X

761 44 0
                                    


– Tak myślałem, że nic nie znajdziemy, ale warto było spróbować – powiedział Peter, wsadzając sobie do ust kawałek sushi.

Siedzieliśmy w salonie, jedząc późny obiad. Drax nie rozpoznał żadnej w twarzy, którą pokazała mu Karen, czego wszyscy po cichu się spodziewaliśmy. Peter miał jednak rację, mówiąc, że trzeba było to tak czy siak sprawdzić. Każdy trop się był na wagę złota, bo staliśmy w miejscu.

Siedziałam po turecku na beżowym dywanie, obok stołu i pierwszy raz naprawdę byłam zadowolona z tego, co lądowało na moim talerzu. Jedzenie patyczkami było z początku nieco upierdliwe, ale gdy tylko opanowałam technikę łapania sushi, wszystko poszło już sprawnie. Samo sushi okazało się ryżem z surowymi rybami i innymi dodatkami, do których początkowo podchodziłam nieufnie, ale warto było zaryzykować.

Spojrzałam na Quilla, który unikał mnie, odkąd zebraliśmy się wszyscy w salonie. Czułam się źle po sytuacji, która miała miejsce w kuchni. Widziałam, jaki zrobił się wycofany – nie zagadywał do wszystkich, jak poprzedniego dnia. Po prostu siedział i jadł pizzę, mieląc każdy kęs kilka minut. Zastanawiałam się, czy byłam winna tej całej sytuacji i powoli dochodziłam do wniosku, że tak. Nie wiedziałam, jak długo nasi kosmiczni znajomi u nas zabawią, więc chyba byłoby fair wobec nich, gdyby poznali chociaż część prawdy o mnie. Taką małą, dzięki której nie byliby zdziwieni niektórymi moimi zachowaniami czy też pytaniami.

Powędrowałam wzrokiem do Jeleny, która drażniła się z Grootem, zabierając mu lizaka, który był prawie tak duży, jak on. Małe drzewko było naprawdę dziwnym stworzeniem. Niby był drzewem, więc tak naprawdę do życia potrzebował tylko wodę i słońce, ale z tego, co zdążyłam zaobserwować, wręcz uwielbiał słodycze, których potrafił zjeść więcej, niż sam ważył.

– Czego się spodziewaliście po Draxie, hę? Przecież nawet gdyby miał rozpoznać na tych zdjęciach Mantis, to miałby z tym problem – powiedział Rocket, podrzucając winogrono i łapiąc je prosto do buzi.

Spojrzałam na Draxa, który jadł już chyba drugą pizzę. Nie był zbytnio zainteresowany rozmową, całą swoją uwagę poświęcając jedzeniu. Zaczynałam podejrzewać, że chyba był głodzony.

– I tak warto było spróbować. A jak sprawa ze statkiem?

Clint zwrócił się do Quilla, który w odpowiedzi tylko wzruszył rękami. Odetchnęłam głęboko, czując coraz większe wyrzuty sumienia. Pochyliłam się nad stołem, zwinnie zgarniając pałeczkami kolejny kawałek sushi.

– Mogło być lepiej, ale na szczęście te barany mają mnie, a ja jestem w stanie to naprawić – odpowiedział za niego Rocket.

– Potrzebujesz jakichś części? Załatwić ci coś?

Wzrok Rocketa powędrował do lśniącej ręki Bucky'ego, który widząc, na co zwierz się patrzy, posłał mu znudzone spojrzenie. Metalowa ręka poruszyła się prędko, sięgając do stolika po piwo. Oczy Rocketa śledziły każdy ruch jego ręki, aż w końcu otrząsnął się z zamyślenia i powiedział:

– Nie macie tutaj nic, co mogłoby mi się przydać. Chyba że macie na zbyciu vibranium.

– Nie zaczynaj, Rocket. Ta ręka nie jest na sprzedaż – powiedział znudzonym tonem Barnes, odkładając butelkę na stół.

Mimowolnie sama przyglądnęłam się kończynie. Jego metalowe palce wykonywały tak samo płynne ruchy, jak te u drugiej dłoni. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że płynniejsze. Fragmenty metalu nie ocierały się o siebie z piskiem, a miękko nachodziły jeden na drugi. Jakby były pokryte jakąś śliską, niewidzialną powłoką, która ułatwia im poruszanie się.

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz