Gdy tylko zjawiłam się następnego dnia w kuchni, w której znajdowały się dziewczyny wraz z Clintem, poczułam najpiękniejszą woń, jaką można było czuć o poranku – zapach świeżo zmielonej kawy.
– Hej! Czarna, bez cukru i mleka? – zapytała Kate, uśmiechając się nieśmiało.
– Jasne, skąd wiedziałaś?
– Ślepy strzał – odparła, podając mi kubek z gorącym napojem.
Usiadłam obok Bartona, który popijał swoją białą kawę i przeglądał jakieś porozkładane na blacie papiery.
Widziałam, jak Kate i Jelena uśmiechają się do siebie porozumiewawczo, co przykuło moją uwagę. Domyśliłam się, że chodzi o wczorajszą noc, ale mimo wszystko nie odezwałam się na ten temat, tylko powoli piłam kawę. Musiałam to przyznać – była o niebo lepsza niż ta, którą pijałam kiedyś. Jakby zrobiona idealnie pode mnie.
Przysłuchiwałam się, jak Jelena tłumaczy coś Clintowi, raz po raz wskazując coś na poszczególnych kartkach, na co blondyn kiwał głową na zgodę i wykreślał co chwilę jakieś liczby.
– Peter jeszcze nie wstał? – zagadałam Kate, która, tak samo jak ja, siedziała w ciszy.
– Był wcześniej, ale mówił, że musi się jeszcze zdrzemnąć po nocnej akcji przed bazą. Pewnie nie wstanie przed dwunastą. – Upiła łyk swojej kawy.
Skrzywiłam się na tą wiadomość, nie należałam do cierpliwych osób. Miałam nadzieję, że z samego rana rzucę się w wir pracy, nadrobię chociaż odrobinę te stracone lata. Czekanie aż do południa, żeby dowiedzieć się, co dokładnie jest grane, niezbyt mi się podobało.
– Podobno daliście czadu – wtrącił Clint, podnosząc głowę znad papierów.
W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami.
Wieści o nocnej napaści na członków drużyny rozeszły się szybciej, niż się spodziewałam. Domyślam się, że ich ekscytacja była spowodowana tym, że mniej-więcej dowiedzieli się, jaką mam moc, a nie tym, że pokonałam dwójkę Avengersów. O ile można mówić o jakiejkolwiek wygranej.
– Kate, czy... uhm... Czy Karen zrobiła może zakupy? – zapytałam, spoglądając w stronę lodówki.
– Tak! Zrobię ci coś do jedzenia, co? – Zaproponowała, schodząc z krzesła.
Pokiwałam energicznie głową, czując, jak moje ślinianki zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Jagody były dobre, ale przecież się nimi nie najadłam.
Obserwowałam, jak brunetka krząta się po kuchni, co chwilę otwierając i zamykając jakieś szafki. Na blacie pojawiły się świeże owoce, jajka i kilka innych rzeczy, których nie mogłam dostrzec. Kończyłam swoją kawę w akompaniamencie skwierczącej patelni i cichych głosów blondyna i blondynki po mojej prawej stronie. Kate nuciła pod nosem nieznaną mi piosenkę, gdy przygotowywała mi śniadanie – miałam nadzieję, że tym razem zjadliwe.
Przeczesałam ręką swoje rozczochrane, rude włosy i zaczęłam bujać się na krześle – stary nawyk, z którego nie mogłam zrezygnować nawet, gdy kilka razy boleśnie upadłam na tyłek.
Za dnia kuchnia wydawała się o wiele przyjemniejsza - to pewnie zasługa promieni słonecznych, które zastąpiły wczorajsze białe światło. Wszystko właściwie wydawało się bardziej przyjazne, a już w szczególności zapach jedzenia, który powoli rozchodził się po całym pomieszczeniu.
– Mam nadzieję, że tego nie wyplujesz. – Kate uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz tego dnia, stawiając przede mną talerz z omletami na słodko.
CZYTASZ
Hell's fire | Bucky Barnes
FanfictionGdy Avengersi pogrążeni są w zamęcie, S.H.I.E.L.D. przechodzi restrukturyzację, a świat zaczyna żyć w chaosie, tajne zgromadzenie postanawia przywrócić do życia kobietę, która będzie ostatnią deską ratunku dla ludzi - Lilith. 💜🖤💜 🥇 - pierwsze mi...