliśmy trzy dni temu, od tamtej pory się z nim nie widziałam.
W jakimś stopniu cieszyło mnie to, że nasza rozmowa odbędzie się we względnie przyjaznym dla niego otoczeniu, a moje odwiedziny nie wzbudzają niczyich podejrzeń. Prawie wszyscy wiedzieli o tym, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy się ze sobą zaprzyjaźniliśmy. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszych okoliczności do przeprowadzenia prawdopodobnie najtrudniejszej rozmowy w moim życiu.
Kiedy usłyszałam jego zaproszenie niepewnie przycisnęłam klamkę. Świadomość, że właśnie przekraczam te drzwi po raz ostatni była obezwładniająca. Tak bardzo nie chciałam robić tego, co zrobić musiałam.
Leżał na łóżku z nogą ułożoną na dwóch dużych poduszkach, na kolanach trzymał laptopa, a na stoliku obok łóżka stała taca z resztkami lunchu. Kiedy jego oczy spoczęły na mnie, uśmiechnął się radośnie, to jeszcze bardziej łamało mi serce.
Zacisnęłam zęby, wiedząc, że muszę trzymać fason.
- Kto to postanowił odwiedzić kalekę. - Przywitał się radośnie. - Jestem naprawdę wzruszony tym, że już się za mną stęskniłaś.
Zmusiłam się do uśmiechu podchodząc bliżej i siadając na brzegu łóżka. Odłożył laptopa, poświęcając mi swoją pełną uwagę.
- Niestety były kapitan drużyny koszykarskiej okazał się taką fajtłapą, że nie patrzył pod nogi. - Spiorunował mnie wzrokiem, więc dorzuciłam: - A tak serio jak się czujesz? Podobno miałeś dzisiaj wizytę lekarza?
- Taa - burknął kładąc się wygodniej na poduszce, robiąc przy okazji minę obrażonego dziecka. - Powiedział, że jeszcze przynajmniej tydzień powinienem siedzieć w domu, nie wolno mi nadwyrężać tej stopy, a wstawać mogę jedynie do toalety.
- Sam zrobiłeś sobie areszt domowy -skomentowałam zadziornie, zupełnie bezwiednie.
- To wcale nie jest takie śmieszne, właśnie straciłem miejsce w drużynie, do końca liceum nie zagram już w koszykówkę.
- O cholera, nie wiedziałam, tak mi przykro.
Westchnął ciężko, przewracając oczami.
- Stało się, nic nie mogę na to poradzić.
Poczułam się winna, to za mną polazł do tego lasu. Gdybym nie zdecydowała się na spacer w środku nocy do niczego by nie doszło. Może zerwanie naszej znajomości wcale nie było takim złym rozwiązaniem, skoro dzięki temu miałam go w przyszłości uchronić przed czymś takim. Znajdowanie pozytywów w całej sytuacji wcale nie sprawiało, że było to łatwiejsze.
- To wszystko moja wina -przyznałam cicho.
Od razu podniósł się z poduszek.
- Wcale nie, to ja poszedłem za tobą, sam zdecydowałem, że chcę to zrobić, nie ma w tym twojej winy.
Odwróciłam wzrok. Martwił się tym, że miałam w pełni zasłużone poczucie winy. To jak dobrym człowiekiem był, zupełnie mnie przytłaczało.
- A więc, jakie plotki przynosisz mi z tego padołu łez, nazywanego potocznie szkołą?
Czułam, że żołądek podchodzi mi do gardła. Z jednej strony chciałam mieć to wszystko jak najszybciej za sobą, nie sądziłam, żebym z czasem nabrała większej odwagi, poza tym nie chciałam go zwodzić udając, że między nami wszystko jest w porządku. Nie mogłam jednak zmusić się do wypowiedzenia na głos tych kilku słów, oznaczały one, że już nigdy nie będę z nim tak blisko jak w tym momencie.