Rozdział 43

690 17 0
                                    

Ben

Przez całą noc budziłem się średnio co pół godziny. Nie potrafiłem utrzymać mojego organizmu w stanie uśpienia kiedy rzeczywistość była dużo lepsza od snów. Abi spała spokojnie z głową na mojej klatce piersiowej przytulona do mojego boku tak ściśle jak tylko było to możliwe. Zacząłem powoli sunąć palcami po jej boku. Jeszcze wczoraj rano nie sądziłem żeby taka sytuacja była możliwa. Bałem się co stanie się dalej, skoro, dwadzieścia cztery godziny mogły odmienić wszystko o sto osiemdziesiąt stopni to samo mogło stać się znowu.

Jej usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu, dzięki czemu wiedziałem, że już nie śpi. Położyłem dłoń na jej policzku i zacząłem powoli go głaskać. Było jeszcze bardzo wcześnie i miałem nadzieję, że jeszcze zaśnie.

- Jest tak perfekcyjnie, że boję się otwierać oczy - szepnęła ledwie słyszalnie wciąż zaspanym głosem.

- Ja nawet z otwierania oczu nie mam dużego pożytku.

Zdałem sobie sprawę z tego, że mój żart był nie trafiony kiedy cała się spięła. Dla mnie samego żartowanie z tego co się ze mną działo było czymś nowym, przy niej jednak czułem się na tyle swobodnie, że ten tekst mnie nie zabolał. Szkoda tylko, że nie pomyślałem o niej.

- Przepraszam - rzuciłem pośpiesznie.

- Nie przepraszaj - powstrzymała mnie. Podniosła się i oparła na łokciu przyglądając mi się badawczo. Resztki snu zupełnie opuściły już jej twarz. - To dobrze, że umiesz z tego żartować, dla mnie po prostu to wciąż coś nowego, chyba potrzebuje trochę czasu zanim stanie się to dla mnie czymś normalnym.

Uśmiechnąłem się pokrzepiająco.

- Jak to jest? - zapytała niepewnie, jakby nie wiedziała czy powinna drążyć temat.

Na krótki moment zagryzłem wargi. Nie byłem pewien tego w jaki sposób ubrać to w słowa.

- Jak to jest tracić wzrok? - Zapytałem sam siebie, jakbym miał napisać tego definicję. - To najdziwniejsza rzecz na świecie, zaczęło się od tego, że ramy tego co widziałem zaczęły się zamazywać, ale to nie było szczególnie upierdliwe, mogłem z tym żyć. Pierwsze miałem problemy z grą w drużynie, przestawałem widzieć wszystko co działo się po bokach, więc gdyby nie to, że trener zdegradował mnie za opuszczenie meczu i tak musiałbym zrezygnować z funkcji. Z czasem pole mojego widzenia zawężało się coraz bardziej musiałem poinformować o wszystkim nauczycieli, pozwolili mi chodzić normalnie do szkoły, ale zaliczałem wszystko indywidualnie. Obiecałem sobie, że skończę normalnie liceum i udało mi się, chociaż wcale nie było łatwo. Rozbijałem się po korytarzach, właziłem w stoliki i krzesła, potykałem się na stopniach, schodkach, kamieniach. Czułem się jak idiota.

- Jak jest teraz z twoim wzrokiem? Jak dużo widzisz? - starała się brzmieć naturalnie, ale wiedziałem, że jest zmartwiona.

- Jeszcze coś widzę, moje pole widzenia jest zawężone, widzę tak jakbym patrzył przez lunetę, sam środek obrazu, więc kiedy jesteś tak blisko spokojnie mogę spojrzeć ci w twarz.

- Ale będzie gorzej? - zapytała z napięciem. Jej oczy spotkały moje upewniając się, że nie skłamię.

- Tak, będzie gorzej przy bardziej sprzyjających prognozach zostało mi góra kilka tygodni względnego widzenia.

Zacisnęła wargi chcąc powstrzymać się od płaczu. Dosięgnąłem ich i pocałowałem delikatnie.

- Spokojnie wszystko w porządku. -Nie mogłem jej przekonać do czegoś w co sam nie wierzyłem. - Naprawdę nie martw się tym. -Przytuliłem ją i pozwoliłem wtulić twarz w moją koszulkę. Trwała tak przez kilka minut, miałem wrażenie, że prawie nie oddychała.

She'll be the one (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz