Salon w bazie wypełnił się zapachami, które niezbyt przypadły mi do gustu. Odór sztucznego jedzenia rozprzestrzenił się po całym pomieszczeniu, gdy tylko Sam i Kate położyli na stole kilka pizz, każda z różnymi dodatkami. Nasi goście-kosmici rozsiedli się na fotelach, jakby byli świetnie zaznajomieni z tym miejscem, rozmawiając na dziwne tematy z mieszkańcami bazy. Padały dziwne słowa, których znaczenia nie znałam, a bez nich nie mogłam zrozumieć, o czym toczy się rozmowa.
Przyglądałam się im w ciszy, popijając piwo imbirowe i pilnując, żeby Groot nie spadł z mojego ramienia. Tworzyli naprawdę dziwaczną grupę – nie tylko ze względu na ich wygląd, ale również po ich zachowaniu byłam w stanie wywnioskować, że charaktery również mają całkiem odmienne. Najbardziej zdziwił mnie fakt, że pomimo ich kosmicznego pochodzenia, ich emocje były całkiem ludzkie. W głównej mierze biło od nich zmęczenie, które powoli zaczynało mi się udzielać.
Chyba powinnam pomyśleć o jakichś zaklęciach blokujących uczucia innych, które do mnie docierały.
Avengersi również rozsiedli się wygodnie, zajmując miejsca naokoło stołu. Kate siedziała na jednym fotelu z Jeleną, raczej unikając konwersacji z kimkolwiek. Obie szeptały do siebie co chwilę, zajadały się pizzą i raz po raz szturchały się w żebra, wskazując niby ukradkiem na któregoś z nowoprzybyłych. Sam z Barnesem siedzieli na kanapie w towarzystwie kobiety z czułkami, spoglądając na nią od czasu do czasu. No, raczej na jej antenki, wyrastające z czoła. Jej oczy lekko mnie przerażały – były nienaturalnie duże i całe czarne. Sama kobieta wydawała się taka... delikatna. Jakby nigdy nie parała się pracą fizyczną.
Siedziałam na podłokietniku Clinta, wsłuchując się we wspominki znajomych Avengersów Zachowywali się, jakby byli starymi przyjaciółmi, którzy spotkali się po latach. Zresztą, cholera ich wie, zapewne nimi byli. Z zainteresowaniem przeszłam przez wspomnienia, dotyczące Thanosa – były czymś, co nieco uzupełniło moje informacje o tym przerośniętym winogronie. Późniejsze wspomnienia były nieco niezrozumiałe dla mnie, bo dotyczyły innych ras i planet, a dla mnie już sama Ziemia była zbyt skomplikowana.
– Clint, widzę tutaj kilka nowych twarzy – powiedział ten, który najbardziej przypominał mi człowieka.
– Mhm.
Clint pociągnął zdrowo z gwinta, a po przełknięciu piwa spojrzał na Kate i Jelenę z uśmiechem,, błąkającym się na jego twarzy. Wyglądał jak dumny ojciec dwóch córek, które właśnie uratowały świat przed zniszczeniem. Może nawet kiedyś to zrobiły, nie miałam pojęcia.
– To Kate i Jelena. – Wskazał ręką z piwem w stronę dziewczyn. – Poznaliśmy się jakieś... Cztery? Pięć lat temu?
– Siedem, Clint – poprawiła go Jelena, rozsiadając się wygodniej w fotelu.
– Już tyle? Rany, ale to leci... Niby siedem lat, a wy nadal zachowujecie się jak smarkacze.
Po pokoju przeszła cicha fala śmiechów.
– Uważaj, bo zaraz uznamy, że najwyższa pora na twoją emeryturę!
– Och, Jelena, żebyś ty wiedziała, ile ja razy byłem na emeryturze... Jakby nie patrzeć, to z ostatniej obie mnie ściągnęłyście.
– Stare dzieje – żachnęła się Kate, spychając Jelenę nieco na bok i robiąc tym samym więcej miejsca dla siebie. – Gdybyś naprawdę nie chciał, to byś nie wracał.
Clint pokręcił tylko ze śmiechem głową. Zupełnie jakby był przekonany, że nie było takiej opcji, żeby nie wrócił.
– Siedem lat, mówicie? To całkiem sporo. A dopiero co poznaliśmy się z nastoletnim Peterem, gdy wkradł się na lecący statek kosmiczny...
CZYTASZ
Hell's fire | Bucky Barnes
FanfictionGdy Avengersi pogrążeni są w zamęcie, S.H.I.E.L.D. przechodzi restrukturyzację, a świat zaczyna żyć w chaosie, tajne zgromadzenie postanawia przywrócić do życia kobietę, która będzie ostatnią deską ratunku dla ludzi - Lilith. 💜🖤💜 🥇 - pierwsze mi...