VII

1.1K 58 183
                                        

– Czy ktoś widział Bucky'ego? – zapytał Sam, wchodząc do sali treningowej, gdzie przebywałam z Clintem i Jeleną.

Dzisiaj był pierwszy dzień, w którym kadeci szkolili się według nowego planu, bazującego na ataku, nie na obronie. Clint zaprosił nas, żebyśmy zobaczyły, jak sprawdza się ten trening w praktyce i czy trzeba coś jeszcze zmienić. Ciężko było to ocenić, biorąc pod uwagę fakt, że nie były to ćwiczenia zaawansowane. Nadal byłam zdania, że do każdego z tych kadetów trzeba podejść indywidualnie, ewentualnie z podziałem na mniejsze grupy. W przeciwieństwie do Jeleny, która uważała, że sekwencje pewnych ataków powinien umieć każdy.

– Hmm... – Clint zmarszczył brwi, zastanawiając się nad pytaniem Wilsona. – Tak. To znaczy nie. Poleciał w nocy z Bannerem, bo miał coś do załatwienia w jego okolicy.

– I mnie nie zabrał?! – Sam wyrzucił ręce w powietrze, pokazując swoje niezadowolenie.

Skrzywiłam się na jego okrzyk. Nie obchodził mnie Barnes ani to, co robił – mógł jednak zabrać Wilsona ze sobą. Byłoby ciszej i zdecydowanie spokojniej.

Rozglądnęłam się po sali, zauważając, że kadeci dostali krótką przerwę. Próbowałam wypatrzyć wśród nich syna Clinta, ale żaden z nich nie był do niego podobny. Ze smutkiem stwierdziłam, że może nie było go w tej grupie.

– Taa, cóż. – Clint wzruszył ramionami. – W sumie to dobrze, że przyszedłeś. Fury chce dzisiaj obgadać raport odnośnie złapania tej gadziny, mamy być wszyscy. Dzisiaj o trzynastej, w sali konferencyjnej.

– Co? Ja też? – Sam przewrócił oczami, zakładając ręce na piersi – Nie mogłeś mnie wykręcić? Nienawidzę tych spotkań!

– A kto je lubi? – wtrąciła Jelena, patrząc na chłopaka ze zmęczeniem.

– Peter, Kate, Clint – Wyliczał na palcach, ale przestał, widząc spojrzenie Bartona. – No, dobra, może tylko Peter... Okej, punkt czternasta jestem!

– Trzynasta! – krzyknęła Jelena za wybiegającym z sali Wilsonem. Gdy drzwi trzasnęły za nim, spojrzała na nas z rozbawieniem. – On tak poważnie?

– Przyjdzie. Za bardzo boi się Fury'ego. – Clint zaśmiał się cicho pod nosem, klikając coś na małym ekranie, który wyciągnął z kieszeni. – I jak? Co sądzicie o treningu?

– Jest dużo lepiej – powiedziałam na zachętę, wymuszając uśmiech.

– Jelena?

– Dałabym im większy wycisk. – Zmarszczyła czoło, patrząc na odpoczywających kadetów. – Na moich treningach nie było odpoczynków. Albo trenowałeś, albo mdlałeś z wycieńczenia... A wtedy i tak cię cucili zimną wodą i musiałeś ćwiczyć dalej.

Popatrzyłam na nią z zaskoczeniem. Ciekawe, kto i gdzie ją uczył, że szkolenie przebiegało aż tak drastycznie – podejrzewałam, że nie była to T.A.R.C.Z.A., ale niczego nie wykluczałam. Zgadzałam się z tym, że treningi powinny być ciężkie, żeby zahartować organizm, podnosić poprzeczkę... Ale wszystko miało swoje granice. Gdyby mnie ktoś tak potraktował na treningu tak, jak Jelenę, skończyłby z połamanymi nogami – przy dobrych wiatrach, oczywiście. Równie dobrze mógłby zostać kawałkiem spalonego ciała.

– Tak... Musimy popracować nad intensywnością – odparł Clint, chowając urządzenie do kieszeni spodni.

– No, to niech biegną jeszcze kilkadziesiąt mil na koniec, a my możemy iść na kawę – podsumowałam, kierując się w stronę wyjścia.

Tego dnia naprawdę, potrzebowałam kawy. Sen nie był dla mnie łaskawy. Pomimo wygodnego łóżka kręciłam się na nim z boku na bok, a gdy udało mi się zasnąć, budziły mnie koszmary.

Hell's fire |  Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz