XXXV

1K 55 41
                                        

Po szaleńczym biegu prosto do mojego pokoju, przebrałam się we własne ciuchy najszybciej, jak umiałam. Wiedziałam, że Clint będzie mnie szukał, więc naprawdę ucieszyłam się, gdy nie spotkałam go po drodze. Odczekałam chwilę w pokoju, a gdy blondyn nie zapukał do moich drzwi, postanowiłam na niego nie czekać, tylko ruszyć do kuchni.

Ostatnia noc nadal gdzieś we mnie buzowała i nie do końca potrafiłam sobie poradzić z własnymi myślami. Nie czułam się inaczej, było tak, jakby nic się nie zmieniło, oprócz tego, co kotłowało się w mojej głowie. Zupełnie jakby w mój umysł co chwilę uderzały błyskawice, a każda z nich przypominała mi ruchy rąk Barnesa na moim ciele. I za cholerę nie mogłam się tego pozbyć.

Gdy dotarłam do kuchni, zastałam w niej Sama i, o dziwo, Clinta. Tajemnica tego, dlaczego łucznik nie dotarł do mojego pokoju, szybko się wyjaśniła – sądząc po papierach rozłożonych na blacie, właśnie tłumaczył Wilsonowi to samo, co Barnesowi.

– Lilith, dobrze, że jesteś – powiedział od razu, gdy mnie zobaczył. – Jest pewna sprawa, którą musimy obgadać.

– Daj mi chwilę, Clint, muszę sobie zrobić kawę.

Ruszyłam w stronę ekspresu, naciągając rękawy na dłonie. Mocny uścisk dłoni Barnesa zostawił na nich lekkie sińce, więc wolałam nie ryzykować tym, że ktoś mógłby je zobaczyć. Zresztą, i tak powinny zniknąć za mniej niż godzinę.

– Miałem do ciebie przyjść wcześniej, ale stwierdziłem, że może jeszcze śpisz – zaczął Clint, kiedy przysiadłam się do nich już z kawą. – Wyspałaś się?

– Ta-ak, można to tak nazwać – odparłam, zajmując miejsce obok niego.

Clint obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, przyglądając się dłużej moim roztrzepanym włosom, po czym westchnął i podsunął mi pod nos papiery. Największy z nich ukazywał mapę, tę samą, którą pokazywał mi nie tak dawno temu w salce obserwacyjnej. Tym razem było na nich jednak więcej zaznaczonych punktów i więcej literek.

– Fury postanowił, że wszyscy wyruszamy z kadetami. Będą podzieleni na mniejsze grupy i będą startować z różnych miejsc, ale odległości do celu, czyli ciebie i Bucky'ego, będą takie same. – Wskazał długopisem na kilka kółeczek z różnymi literami i dał mi chwilę na przyglądnięcie się temu, jak były rozmieszczone. – I tak, wasza dwójka nadal będzie czekała na wszystkich w punkcie końcowym, to nie podlega dyskusji.

Sam zarechotał, czym zasłużył sobie na nasze spojrzenia. Z tym że Clinta było zdziwione, a moje najpewniej wyrażało chęć mordu.

– Co jest, Sam? – zapytał Clint.

– O nic, nic. Kompletnie nic, Clint.

Blondyn pokręcił ze zrezygnowaniem głową, najwyraźniej zdając sobie sprawę z tego, że zachowanie Sama przeważnie odbiega od przyjętych społecznie norm i nie ma powodu się nad tym zastanawiać. Zwrócił się w moją stronę i zaczął powoli zbierać dokumenty i mapy, ale coś było nie tak. Wyczuwałam w powietrzu, że to nie było wszystko, co chciał mi powiedzieć.

– Coś jeszcze, Clint?

W momencie, w którym blondyn otwierał usta, żeby odpowiedzieć, do kuchni wszedł Barnes. Gdyby nie to, że siedziałam przodem do wejścia, w ogóle bym go nie usłyszała. Jak zawsze poruszał się cicho, jak prawdziwy duch.

Oddech na chwilę ugrzązł mi w płucach, gdy nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Barnes wyglądał i zachowywał się jak na co dzień, jakby zupełnie nic nie wydarzyło się poprzedniej nocy. Jak w każdy inny poranek podszedł do ekspresu i zaczął przygotowywać sobie kawę, po czym ruszył w stronę lodówki.

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz