Abi
Obudziłam się nie czując niczego oprócz przeraźliwego bólu głowy, tak silnego, że robiło mi się od niego nie dobrze. Na dodatek miałam wrażenie jakby ścianki mojego gardła zeschły się ze sobą. Nie tylko uniemożliwiając przełknięcie śliny, ale utrudniając też oddychanie. Potrzebowałam się czegoś napić, jak najszybciej. Rozejrzałam się wokół łóżka, ale jak na złość wszystkie butelki były puste. To oznaczało tylko jedno, musiałam zejść na dół do kuchni.
Nogi zaprotestowały na samą myśl o przemieszczaniu się gdziekolwiek, nie pozwoliłam im jednak wygrać. Zareagowałam zanim zdążyły przekonać mnie do tego, że moje mięśnie są zbyt słabe. Usiłowałam poruszać się tak powoli, żeby do mojego mózgu nie dotarła informacja o zmianie pozycji.
Nie pamiętałam żebym kiedykolwiek upiła się tak bardzo. Nie byłam wyjątkowo cnotliwa, zdarzało mi się pić, nawet całkiem sporo, jednak dopiero ostatniej nocy zupełnie straciłam rachubę. Na ten moment postanowiłam zignorować wspomnienia, które powoli do mnie wracały. Liczyłam na to, że wyparcie pozwoli mi przynajmniej chwilowo normalnie funkcjonować.
Kiedy tylko stoczyłam się po schodach, zauważyłam mamę stojącą za kuchennym blatem. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco stawiając tuż przede mną szklankę wody.
- Pewnie chce ci się pić.
Przytaknęłam kiwnięciem głowy. Łapczywie pochłonęłam całą zawartość szklanki, zauważając, że woda nie tylko zaspokaja pragnienie, ale też uspokaja żołądek. Właśnie tego było mi trzeba.
- Dziękuję - powiedziałam, odkładając szkło. Skrzywiłam się zauważając wyraz jej twarzy, wiedziałam co oznacza. -Wiem, że chcesz zrobić mi kazanie o to, że tak bardzo się upiłam i w pełni na nie zasługuję ale proszę cię, mogłybyśmy przełożyć go na później?
- Nie mam zamiaru cię karać, przynajmniej dopóki nie dowiem się co jest na rzeczy.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Jej zachowanie wydawało mi się nad wyraz podejrzane. Była bardziej zmartwiona, niż zła, a to nie było w jej stylu.
- Wróciłaś do domu kompletnie zalana, z rozmazanym makijażem i oczami opuchniętymi od płaczu. Uwierz mi, doskonale wiem, kiedy coś jest z tobą nie tak.
- Wszystko w porządku - zapewniłam odruchowo. Naprawdę chciałam, żeby tak było, żeby wczorajszy bal okazał się jedynie strasznym koszmarem. Niestety czułam, że wszystko co się stało było aż nadto realne.
- Nie musisz mnie okłamywać, Ben prosił, żebym nie była dla ciebie za ostra.
Stanęła przede mną, łapiąc mnie za ramiona. Gdyby nie łagodny, wręcz współczujący wyraz jej twarzy stwierdziłabym, że chce mnie skarcić.
- Ben tu był? - zapytałam usiłując zachować neutralny ton. Jednak wzmianka o moim przyjacielu przykuła moją uwagę.
- Tak, przyjechał z tobą. Po drodze do swojego pokoju wpadłaś na ścianę, więc zaniósł cię do łóżka.
Na samą myśl o tym, że wniósł mnie na górę, po tych cholernie wąskich schodach uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. To co wczoraj dla mnie zrobił było niesamowite. Tym razem pozwoliłam na to, żeby wspomnienia przemykały mi przed oczami, skupiłam się jednak na tych dotyczących Bena. Po tym jak przez dobrze pół godziny tańczyliśmy ze sobą na parkingu, bez muzyki, jak jacyś skończeni idioci zabrał mnie na jak to określił after party na którym byliśmy tylko my dwoje. Siedzieliśmy w garażu oglądając anty romantyczne komedie. Zjedliśmy chyba dwa litry lodów które wyjątkowo często lądowały na bramie garażowej która służyła za ekran kinowy. Kiedy poprosiłam go o alkohol zaprotestował, twierdząc, że to jedynie skomplikuje moje uczucia. Zgodził się dopiero po piętnastu minutach, kiedy po raz kolejny zaczęłam płakać. Nie grałam na jego uczuciach, po prostu nie mogłam się powstrzymać. Miałam wrażenie, że moje życie się skończyło.