Abi
- Naprawdę nienawidzę, że muszę to powiedzieć, ale to nawet słodkie.
Spojrzałam z ukosa na Bena któremu właśnie opowiadałam rzeczy których nie wiedział nikt inny.
- Słodkie? - dopytywałam. Jakoś nie mogłam uwierzyć, że coś takiego przeszło przez jego usta.
- Nie patrz tak, to, że jestem co do was uprzedzony nie znaczy wcale, że nie jestem w stanie tego przyznać.
- Faceci nie używają słowa słodkie, jeśli nie jest to sarkazm.
- Czyli ja przechwytuję słownictwo od młodszej siostry, a ty po kim ze swojego otoczenia odziedziczyłaś to rozdrażnienie.
- Nie jestem rozdrażniona.
Roześmiał się.
- Czy to dziwne, że tak bardzo lubię kiedy się irytujesz? - zapytał, przyglądając mi się z nieskrywaną fascynacją. -Mam wrażenie, że tylko to rozbija tą sztuczną powłokę za którą się chowasz.
- Twierdzisz, że jestem sztuczna? - zapytałam.
- Mogłem przewidzieć, że tylko to z tego wyłapiesz. Nie jesteś sztuczna, po prostu stworzyłaś sztuczną otoczkę.
- I mówi to facet, który chowa się w garażu przed własną rodziną.
- Wcale się nie chowam, po prostu egzekwuję chociaż odrobinę czasu dla siebie.
- To wcale nie brzmi egoistycznie.
- Masz rodzeństwo? - zapytał. Pokręciłam głową. - No właśnie, ja mam szóstkę, a za chwilę będę miał siódemkę rodzeństwa, nawet w sporym domu nie ma się nawet odrobiny prywatności. Dzieciaki raczej nie zwracają uwagi na zakaz wstępu na drzwiach. Kiedy dostałem ten samochód tata stwierdził, że mogę zbudować sobie garaż na terenie naszej działki, ale tylko jeśli zrobię to własnoręcznie. Od fundamentów po sam dach. I podołałem.
- Chcesz powiedzieć, że siedzimy właśnie w konstrukcji którą sam wybudowałeś?
Przytakną z dumą.
- O cholera teraz to naprawdę chce stąd wyjść. Nie ufam niczemu co jest twoim dziełem.
Przewrócił jedynie oczami.
- Powiedzmy, że nie wezmę tego do siebie, ale jeśli jeszcze raz obrazisz moje dzieło nie ręczę za siebie.
- Dobra - uniosłam ręce w geście poddania. -Nic już nie mówię.
I faktycznie zdecydowałam się trzymać język za zębami, i to wcale nie dlatego, że brakło mi tekstów, którymi mogłabym go skrytykować. Chociaż właśnie tak było. Najzwyczajniej w świecie byłam pod wrażeniem. Pod wrażeniem jego osoby, jego osiągnięć. Zbudował w końcu garaż, który wyglądał na całkiem stabilny własnymi siłami. Ja nie potrafiłam nawet wbić gwoździa w deskę, tak, że nie zrobić sobie przy tym krzywdy. Kiedyś tego próbowałam i naprawdę skończyłam z rozbitym palcem.
Ale to wcale nie było wszystko co w nim doceniałam, zobaczyłam w nim dzisiaj kogoś więcej niż chłopaka, który widział mnie w dość niezręcznej sytuacji i postanowił mnie z tego powodu szantażować. Zobaczyłam w nim cząstkę tego, za co wszyscy tak bardzo go wychwalali: dobrego człowieka. Cały czas byłam do niego uprzedzona, i z dystansem podchodziłam do tego co robił, nie mogłam jednak ignorować faktu, że na własne oczy widziałam jak dobrym jest synem i bratem.
Robiłam wszystko, żeby się przed tym powstrzymać, ale coraz mocniej czułam, że zaczynam go lubić. Był pierwszą osobą, z którą się kłóciłam, względem której złośliwe odzywki przychodziły mi do głowy bez żadnej trudności. I nie bałam się wypowiadać ich pod jego adresem, bo wiedziałam, że i tak nie potraktuje ich poważnie. A wyrzucanie z siebie frustracji dawało mi satysfakcję, której nigdy wcześniej nie czułam.