XXXII

619 47 24
                                    

Gdy tylko przekroczyłam próg kuchni, poczułam się nieco przytłoczona. Już z daleka słyszałam raban, jaki domownicy robili przy śniadaniu, ale z bliska było to jeszcze głośniejsze. Przechodzili samych siebie. Wydawać by się mogło, że kuchnię okupowała cała armia, podczas gdy w rzeczywistości była to mała grupa ludzi – uśmiechniętych, roześmianych i pełnych energii.

Byłam zaskoczona, widząc ich wszystkich o tak wczesnej porze. Zazwyczaj Sam z samego rana przesiadywał na siłowni lub prowadził treningi, pojawiając się tutaj sporo czasu przede mną. Wiedziałam też, że Kate i Jelena lubiły dłużej pospać, toteż do kuchni wchodziły dużo później niż ja. Natomiast gdy Clint i Peter przebywali z rana w kuchni, byli skupieni i przeważnie zajęci jakimiś papierami. Jednak nie dzisiaj.

Zegarek na ścianie wskazywał godzinę dziewiątą, co tylko upewniło mnie w przekonaniu, że ani dziewczyn, ani Sama nie powinno tutaj być.

– Hej – przywitałam się, przecierając zaspane oczy rękawem.

– Cześć! Śniadanie? – zapytał Clint, przekręcając na patelni kilka kiełbasek.

– Nie zje, bo ktoś nie zrobił zakupów przed świętami! – wcięła się Kate, szukając czegoś w szafkach.

– Przecież mówiłem, że kazałem Karen zrobić zamówienie! – krzyknął z drugiego końca kuchni Sam, trzaskając przy tym lodówką. – Widział ktoś moje białko?

Przysłuchując się ich rozmowom, ruszyłam w stronę ekspresu. Kolejna zarwana noc dała mi popalić. Już nie pamiętałam, kiedy ostatni raz przespałam się dłużej niż dwie godziny. Zimno przytłaczało mnie coraz bardziej, ale szczególnie irytowało mnie w nocy, gdy wszyscy byli pogrążeni w swoich snach, a ja zrywałam się jak oparzona, czując szron na własnej kołdrze.

– Lilith, może jednak zjesz kiełbaski, co? Wilson później pojedzie do sklepu, to kupi ci coś bardziej jadalnego.

– Po raz ostatni mówię! To nie moja wina!

– Jasne, Sam, a Thor wypił ci całe białko, bo właśnie tak wyrabia swoje mięśnie – prychnęła Kate, przesuwając czarnoskórego w bok, żeby dostać się do kolejnej szafki.

Kliknęłam ikonę czarnej kawy na ekspresie i rozejrzałam po kuchni. Brakowało w niej gromowładnego, co zauważyłam dopiero teraz.

– A właściwie, to gdzie on jest? – zapytałam.

– Gdzie jest kto, Lil?

Peter przemknął tuż obok mnie, wpatrując się w telefon. Posłał mi szybki uśmiech i wyciągnął zza mnie kilka talerzy, które podał Clintowi.

– Thor. Chyba jeszcze nie wyleciał, co?

– Nie, nie. Rozmawia z Furym w konferencyjnej – odpowiedziała szybko Jelena, ściągając z ekspresu moją filiżankę i podstawiając pod dyszę swój kubek.

– Fury jest u nas?

– Nie no, aż tak to się nie pofatygował. Rozmawiają przez holograf – odpowiedział za Jelenę Clint. – Jesteś pewna, że nie chcesz śniadania?

Spojrzałam z niesmakiem na dziwne kiełbaski i pokręciłam przecząco głową. Skoro Wilson wybierał się później do sklepu, to wystarczyło poczekać kilka godzin na jakieś normalne produkty. Kawa mogła mi pomóc w przetrwaniu do tego czasu.

– Clint, palą się! – krzyknęła nagle Kate, przejmując od niego patelnię i potrząsnęła nią energicznie. – Uważaj trochę, bo przez kogoś nie ma nic innego!

– Jak boga kocham, zwariuję przy was! – odparł Sam, otwierając energicznie drzwiczki do zmywarki. – Dlaczego nikt nie opróżnił wczoraj zmywarki?!

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz