I

1.3K 48 72
                                    

Gdy otworzyłam oczy, wszystko wokół było rozmazane. Jasne światło, tak różne od czerwieni, która otaczała mnie wcześniej, sprawiło, że poczułam się zdenerwowana. Uniosłam ociężałą ręką i przyłożyłam ją do twarzy, próbując ukryć się przed blaskiem. Powoli do moich uszu zaczęły docierać dźwięki - delikatne buczenie pomieszane z nieco głośniejszym pikaniem i przytłumionymi głosami. Byłam do nich podpięta kablami, jeden z nich wyczuwałam na dłoni, którą zasłaniałam oczy. Kiedy tylko zdałam sobie sprawę z tego, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś oprócz mnie, nie zważając na nic, zeskoczyłam z łóżka i rozglądnęłam się z roztargnieniem. Zatarte kształty powoli stawały się przedmiotami. Prostokąty zamieniały się w szafkę i stolik, a trzy, duże plamy w dwóch mężczyzn i kobietę. Na pewno nie byli to ludzie, których znałam sprzed mojej drzemki.

Złapałam w swoje ręce pierwszą rzecz, która leżała najbliżej - długopis. Nie był to szczyt marzeń, jeśli chodzi o broń, ale lepsze to niż nic.

Blisko mojego łóżka stała kobieta. Miała czarne włosy, związane w luźnego kucyka i jasne, niebieskie oczy. Ubrana była w dziwny, granatowy kombinezon i ciężkie, czarne buty, sięgające za kostkę. Niedaleko niej stał niski blondyn - miał na sobie zwykłe, jeansowe spodnie i luźną, lekko wymiętą koszulę w kratę. Najdalej, przy drzwiach, stał drugi mężczyzna. Czarnoskóry odziany był w skórzany płaszcz do kostek, czarne spodnie i równie ciemną bluzkę. Na jego twarzy znajdowała się przepaska, która zasłaniała jedno oko.

- Hej, spokojnie, jesteś bezpieczna. - Blondyn wyciągnął rękę w moją stronę, zbliżając się o krok, co wzmogło moją czujność.

Wycelowałam w niego długopisem, uznając, że jest ich przywódcą. Czułam się niepewnie, ale pomimo tego nie chciałam pokazać, że się ich boję. Nigdy nie widziałam tych ludzi, nie byli związani z T.A.R.C.Z.Ą. czy Radą. Nie rozpoznawałam ich.

- Gdzie dyrektor Benson? Doktor Ray?- wychrypiałam.

Cholera, musiałam spać naprawdę długo. Czułam, jak w moje gardło wbijają się miliony ostrych szpilek, a powietrze, które zachłannie łapałam, tylko pogorszyło ten stan.

Blondyn popatrzył na mężczyznę stojącego obok drzwi. Czarnoskóry westchnął, jakby przeklinał fakt, że to on musi zabrać głos.

- Nie żyją - stwierdził krótko.

Oblizałam usta suchym jak wiór językiem, analizując fakty. Obudzili mnie nie w moim pomieszczeniu. Ludzie, których znałam, nie żyli. Najpewniej zostali zabici - przez nich. Albo...

- Który mamy rok?

- Jest dwa tysiące dwudziesty ósmy...

- Kurwa.

Przespałam prawie dwieście lat. Cholera jasna. Co takiego musiało się stać, że mnie wybudzili? Docelowo miałam obudzić się sama, gdy tylko misja dobiegnie końca. Co prawda miało to trwać jakieś góra dwadzieścia lat, ale... Czy przez te niemalże dwieście lat Ziemia była bezpieczna? Czy ludzie potrzebowali teraz pomocy i to dlatego przerwali eksperyment? Czy doktor Ray umarł śmiercią naturalną? Ile się zmieniło przez te lata? Jak bardzo świat się zmienił?

Od pytań, które przemykały po moim umyśle jedno za drugim, zakręciło mi się w głowie. Podparłam się o łóżko stojące obok, ale kiedy kątem oka zobaczyłam, że kobieta zaczęła się do mnie zbliżać wyprostowałam się i wycelowałam w nią swoją, pożal się bogom, bronią.

- Ani kroku dalej - powiedziałam. - Komu służycie?

- Jestem kapitan Maria Hill, a to jest dyrektor Fury - odpowiedziała brunetka, stając w miejscu i wskazując ręką na logo znajdujące się na jej kombinezonie. - Należymy do T.A.R.C.Z.Y.

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz