Deszcz spływał po naszych ciałach, gdy klęczałam na trawie, wyrzucając wszystko z plecaka. Grymuar, ku mojemu nieszczęściu, zapakowałam w pierwszej kolejności, co oznaczało, że tkwił na samym dole.
Rozglądałam się rozgorączkowanym spojrzeniem po przestrzeni, jaka nas otaczała, zastanawiając się, z jakiego dokładnie miejsca wyczuwałam zakopaną cząstkę siebie. W końcu, gdy moje palce otarły się o grzbiet starej księgi, chwyciłam ją i praktycznie wyszarpałam na zewnątrz, upuszczając plecak. Przycisnęłam grymuar do siebie i popatrzyłam na Barnesa, stojącego niedaleko mnie.
Ręce miał skrzyżowane na klatce piersiowej, uważnym okiem rozglądał się dookoła i nic nie robił sobie z tego, że był już cały przemoczony. Deszcz wręcz lał się z nieba, a widoczność była naprawdę znikoma. Dzięki Bogu ja nie potrzebowałam wzroku, żeby znaleźć dokładne miejsce, a Barnes był superżołnierzem i zapewne doskonale widział w takich warunkach.
– Tam. – Wskazałam palcem w stronę za jego plecami i ruszyłam we wskazanym kierunku.
– Skąd wiesz? – zapytał, dotrzymując mi kroku.
Zamyśliłam się na chwilę, nie wiedząc, jak powinnam odpowiedzieć na to pytanie. Wątpiłam, żeby zrozumiał, jeśli bym powiedziała, że po prostu to wiedziałam.
– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć. Po prostu... Część mojej mocy, która tam została, woła do mnie. Czuję ją.
– Nie zastawiłaś żadnych zasadzek, żeby nikt się do niej nie dorwał?
Nerwowy chichot opuścił moje usta na myśl o nieszczęśniku, który połasiłby się na taką moc.
– Nie, nie było takiej potrzeby.
Co prawda nie wiedziałam, czy faktycznie nie zostawiłam żadnej pułapki, ale znając siebie... Wyobrażając sobie siebie wtedy, nie sądziłam, że bym to zrobiła. Ta moc umiała się sama obronić.
Przystanęłam w miejscu i rozejrzałam się dookoła. Staliśmy przy linii drzew, a chmury nad naszymi głowami zdawały się być coraz ciemniejsze. Wiatr chłostał mnie po twarzy, rozwiewając moje włosy we wszystkie strony. Zbliżała się okropna burza, dlatego musiałam pospieszyć się i załatwić to jak najszybciej.
– To tutaj – oznajmiłam, wypuszczając wstrzymywane powietrze.
Chociaż dziwnie to brzmiało, czułam się, jakby powietrze mrowiło moją skórę. Jakby milion małych, delikatnych bąbelków kończyło swój żywot zaraz po tym, gdy tylko mnie dotknęły. Słowa podekscytowana czy rozemocjonowana nie oddawały nawet w jednej dziesiątej tego, co czułam. To było jak gwiazdka, święto dziękczynienia, urodziny i wymarzony prezent, na który czekałam, w jednym.
Spojrzałam na Barnesa, który ściągnął plecak i zaczął w nim grzebać, wyciągając z niego składaną saperkę. Spojrzał na mnie z wyczekiwaniem, ale kiedy się nie odezwałam, zapytał:
– Gdzie dokładnie mam kopać?
– Kopać? – powtórzyłam głupio.
– Jakoś musimy się do nich dostać. No, chyba że masz lepszy pomysł?
Starłam krople deszczu z twarzy i pokręciłam z rozbawieniem głową. Barnes i jego niewiedza naprawdę potrafiły być urocze. No, i trochę groteskowe, jeśli naprawdę myślał, że będziemy kopać. Zajęłoby nam to dobre kilka godzin, zwłaszcza jeśli miał ze sobą tylko jedną łopatę.
– Masz, potrzymaj to.
Wepchnęłam mu w ręce grymuar, ignorując jego zaskoczony wzrok. Spojrzał niepewnie na księgę, jakby miała go zaraz ugryźć albo pochłonąć jego duszę, ale nie puścił jej.
![](https://img.wattpad.com/cover/314245513-288-k54250.jpg)
CZYTASZ
Hell's fire | Bucky Barnes
FanfictionGdy Avengersi pogrążeni są w zamęcie, S.H.I.E.L.D. przechodzi restrukturyzację, a świat zaczyna żyć w chaosie, tajne zgromadzenie postanawia przywrócić do życia kobietę, która będzie ostatnią deską ratunku dla ludzi - Lilith. 💜🖤💜 🥇 - pierwsze mi...