Ben
Wsiedliśmy do mojego samochodu dopiero po północy. Abi wyglądała na zrelaksowaną i rozluźnioną. Dogadała się z moją rodziną lepiej niż się tego spodziewałem.
- Jednak dałaś sobie radę - zauważyłem z dumą w głosie. Spojrzała na mnie z ukosa kiedy wyjeżdżałem z podjazdu na drogę.
- A wątpiłeś w to? - zapytała zadziornie. Podobało mi się, że wciąż miała ochotę na żarty.
- Nie, po prostu jestem pod wrażeniem, spodziewałem się, że wytrzymasz pół godziny, no góra godzinę.
- Twoja rodzina nie jest wcale taka zła jak ci się wydaje.
- Nigdy nie mówiłem, że są źli, po prostu lekko przytłaczający - sprostowałem.
- Joseph naprawdę poważnie traktuje kwestie swojej kariery - zmieniła temat.
- Racja - przyznałem. - Jest w tym wyjątkowo konsekwentny, ja w jego wieku zmieniałem decyzje co do mojej kariery praktycznie co tydzień, on chce być kaskaderem od dobrych dwóch lat. Dlatego trochę dziwi mnie, że dzisiaj nikt nie wylądował na pogotowiu, to trzeci raz odkąd pamiętam jak święto dziękczynienia nie koczy się krwią, płaczem i szwami.
Znowu udało mi się ją rozśmieszyć.
- Rozmawiałam dzisiaj chwilę z Josephem i wymyśliłam coś ciekawego, ale chciałam pierwsze zapytać cię o opinię.
Droga była prawie pusta, nie miałem więc problemu z zerkaniem na nią co jakiś czas. Przygryzała wargę w podekscytowaniu.
- Powinienem się bać?
- Nie - zapewniła. - Chodzi o to, że tata Danny'ego pracował kiedyś w przemyśle filmowym. Jeszcze jak wszyscy mieszkaliśmy w Kalifornii. Któregoś razu zabrał mnie nawet na plan jakiegoś filmu, nie pamiętam już jakiego, ale wtedy było to duże przeżycie. Teraz nie pracuje już w branży, ale myślę, że wciąż ma tam znajomości. Pomyślałam, że mogłabym poprosić go o przysługę, jeśli poruszyłby kilka swoich kontaktów może udałoby się zorganizować dla Josepha jakieś warsztaty na wakacje, czy coś w tym stylu, tylko nie wiem czy nie jest za młody. Co o tym myślisz?
Zajechałem na podjazd przed jej domem który pogrążony był w ciemności. Wiedziałem, że rodzice do niej dzwonili, ale nie odebrała, kiedy upomniałem ją, że powinna jednak poinformować ich o tym gdzie się podziała napisała do nich smsa. To lepsze niż nic, ale wciąż bałem się, że będzie miała problemy.
- Myślę, że to świetny pomysł i to pomimo tego, że wcale nie podoba mi się element proszenia ojca Danny'ego o pomoc. Joseph jest za młody, żeby mógł wyjechać gdzieś sam, ale jeśli udałoby się ogarnąć coś w pobliżu wreszcie mógłby zobaczyć na czym faktycznie polega ten zawód.
- Czyli jesteś za? - zapytała jeszcze raz kiedy odwróciłem się w jej stronę.
- Możesz spróbować, ale jeśli uda ci się coś załatwić, lepiej pierwsze zapytaj rodziców czy się na to zgodzą, bo jeśli powiesz pierwsze Joseph'owi a oni się nie zgodzą zwieje z domu przez okno.
- Domyślam się - przyznała ze śmiechem. - Jestem pod dużym wrażeniem jego determinacji.
- To u nas rodzinne - zauważyłem. Spojrzała na mnie sceptycznie.
- Chyba ciebie akurat ta cecha ominęła - zażartowała.
- Nie zaczynaj, zabrałem cię na kolację do mojego rodzinnego domu, możesz mi odpuścić?
Też chciałem zażartować, ale chyba odebrała to zbyt dosłownie. Spuściła głowę przyglądając się swoim złączonym dłoniom.
- Przepraszam, masz rację - przyznała cicho. - Jeszcze nie podziękowałam ci za to, że mnie odebrałeś.